wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 40. "Nagle w lesie coś huknęło..." - czyli: zaginiony w akcji.

Cześć, kochani! Na początku chciałam wam życzyć wesołych, pełnych radości świąt! =) Aby każde wasze marzenie się wreszcie spełniło <3 I dużo, dużo szczęścia <3
Wiem, nie jestem dobra w składaniu życzeń, ale one płyną prosto z serca, także no! :D
Chciałam też przeprosić, że między kolejnymi rozdziałami są tak duże przerwy, ale po prostu... Straciłam jakoś wenę na moje osobne blogi ^^ Teraz piszę tylko te z Iris i rzadko zaglądam do moich osobnych... ^^" A to dlatego, żee... skończyły mi się pomysły. Zresztą chyba widać, że ostatnie rozdziały to totalny spontan iii się staczam ;_; Przepraszam! Nie zamierzam rezygnować z tych blogów, ale po prostu będziecie musieli dłużej czekać na rozdziały (jeśli ktoś wytrwa)... ;<



Z pamiętnika zjeba…
Tego dnia wszystko się zmieniło.
Każdy z członków gildii przeżywał swój osobisty dramat i zmagał się z szokiem.
Nikt z nas nie spodziewał się tego, co się stało.
Nikt.
Nawet dziecko Erzy i Jellala przestało beczeć, jakby chciało pokazać, że rozumie sytuację i wspiera nas w bólu.
Natsu zaginął.
Nikt nie wiedział, co się z nim stało.
W jednej chwili z nami był, a w następnej… już nie.
Ninja pieprzony!
Kurwa. Ja tu się martwię, a on pewnie bawi się w najlepsze… Kij wie, gdzie. Jednakże zacznę od początku. Ja, Natsu, Erza, Jell, Lucy, Happy, Laxus i utykający Freed (Laxi spełnił swoją groźbę, wypieprzył go tak, że jego krzyki i jęki słychać było w całej gildii) wybraliśmy się na zakupy przedweselne. Wesele moje i Natsu miało być połączone ze ślubem Zielonego Gluta oraz Blondaska Przydupaska. Tak, nowe ksywy. I tak każdy wie, o kogo chodzi. Bachor Nash Gray junior został sobie w domciu z Caną, co nie mogło skończyć się dobrze.
Oczywiście kłótnie między naszą ósemką były wielkie. Ciągle dostawałem od Pedalskiego Włosa po łbie, Emanująca Złością Tytania darła ryja na każdego, kto zasłużył, Mały Niebieski Pojeb brechtał się ze wszystkiego, a Pierdolnięty Pantoflarz (Jell) usiłował chować się ze Blondaskiem Przydupaskiem, kiedy wyczuwał jakieś zagrożenie. Każdy miał w dupie wlekącego się na końcu Zielonego Gluta. Standard. Nasze zakupy zawsze tak wyglądają. I oczywiście skończyło się na tym, że nie kupiliśmy połowy rzeczy. Woleliśmy pójść się najebać, za bardzo żeśmy się zdenerwowali!
No i jakoś tak wyszło, że… po drodze zgubiliśmy Natsu!
Nikt nie wiedział gdzie, kiedy… Tak jak wspomniałem wcześniej – w jednej chwili był, a w drugiej już nie.
Nie wiedzieliśmy, jak dotarliśmy do gildii, gdyż jak mówiłem wyżej – spiliśmy się. Kiedy się obudziłem w łazience, w samych bokserkach (o, zgrozo), miałem cholernego kaca. Poszedłem do mojego pokoju, w którym spał Jell i go obudziłem, pytając o Natsu.
- Nie widziałem go – brzmiała niewyraźna odpowiedź.
Latałem jak popierdolony po całej gildii, szukając go. Nikt nic nie wiedział. Cana stwierdziła, że nie było go z nami, gdy wróciliśmy.
Teraz siedzimy i debatujemy na ten temat przy okrągłym stole. No dobra, nie był okrągły, ale to tylko szczegóły. 
- Mi się wydaje, że z baru z nami wychodził – odezwała się niemrawo Erza.
- Z kolei ja sądzę, że zgubiliśmy go już wcześniej. – Laxus drapał się po głowie, jakby chciał przekonać resztki mózgu do współpracy.
- Może go poszukamy, co? A jak go coś zjadło? Albo ktoś go zgwałcił? Kurwa, na pewno ktoś zgwałcił moją słodką żonę! – Panikowałem.
Dostałem za to w łeb czyimś butem. Miło. Ale… chociaż trochę się uspokoiłem… Trochę…
***
Po długich debatach postanowiliśmy, że jednak go poszukamy. Rozdzieliliśmy się na grupy. Ja i Erza mieliśmy zostać na miejscu, w razie, gdyby się pojawił. Laxus i Freed poszli do baru, aby o niego wypytać. Jell poszedł sam ogarnąć okolicę. Las i te sprawy. Natomiast Happy i Lucy mieli rozejrzeć się w pobliżu miejsc, które odwiedziliśmy, z wyjątkiem baru.
To był błąd, że kazali mi tu zostać, bo cały czas wkurzałem wszystkich lataniem jak popierdolony po pomieszczeniach. No, co? Miałem nadzieję, że jednak gdzieś tu się zaszył.
- Marne twoje nadzieje, homoseksualisto jeden – mruknęła Cana, kiedy po raz setny sprawdzałem, czy Dragneel nie ukrył się czasem w jej beczce piwa.
Nie miałem już pojęcia, co ze sobą zrobić! A wtedy…
Drzwi otworzyły się…
I stanął w nich…
Jakiś śmierdzący odpadami murzyn!
- Kurwa, ja pierdolę, zajebię skurwysynów – mamrotał pod nosem, z wielkim wkurwem kierując się do łazienki.
Patrzyliśmy na niego oniemiali. Kto to, kurwa, jest?!
- Eeeee? Natsu? – zapytała zszokowana Erza. Siedziała najbliżej.
Zmarszczyłem brwi. Nie no, to nie mogła być moja żonka!
Murzyn zwrócił na nią wzrok.
- NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE, ZDRAJCZYNI! ZOSTAWILIŚCIE MNIE! – wydarł się, po czym pohasał szybko do kibla.
A więc…
To był…
Dragneel…?!
***
Poszedłem do pokoju, w którym siedział już umyty i pachnący Natsu i usiadłem przy nim na łóżku.
- Martwiliśmy się o ciebie! Co się stało? – zapytałem, patrząc na niego.
- Kurwa, nie wiem! Ktoś z was mnie popchnął i wylądowałem w śmietniku – warknął, nadal wkurwiony. Wprost emanował różową złością. – Jakby tego było mało, nie mogłem z niego wyjść! Darłem się, żebyście mnie wyciągnęli, ale nic z tego! Poszliście sobie, zdrajcy! A ja przysnąłem… I wylądowałem na śmietniku! Z samego rana się obudziłem na wysypisku wśród śmieci! A z moją znajomością tamtych terenów… zdążyłem dziesięć razy się zgubić i wpadłem do czyjejś piwnicy z węglem! Zanim się stamtąd wygramoliłem, zdążyłem się cały ubrudzić i w dodatku śmierdziałem! – Przywalił mi w łeb, po czym położył się na łóżku, plecami do mnie.
- Ała! – Pomasowałem się po głowie. – Ej, żonkoo. Ja nic nie pamiętam od momentu wyjścia z baru. Byłem przekonany, że cały czas z nami jesteś. Wybacz mi. – Zapłakałem. Nie chciałem, żeby Pedalski Włos się na mnie złościł, bo wtedy był jeszcze bardziej nie do zniesienia.
Niestety, chyba ofuczył się na amen.
***
Pozostali wrócili niedługo później, gdy Erza ich poinformowała, że Dragneel raczył się pojawić. Właściwie to mój żon nie gadał z nikim, z wyjątkiem Happy’ego.  A to było dosyć upierdliwe.
Postanowiłem wyciągnąć ciężką artylerię.
- Jak się do mnie nie odezwiesz, to skoczę z dywanu na podłogę – powiedziałem poważnym tonem. – I wcale nie żartuję.
Nawet to nie podziałało. Olał mnie.
Także… Pozostało mi tylko jedno: iść emosić.




Kocham was!
~Misuzu

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 39. Wejście smoka - czyli: Freed i jego problemy życiowe.

Hej! Dziś krótko i mało śmiesznie. Wiem, przez miesiąc nic nie dodawałam, jestem zła, macie prawo mnie opierdolić ;____;
Nawał nauki, matury próbne, a w międzyczasie imprezy i pisanie z Iris na nasze wspólne blogi bardzo mnie zmęczyły ;_; Dlatego daję coś dopiero dziś. Przepraszam!



Olaliśmy telefon Erzy i bawiliśmy się dobrze przez calutkie dwa dni. Było zabawnie, a jakże. Natsu zarzygał mnie, kiedy jechaliśmy na plażę, a także wtedy, gdy z niej wracaliśmy. W łazience przypadkiem stanąłem przez niego na mydło i zaliczyłem epicką glebę na plecy. W nocy chrapał tak głośno, że nie mogłem przez niego spać. Jakby tego było mało – zrzucił mi na stopę telewizor. Nie pytajcie, jak to się stało.
W każdym bądź razie – zabawa była przednia. Uhu, taka radość, yay! 

No dobra, nie wychodzi mi udawanie szczęśliwego i wesołego małżonka. No bo, kurwa… Natsu teraz nie miał dla mnie litości. W ogóle się nie przejmował, jak mi się coś stało! W dodatku wykorzystywał swoje przywileje małżonki… Wiedział, że nie mogę mu już zwiać i pokazał swoje prawdziwe, diabelskie oblicze. 
A tata mi mówił: nigdy nie bierz za żonę różowowłosego geja, bo to same kłopoty przyniesie.

No dobra, tata mi tak nie mówił. Ale ktoś tak. Chwilowo nie pamiętam, kto. Chyba mój mózg. Tak sądzę.  
- Gray, przestań prowadzić wewnętrzne monologi z samym sobą i pomóż mi się pakować – usłyszałem zirytowany głos Dragneela.
Strzeliłem poker face’a i podniosłem tyłek z łóżka, niezadowolony. Nie lubiłem, kiedy ktoś przerywał mi rozmowy z samym sobą i użalanie się nad swoim marnym losem oraz głupotą. To było niegrzeczne.
Już miałem schylić się po koszulkę, która walała się po podłodze, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi hotelowego pokoju. Zmarszczyłem brwi, a Natsu chwilowo przestał wrzucać do walizki ubrania. 
- Wejść! – powiedziałem głośno.
Przez chwilę nic się nie działo, a potem… do pokoju wbił Freed, wymachując sporą, czerwoną torbą. Miał zaciesz na ryju.
- Przybyłem, by spędzić z wami wakacje, moi drodzy przyjaciele! Wiem, że się cieszycie!
Patrzyliśmy na niego jak na skończonego kretyna. Pomińmy chwilowo fakt, że nim był.
- Koleś. My właśnie zamierzamy wyjechać. – Natsu rzucił w niego moimi bokserkami. Szybko je odrzucił, krzywiąc się. Potem zaś zmierzył nas obu spojrzeniem mówiącym „zdradziliście mnie”.
- A – ale… No zostańcie tu jeszcze… Ze mną! Potrzebuję tego! Muszę zaszaleć! – Rozpaczał, bardzo zawiedziony.
Różowowłosy go olał i wrócił do pakowania, mamrocząc coś pod nosem. No tak, zawsze to ja muszę wszystko tłumaczyć innym, mniej inteligentnym istotom! Pff. Wykończę się niedługo. To trudna praca.
 - Erza mi mówiła, że coś się stało tobie i Laxusowi. Usiądź i powiedz mi, o co chodzi, a potem grzecznie pojedziemy do domu i porozmawiam też z nim. – Przemówiłem do niego jak do dziecka i pociągnąłem go na łóżko. Przy okazji dostałem torbą. 
Zielonowłosy popatrzył na mnie z bólem. 
- No bo… Bo Laxus… Bo on… - Nie mógł się wysłowić. – Porwał moją gazetkę z najnowszymi ploteczkami! – Wybuchnął płaczem, wyraźnie bardzo załamany z tego powodu.
Powstrzymałem chęć strzelenia sobie facepalma. 
- Dlaczego to zrobił? – zapytałem, usiłując nadać głosowi łagodny ton, chociaż miałem ochotę się roześmiać z jego głupoty.
- B – bo podobno g – go nie słuchałem! – zaszlochał, wycierając gluty w rękaw.
- A może rzeczywiście tak było? – zasugerowałem, klepiąc go pocieszycielsko po ramieniu.
- Było, przyznaję się! Ale najnowsze ploteczki tak mnie wciągnęły, że dlaczego miałem słuchać jakiegoś pierdolenia o tym, że ma problemy z orgazmem!
Natsu odwrócił się w naszą stronę z głupią miną, a ja zacząłem się śmiać. Zabawnie było słuchać o problemach życiowych tej pary, zdecydowanie. Freed popatrzył raz na różowowłosego, a raz na mnie z rosnącym oburzeniem. Nie rozumiał naszej reakcji.
- Słuchaj, Freed. Problemy Laxusa to też twoje problemy. Powinieneś go wysłuchać, a nie czytać jakieś głupoty w gazetach – powiedziałem inteligentnie. Byłem z siebie taki dumny! – Jak wrócimy do domu, to z nim serio pogadam, będę robić za psychologa, chociaż tego nie lubię. A na razie na pocieszenie kupię ci gazetkę porno. Może być? – Wyszczerzyłem zęby w głupim uśmiechu.
- A – a w tym pornosie będą jakieś fajne ploteczki? – zapytał, pociągając nosem. 
- Oczywiście! Potem „poczytamy” razem…
Natsu posłał mi spojrzenie pod tytułem „zapierdolę cię” i gwałtownie zamknął walizkę.
- Jedziemy. Łap się za bagaże – warknął na mnie i wyszedł.
Westchnąłem męczeńsko i wziąłem walizy.
- Natsu ostatnio zrobił się nie do zniesienia – poskarżyłem się. – Odkąd został moją żoną, ciągle mu odwala! – Nadąłem policzki i ruszyłem do drzwi, a zaskoczony moimi słowami Freed zaraz za mną.
- Jak to, został twoją żoną? – zapytał. Potem spojrzał na moją dłoń i ujrzał na niej obrączkę. Wmurowało go. – A – ale tak nagle?! Tak w tajemnicy?! – Uniósł się nagle.
- Sorki, ale tutaj w żadnym hotelu nie przyjmują ludzi bez małżeństwa. Zjebane miejsce. – Pokręciłem głową, załamany. – Musieliśmy wziąć szybki ślub. Gdyby nie to… pewnie bym się nie zdecydował – przyznałem cicho. – Uważałem, że takie coś jest mi niepotrzebne. Niby nie żałuję, ale Natsu potrafi teraz mi zaleźć za skórę. I tak wesele będzie, jak już wrócimy. – Uśmiechnąłem się do niego lekko. Rozmowa się urwała.
Poszliśmy na przystanek, gdzie już siedział widocznie obrażony Dragneel. Po drodze zaszliśmy jeszcze po tego pornosa, który teraz spoczywał bezpieczny w torbie Freeda. Po kilku minutach nadjechał pociąg i wsiedliśmy do niego. Oczywiście skończyło się na tym, że moja żonka mnie zarzygała. Znowu.
*
Bardzo zmęczyła nas ta podróż. Od razu po wejściu do gildii zostaliśmy przywitani przez płacz bachora Erzy. Natsu się ożywił, kiedy usłyszał ten lament. Pobiegł do pokoju Scarlet i Jellala, zostawiając zarzyganego mnie i wymachującego torbą Freeda. Poszedłem się przebrać, a potem znalazłem Laxusa (tradycyjnie siedział w kuchni i miał wyjebane).
- Słuchaj, Freed mi powiedział, co zaszło. Kupiłem mu pornola, więc wybaczył ci już pewnie tą gazetkę. – Podrapałem się po głowie. 
- Oczywiście musiał ci już wszystko powiedzieć? – Zmrużył oczy i skrzyżował ręce na piersi.
- Szukał pomocy. Wyjaśniłem mu, że powinien słuchać, jak do niego mówisz, a nie czytać głupoty. – Wzruszyłem ramionami. – Tak a propos… Doszły mnie słuchy, że masz problemy z orgazmem – rzekłem z powagą, chociaż miałem ochotę się roześmiać.
Laxus strzelił poker face’a.
- FREED, SKURWYSYNU! – krzyknął chwilę później, podrywając się z miejsca. – Idę go zgwałcić. Odechce mu się pieprzenia takich głupot! – warknął i wybiegł z pomieszczenia, niczym struś pędziwiatr.
Taak… I wszystko wróciło do porządku dziennego. 


Tak w ogóle, to zapraszam: http://gratsu-love-story-yooool.blogspot.com  , ryjemy banie z Iris xd
Mamy jeszcze drugiego bloga, ale tam jeszcze nic nie jest dodane, więc link dam w komentarzu, jak coś xD
~Misuzu.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 38. Jedziemy w pizdu - czyli: wakacje, kurwa!

Siema!
Oto rozdział urodzinowy. Tak, dokładnie tego dnia mój blog kończy rok. Nie spodziewałam się, że dotrwam do tego czasu, poważnie.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy byli ze mną od początku i są do tej pory. To bardzo wiele dla mnie znaczy, naprawdę.
Oczywiście jest na pewno spora liczba osób, która czytała do któregoś tam rozdziału i rzuciła to w pizdu, ale cóż... Przykro mi z tego powodu, jednak nie ma co rozpaczać.
Ważne, że nadal są osoby, które chcą czytać to, co piszę.
Módlcie się, abym wytrwała kolejny rok w pisaniu XD
No nic, nie będę przedłużać.


Kilka miesięcy później…
Ciemna noc…

Natsu zajebał mi z łokcia w ryj, gdy zmieniał pozycję, co poskutkowało tym, że się obudziłem.
Zakląłem w myślach, po czym wstałem i skierowałem kroki do łazienki. Oczywiście po drodze prawie się kilka razy wywaliłem… ale to się wytnie!
Nie bardzo zaskoczył mnie widok Freeda, siedzącego pod ścianą z gazetą w ręce. Świecił latarką na tekst… bądź też na jakieś porno obrazki. Zignorowaliśmy się nawzajem.
Gdy wracałem z kibla, wpadł na mnie spanikowany Jellal. Potrząsnął mną i wydarł się: - Erza rodzi! Budź wszystkich! Dzwoń po karetkę! Odbierz poród!
Jako że perspektywa odbierania porodu mnie wystraszyła… pisnąłem jak mała dziewczynka, która zobaczyła pająka. Tak, nie ma to jak zachować przytomność umysłu w takiej sytuacji. Jesteśmy w tym z Jellalem mistrzami!
Na szczęście pojawił się Freed i zdzielił nas obu po głowach, żebyśmy się zamknęli.
- Opanujcie emocje. Idźcie do mistrza, ja zadzwonię po karetkę – warknął, znikając w kuchni.
Spełniliśmy polecenie zielonowłosego. Już po półgodzinie biedna Erza i spanikowany Jell jechali karetką do szpitala (wraz z nimi Laxus, ale nie wiem, po co on tam, wolę nie wnikać), a ja i mistrz wróciliśmy do łóżek. Co robił Freed? Tego nawet najstarsi bogowie nie wiedzą.
I tak nie mogłem zasnąć. Przez chwilę stwierdziłem, że obudzę Natsu… ale nie chciałem, żeby się podniecał tym wszystkim przez całą noc! Znając jego, przeżywałby to gorzej niż ojciec dziecka, do tego stopnia mu odjebało. Ech, mam przewalone!
*
Kilka dni później…
Nastąpił koniec spokoju…
 
Erza wróciła z bachorem do domu. Cały czas beczał, nie dając nam spać. Z trudem walczyłem z migreną. Nie minęło wiele czasu, a większość członków gildii zaczęła bardziej przypominać zombie, niż ludzi. Jedynie Natsu i Erza jeszcze w pewien sposób emanowali energią i radością.
- Jak go nazwaliście? – zapytał podekscytowany Pedalski Włos któregoś dnia. Tyle latał za Scarlet i nawet tego nie wiedział?
- Nash Gray. Na waszą cześć – odparł Jell z dumą, wypinając klatę do przodu.
Poczułem się doceniony. Przynajmniej na chwilę… bo potem dzieciak zaczął swój koncert. Natsu skakał dookoła tego bachora podjarany, jak po dobrych prochach. Wcale nie przeszkadzał mu jego ryk, wręcz przeciwnie!
Wreszcie podjąłem decyzję – potrzebne nam wakacje! To znaczy mi, bynajmniej.
*
Dwa dni później…
Wreszcie pojechaliśmy…
Ledwo udało mi się namówić Natsu na wyjazd. Nie chciał rozstawać się z Nashem Grayem juniorem, ale wytłumaczyłem mu, że odpoczynek dobrze nam zrobi.
Pojechaliśmy do miasteczka o nazwie Zadupie Kurwałkę (tak, zachęcające), bo było najtaniej. Tak, jestem sknerą, żałuję na wakacje dla siebie i mojego chłopaka, tak! A teraz przejdźmy do konkretów!
Weszliśmy do pierwszego – lepszego hotelu. W recepcji postanowiliśmy podpytać o ceny pokoi. Rzeczywiście było tanio, ale za to pojawił się inny problem…
- W Zadupiu Kurwałkę są hotele tylko i wyłącznie dla małżeństw. Czy panowie wstąpili w związek partnerski?
- Eee… N - nie… - wyjąkałem, zszokowany.
- W takim razie przykro mi, nigdzie nie zagrzeją panowie miejsca. – Recepcjonistka wzruszyła lekko ramionami, posyłając nam przepraszający uśmiech.
- Widzisz, mówiłem ci, żeby pospieszyć się z tym ślubem – mruknął Natsu, obrażony. – Wracajmy do domu!
Wyszedł z hotelu, taszcząc za sobą swoje bagaże. Nie chciałem rezygnować z wakacji, skoro już byliśmy na miejscu. Poza tym musiałbym znosić drugi raz w ciągu tego dnia rzygającego Dragneela… Jego choroba lokomocyjna potrafiła być naprawdę upierdliwa.
Odwróciłem się do recepcjonistki i zapytałem: - Gdzie tutaj można wziąć szybki ślub?
Tak, podjąłem już decyzję. Może później będę żałował, nie wiem. Wiem tylko, że Natsu jest kimś, z kim chcę spędzić resztę życia.
*
Udało mi się przekonać różowowłosego do pozostania na miejscu. Nie wiedział, co planowałem zrobić i teraz bez przerwy narzekał, że przeze mnie i moją głupotę będziemy spać na dworze, pff. To było niemiłe!
- Ogarnij się. Coś wymyślę. – Posłałem mu rozbrajający uśmieszek. – Zaczekaj na mnie tutaj. Zaraz wrócę!
Zostawiłem go przy ławce z bagażami, a sam pognałem do jubilera po obrączki. Potem w ekspresowym tempie pohasałem do urzędu stanu cywilnego, który poleciła mi recepcjonistka.
- Dzień dobry, chciałbym jeszcze dziś wstąpić w związek partnerski z moim chłopakiem. Jak najszybciej! – wykrzyknąłem od progu.
Kilka osób popatrzyło na mnie z obojętnością, po czym wrócili do swych spraw. Z wyjątkiem jednej kobiety.
- W tym momencie mam „okienko”. Niech pan przyprowadzi partnera i świadków.
- Eee… Nie mam świadków… - mruknąłem, drapiąc się po głowie.
Tak, Gray. Brawo za inteligencję. W tej chwili miałem ochotę strzelić sobie facepalma. Krzesłem.
- Uh… W takim razie niech pan ich znajdzie.
*
Natsu już pewnie się niecierpliwił, w końcu nie było mnie trochę czasu. Zaczepiałem każdego po kolei na ulicy, ale nikt nie chciał zostać świadkiem. Pognałem więc z powrotem do hotelu i poprosiłem o to recepcjonistkę i jakiegoś dziadka, który właśnie mył podłogę. Zgodzili się. Tyle wygrać!
Kazałem im iść już do urzędu, a sam pobiegłem po Natsu. Co dziwne, nie zgubiłem się.
- Gdzieś ty był?! Ile można czekać?! – wydarł się na mnie na wstępie.
- Prz – przeprasz – przepraszam! – wydyszałem. – Chodź ze mną. Załatwiłem nam hotel! – skłamałem gładko.
Wzięliśmy bagaże i ruszyliśmy w stronę urzędu. A to się chłopak zdziwi…
*
 Natsu nie wiedział, co się dzieje, kiedy zaciągnąłem go do urzędu. Myślał, że znowu się zgubiłem i nie omieszkał mi tego wypomnieć.
- Wcale się nie zgubiłem. Bierzemy ślub, kochanie – odpowiedziałem spokojnie, wypinając dumnie klatę do przodu. Byłem z siebie taki zadowolony!
Chłopak chwilę patrzył na mnie z niemałym szokiem. A potem tak po prostu się popłakał. Popatrzyłem na niego, lekko wybity z rytmu. Czyżbym podjął złą decyzję…? Brawo, Fullbuster! Jednak mama miała rację, jesteś idiotą!
- Gray! Myślałem, że nie chciałeś się ze mną wiązać tak poważną przysięgą… Nawet, jeśli to tylko ślub cywilny… - przerwał na moment i rzucił mi się w ramiona, co poskutkowało tym, że prawie zajebałem glebę. – Kocham się, wiesz? 
- Też cię kocham, Pedalski Włosku – zamruczałem cicho, z przyjemnością tuląc do siebie ciało chłopaka.
- Panowie, jesteście gotowi? – zapytała uśmiechnięta urzędniczka. Pokiwaliśmy głowami, uradowani tym, co za chwilę miało się wydarzyć.
To prawda, że wcześniej nie chciałem tego ślubu. Był on dla mnie czymś niepotrzebnym. W końcu chciałem być z Natsu, więc takie przysięgi nic by nie zmieniły. Wtedy tak myślałem, ale po odbytej ceremonii… dostrzegłem różnicę.
Teraz Dragneel już nie mógł tak po prostu ode mnie odejść, ani ja od niego. Ślub był umocnieniem silnej więzi, która nas łączyła.
*
Pomijają fakt, że w czasie ślubu wyglądaliśmy, jakbyśmy wcale go nie brali, poszło całkiem dobrze. Recepcjonistka obsmarkała mi koszulkę, stary woźny zasnął, a urzędniczka w połowie przysięgi zaczęła się śmiać z miny srającego kota w wykonaniu Natsu. W dodatku ja, pod presją, zamiast „tak” powiedziałem „mleko”, za co dostałem w mordę od mojego przyszłego małżonka. Wczuwał się już w rolę żony. Później wszystko poszło już szybko i bez żadnych problemów.
Recepcjonistka, bardzo wzruszona, postanowiła zapłacić za dwie nasze noce w hotelu, w którym pracowała. Później już mieliśmy sami pokrywać koszty. Oczywiście skorzystaliśmy z tego przejawu hojności i dosłownie piętnaście minut później siedzieliśmy już w hotelowym pokoju, szczęśliwi.
- Zrobimy wesele po powrocie, żeby członkowie gildii nie mieli nam za złe, że coś ich ominęło. – Zaśmiałem się.
- Dobrze. Żebyśmy tylko nie odwalili czegoś takiego, jak na weselu Erzy i Jellala. – Wzdrygnął się Natsu. Nie wspominał tej nocy zbyt dobrze. W sumie… Nie pamiętał z niej za wiele, ale to się wytnie. Sam nie byłem lepszy.
- Może przejdziemy do nocy poślubnej? – Uniosłem sugestywnie brew do góry, przyciągając do siebie Dragneela. Jego spojrzenie mówiło „jesteś niewyżytym zboczeńcem”, ale nie przejąłem się tym.
- A – ale przecież jest dopiero południe – zaprotestował, ale nie wyrwał się z moich objęć, wręcz przeciwnie – mocniej się do mnie przytulił.
- To w czymś ci przeszkadza? – Zaśmiałem się cicho, patrząc na niego z rozbawieniem.
- Niby nie, ale… Mam okres! – Wyrwał się z mojego uścisku i pognał w stronę łazienki, śmiejąc się przy tym jak Szatan.
- Kurwa, no to nici z seksu – mruknąłem do siebie, rozczarowany.
Loading…
Nie, chwila!
- Natsu! Ty nie możesz mieć okresu! Jesteś facetem! – Zawołałem odkrywczo i ruszyłem w pogoń.
Ganialiśmy się po całym „apartamencie” jak pojebani, dopóki Natsu nie potknął się o własne nogi. Oczywiście wyjebał glebę, a ja zdążyłem go dorwać. Usiadłem mu na biodrach i złapałem jego nadgarstki, żeby mi czasem nie przywalił z radości.
- No i co teraz, facecie z okresem? – zapytałem, ubawiony całą tą sytuacją.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu i powiedział coś, co kompletnie mnie zaskoczyło: - Bierz mnie, tygrysie. Tej nocy pozwalam ci na wszystko. A raczej tego popołudnia i nocy, ale to już w sumie jeden chuj. – Wzruszył lekko ramionami.
- Natsu. Nigdy nie byłeś tak bardzo chętny na seks jak dziś. Co ci się stało? – Byłem w czystym szoku.
- Jestem szczęśliwy, Gray. I to bardzo – mruknął cicho, wyrwał swoje dłonie z mojego uścisku i pogłaskał mnie po policzku, uśmiechając się czule.
Wstałem z niego i pomogłem mu się podnieść. Pociągnąłem go lekko w stronę łóżka. Opadł na nie bez protestów. Uniósł się do pozycji siedzącej, od razu zrzucając z siebie koszulkę i spodnie. Bokserki ściągnąłem z niego ja. Patrzyłem przez dłuższą chwilę na jego idealne, nagie ciało i oblizałem wargi. Miałem ochotę wziąć go już w tym momencie, ale nie chciałem się spieszyć. Zerwałem z siebie koszulkę, a spodnie zgubiłem nawet nie wiem, kiedy. Bokserki zaginęły w tajemniczych okolicznościach kilka chwil później.
Włożyłem kolano między nogi różowowłosego. Pochyliłem się nad nim i złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej namiętny. Oderwałem się od jego ust i zacząłem wodzić języczkiem wzdłuż jego klaty, na dłużej zatrzymując się przy sutkach. Natsu spoglądał na mnie spod wpółprzymkniętych powiek, zarumieniony. Lubił, kiedy tak się z nim bawiłem.
Zjechałem języczkiem niżej, na podbrzusze chłopaka. Zahaczyłem niby przypadkiem o czubek jego penisa, przez co doczekałem się cichego jęku ze strony chłopaka. A kiedy zacząłem drażnić językiem wewnętrzną stronę ud Natsu…
- Do rzeczy, Gray – jęknął, poganiając mnie. – Jestem cholernie napalony.
Zaśmiałem się tylko i już po chwili pierwszy palec znalazł się jego wnętrzu.  Chwilę później dołożyłem drugi, a potem trzeci. Syknął cicho z bólu, ale niedługo później już się rozluźnił. Kiedy był wystarczająco przygotowany, wycofałem palce, aby zastąpić je moim penisem. Nie zdążyłem jednak tego zrobić, gdyż przewrócił mnie na plecy. Oczy mu błyszczały i oddychał ciężko.
- Co ty…? – zacząłem, jednak szybko zostałem uciszony pocałunkiem.
Natsu wziął moją męskość w dłoń, a potem po prostu zaczął się na nią nabijać, zrywając przy tym pocałunek.
Patrzyłem na jego zmagania z niemałym zaskoczeniem. Nigdy nie robiliśmy tego w ten sposób.
- Aghh… Dziś bądź dla mnie ostry, ugh… - wyjęczał, kiedy już się nabił.
Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Znów zamieniliśmy się miejscami, teraz to ja górowałem. Tak było mi zdecydowanie wygodniej.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i od razu zacząłem wykonywać mocne i szybkie pchnięcia. Dragneel krzyknął głośno i przygryzł dolną wargę, aż pociekła krew.
Natychmiast zwolniłem tempo, za co mnie opieprzył.
- N – na co ty jeszcze cz – czekasz?! Mocniej! – warknął na mnie, więc pozostało mi tylko jedno: wyruchać go tak, że nie będzie mógł siedzieć przez tydzień.
Oczywiście natychmiast przystąpiłem do realizacji tego diabelskiego planu. Przyspieszyłem ruchy, dając z siebie wszystko. Natsu krzyczał i jęczał, jakby go zarzynali. Co chwilę prosił o więcej, więc nie mogłem mu odmówić. Już nie myślałem (nie komentujcie, ja wiem, że rzadko myślę!), zupełny odlot. Działałem instynktownie, dążąc do zaspokojenia swoich potrzeb i potrzeb mojego małżonka.
Z sekundy na sekundę czułem, że jestem coraz bliżej spełnienia.
- Graaay… - wyjęczał głośno Natsu i doszedł, spuszczając się na mój i swój brzuch.
Ja sam osiągnąłem spełnienie chwilę po nim. Padnięty, opadłem na jego ciało, mając w dupie wszystko inne.
- Wiesz… Ale mógłbyś wyciągnąć ze mnie swój sprzęt. – Zaśmiał się cicho Dragneel, przytulając mnie do swojej klaty.
- Póóóóźnieeej – powiedziałem, przeciągając litery. Marzyłem tylko o tym, żeby pójść spać. I tak też zrobiłem. Zasnąłem w iście ekspresowym tempie…
*
Obudził mnie dzwonek telefonu późnym wieczorem. Chciałem wstać, ale uświadomiłem sobie, że mój penis dalej tkwi w odbycie Natsu. Strzeliłem poker face’a i ostrożnie opuściłem jego ciało. Poruszył się niespokojnie, ale na szczęście się nie obudził.
Wygrzebałem komórkę z kieszeni porzuconych obok łóżka spodni i popatrzyłem na wyświetlacz.
- Cześć, Erza. O co chodzi? – rzuciłem w słuchawkę. W tle było słychać wycie bachora.
- Gray, musisz wracać. I to jak najszybciej. Jesteś tutaj potrzebny – odpowiedziała. Słychać było, że jest porządnie zdenerwowana.
- Ale… Dopiero dziś przyjechaliśmy! Poczekajcie tą i jeszcze następną noc…
- To nie może czekać. Chodzi o Laxusa i Freeda… Zresztą, dowiesz się na miejscu. Potrzebna nam twoja pomoc. – Po tych słowach się rozłączyła, tak po prostu.
Gapiłem się chwilę na telefon, zastanawiając się, co robić. Potrzebowali mnie. Ale Natsu też mnie potrzebował, a ja jego. To nasze wakacje, do cholery jasnej.
Jebać. Zostajemy!




~Misuzu.

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 37. Inna historia - czyli: jak to się mogło skończyć.

Siemka. Napisałam takie coś... Co miało być kiedyś zakończeniem tego bloga. Oczywiście miałam bardziej to rozwinąć, gdybym zdecydowała się tak to skończyć, jednak ktoś przemówił mi do rozumu iiii kontynuowałam parodię, za co pewnie jesteście mi wdzięczni XD Lub nie ;o xD
Cóż, nie przedłużając... Akcja toczy się od momentu, w którym Gray dowiedział się o tym, że może zacząć powoli świrować. ^^




Najbliższe dni miałby być decydujące. Jeżeli nie zacznę wariować, to spokojnie wyzdrowieję – tak powiedział Janusz, zanim wsiadł do samolotu.
Razem z Natsu każdego wieczoru wymykaliśmy się w nasze ulubione miejsce, a mianowicie nad jeziorko, otoczone drzewami. Potrafiliśmy przegadać całą noc, a nad ranem zasnąć, wtuleni w siebie. Pierwszy raz w życiu byłem szczęśliwy, mimo groźby szaleństwa. Starałem się o tym nie myśleć, co było dość trudne.
Jednego z takich wieczorów nagle zrobiło mi się bardzo… dziwnie. Najpierw przez głowę przebiegła myśl, żeby może zrobić coś… innego niż zwykle. Zmienić coś. Na przykład zachowanie.
Później podniosłem się do pozycji siedzącej i popatrzyłem na Natsu. Uśmiechnął się do mnie. Oblizałem powoli wargi, chcąc rzucić się na niego… zadać mu ból.
- Kurwa – jęknąłem, otrząsając się z tych myśli.
- Co się stało? – zapytał, wyraźnie zaniepokojony.
- N – nic. Zakręciło mi się w głowie. Wracajmy. – Podniosłem się z trudem i ruszyłem w stronę naszego wspólnego domu, a on zaraz za mną.
- Źle się czujesz?
Pokiwałem tylko głową. Nie przyznam mu się przecież, jakie myśli mnie naszły. Nie chciałem go straszyć i dodawać niepotrzebnych zmartwień.
Wziął mnie pod rękę i prowadził przez las, co jakiś czas rzucając w moją stronę ukradkowe spojrzenia, pełne troski.
Czyli jednak zaczynałem odczuwać skutki uboczne mikstury… Cholera. Nie jest dobrze. Tym razem dałem radę to zdusić zanim kogoś skrzywdziłem, ale czuję, że będzie tylko gorzej.
*
Z biegiem czasu było coraz gorzej – tak, jak się spodziewałem. Nikomu się z tym nie zdradziłem, ale instynktownie wyczuwałem, że Natsu coś wiem. Minął miesiąc, potem dwa. Wendy powiedziała, że wirus już prawie wyparował z mojego ciała i – nie zdając sobie sprawy ze skutków – podała mi drugą połowę buteleczki do wypicia.
- Nie wezmę tego – powiedziałem stanowczo.
- Ale to całkowicie zlikwiduje wirusa! – zaoponowała.
- Nie chcę… sam zniknie. Wiem, że zajmie to więcej czasu, ale…
- Nie pierdol.
- Wendy, ta odtrutka mnie niszczy. Atakuje mój mózg. Stopniowo pochłania mnie szaleństwo – wyznałem, krążąc niespokojnie po pokoju.
- Jak… to?! – Podniosła głos, patrząc na mnie z przerażeniem.
- Normalnie. Skutki uboczne. I jest coraz gorzej. Nie chciałem tego mówić, ale to prawda.
Przyłożyła mi dłonie do skroni, zamykając oczy. Długo tak stała, skupiona. Wreszcie cofnęła się o krok, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Nie ma żadnych znaków, że coś jest nie tak.
- Ale ja to czuję. Co gorsza, Natsu coś podejrzewa. Boję się, że jakoś go skrzywdzę. – Ukryłem twarz w dłoniach.
- Grunt to zachować spokój. Jakoś się ułoży. Nie myśl o tym, bo nic dobrego ci to nie przyniesie.
Postanowiłem posłuchać tej rady i –podniesiony a duchu – wróciłem do Natsu.
*
Tego wieczoru nie poszliśmy na polankę. Dostałem gorączki.
- Umieram na śmierć – jęknąłem, okryty kołdrą po same uszy.
- Nie jęcz. Nie raz gorzej się czułeś. – Zaśmiał się Natsu.
Po głowie krążyły mi nieposkładane myśli. Ta gorączka na pewno nie była normalna, czułem to. Znów obłęd…?
- Leć po Wendy, Natsu – powiedziałem, czując jak ogarnia mnie nagłe uczucie nienawiści. Widziałem postacie, poruszające się po pokoju. Mówiły coś do mnie, ale nie rozumiałem słów. Złapałem się za głowę, chcąc odzyskać jasność myślenia.
- Odejdźcie! – krzyknąłem, gwałtownie podrywając się z miejsca. Wstałem i zacząłem krążyć po pokoju, miotałem się z kąta w kąt, próbując powrócić do normalności. Jak przez mgłę usłyszałem głos Wendy. Prosiła, żebym się opanował.
- ZAMKNĄĆ SIĘ! – wydałem ryja, chcąc uciszyć szepty w mojej głowie. Świrowałem.
A potem nagle wszystko się uspokoiło. Omiotłem niespokojnym wzrokiem wnętrze pokoju. Nie było Wendy. Czyżby mi się wydawało, że ją słyszałem…? I nagle… zobaczyłem nieprzytomnego Natsu. Po jego policzku ciekła krew. Co się, kurwa, stało?! Oszalały (haha, kurwa, wszędzie szaleństwo) ze strachu dopadłem do niego i nim potrzasnąłem.
- Natsu, słyszysz mnie? Obudź się, błagam! – prosiłem, cały roztrzęsiony.
Przytuliłem go do siebie i otarłem krew płynącą z ranki na czole.
Minęła dłuższa chwila, zanim otworzył oczy. Popatrzył na mnie, nieco przestraszony.
- Czy to ja… ci to zrobiłem? – szepnąłem cicho.
Bałem się odpowiedzi.
- N – n – nie… ja po prostu się… przewróciłem. Niezdara ze mnie. – Zaśmiał się, ale zabrzmiało to cholernie nienaturalnie.
Byłem pewien, że to moja wina. Cholernie pewien.
- Gray… Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? O tym, że masz ataki? – Przygryzł wargę. Drżał.
- Przepraszam… Naprawdę nie chciałem cię martwić, a tym bardziej krzywdzić. Powiedz mi prawdę… To ja, prawda? Zraniłem cię.
Odwrócił wzrok, co dodatkowo mnie w tym upewniło.
- Nie, nie ty. Tylko twoja mroczniejsza strona. A z tego, co wiem, nie możesz jej kontrolować, więc nie powinieneś się za to obwiniać. Tylko tego starca, który po czasie ostrzegł przed konsekwencjami – wyszeptał.
Czułem, że ma rację, jednak… Ludzie, najważniejsza osoba w moim życiu przeze mnie cierpi! Przez to, co atakuje mój umysł. I nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, co wtedy robię. To naprawdę ciężka rzecz. Tego dnia skończyło się szczęśliwe życie u boku Natsu. Rozpętało się piekło.
*
Minął tydzień. Coraz częściej przestawałem być sobą. Krzywdziłem go. Siniaki i mniejsze lub większe obrażenia na jego ciele mówiły same za siebie. Mimo wszystko ciągle był ze mną. I nie chciał odejść. W tych nielicznych chwilach normalności wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Łudził się, że wszystko wróci do normy. Nie rozumiałem tego. Jak mógł ze mną wytrzymywać? Całkiem inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Nasze wspólne życie.
- Nad czym tak myślisz, Gray? – zapytał, wtulając się we mnie. Przytuliłem go ostrożnie.
- Nad tym, jak wszystko się szybko zmieniło. Teraz nie potrafię się nawet śmiać. Jestem psycholem. Dlaczego nie może to do ciebie dotrzeć? – Odchyliłem głowę w tył, przygryzając wargę.
- Kiedyś ci powiedziałem, że cię nie zostawię. Kocham cię. To mi daje siłę. Wytrzymam wszystko – powiedział, przyciskając swoje ciało do mojego.
- Dopóki jestem normalny… - mruknąłem, unosząc jego twarz ku swojej.
Wpiłem się w usta chłopaka, całując go jak najczulej potrafiłem. Nieśmiało trącał mój język swoim. Opadliśmy na łóżko, nie przerywając. Takie chwile obaj lubiliśmy najbardziej. Chociaż na chwilę potrafiliśmy zapomnieć.
Bez zbędnych ceregieli włożył mi ręce pod koszulkę i zaczął się bawić moimi sutkami. Powiodłem dłonią po jego podbrzuszu, drażniąc skórę opuszkami palców. Zadrżał lekko.
Oderwaliśmy się od siebie tylko po to, by zrzucić z siebie nawzajem ubrania. Całowałem jego szyję, stopniowo zjeżdżając niżej. Jęknął cicho, wiercąc się niecierpliwie. Złapałem za jego męskość i pieściłem ją delikatnie, później coraz intensywniej. Sapnął, zadowolony. Wtedy wziąłem jego członek do ust i zacząłem go ssać, czasami przygryzając.
- G – Gray… - wyjęczał.
Kontynuowałem. Chciałem mu sprawić jak najwięcej przyjemności. Komu jak komu, ale jemu się to należało, za te wszystkie obrażenia, których się nabawił… z mojej ręki.
Z jego ust wyrywały się pojedyncze jęki rozkoszy i westchnienia. Nie dość, że ssałem jego męskość, teraz zacząłem również pieścić ją dłońmi. Zacisnął dłonie na pościeli i wygiął się w łuk, dochodząc w moich ustach. Przełknąłem jego spermę i otarłem usta wierzchem dłoni. Spojrzałem na niego z uśmiechem. Oddychał ciężko.
- Kocham cię – wyznał, starając się uspokoić oddech.
- Ja ciebie też – szepnąłem. Uniosłem się wyżej i musnąłem wargami jego usta.
Spojrzał na mnie, a jego oczy wyrażały niemą prośbę. Prośbę, bym mu to pokazał. Abym nigdy go nie zostawiał i przestał krzywdzić. Poczułem, że po policzkach płynął mi łzy.
- Gray… Nie płacz. Spójrz na mnie. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Pragnę cię, więc pospiesz się i zróbmy to.
Popatrzyłem na niego z niemałym zaskoczeniem, a potem kiwnąłem głową. Mój członek już po chwili znalazł się w jego ciasnym wnętrzu.
Poruszałem się powoli, potem coraz szybciej. Jęknął i przygryzł dolną wargę. Zwolniłem tempo. Przejechał paznokciami po moich plecach. Sapnąłem głośno, zadowolony. Me ciało raz po raz zalewały fale rozkoszy. W końcu doszedłem, a on chwilę po mnie.
Opadłem na mego kochanka, dysząc ciężko. Objął mnie ramionami, tuląc do siebie.
- Jesteś dla mnie wszystkim – wyszeptałem, przymykając oczy. – Nie chcę cię więcej ranić.
- Nie ważne, jak bardzo mnie ranisz. Będę trwał przy twoim boku.
- Ale… to chore. Toksyczne – zaprotestowałem.
Musiałem jakoś przekonać tego idiotę, żeby trzymał się ode mnie z daleka, przynajmniej dopóki nie wyzdrowieję.
- Co z tego? Za bardzo cię kocham.
- Dlaczego do ciebie nic nie dociera? – Westchnąłem cicho.
- Poprawka: to do CIEBIE nic nie dociera. Chcesz się mnie pozbyć, czy jak? – jęknął.
- Nie! Nie myśl tak nawet! – warknąłem, wtulając się w jego klatkę piersiową. Serce biło mu szybciej, niż powinno.
Nie odpowiedział. Ja też nic więcej nie mówiłem. Zasnąłem w jego objęciach, jak dziecko.
*
Oczywiście zjebałem wszystko już następnego dnia.  Sprawiłem, że Natsu zaczął się mnie bać. W napadzie szału, zgwałciłem go i pobiłem. Nie miał siły się stawiać.
Po odzyskaniu jasności myślenia, długo płakałem. Nie chciałem, żeby doszło do czegoś podobnego.
A kiedy podsłuchałem rozmowę Erzy i mistrza… Podjąłem ostateczną decyzję. Odejdę stąd. Słowa dwóch postronnych osób uświadomiły mi, że powinienem był to zrobić już dawno temu.
- Powinien się ogarnąć. Natsu jest przez niego cieniem człowieka. Często widzę go, kiedy siedzi na schodach i ryczy jak małe dziecko. I zabronił mi się wtrącać – powiedziała Erza.
- Dobrze wiesz, że Gray nie robi tego celowo. – Bronił mnie mistrz.
- Gówno mnie to obchodzi. Nie mogę na to patrzeć. Zrób z tym coś, mistrzu.
Jeszcze tego samego wieczoru wyjechałem.
*
Nikt nie wiedział, że opuściłem bazę. Prawdopodobnie nikt nie chciał się zbliżać do pokoju mojego i Natsu. Gdyby wykryli moją nieobecność, pewnie by mnie szukali. A lepiej było, kiedy nie widzieli moich ataków.
Przez kilka godzin błąkałem się po pobliskim mieście. Zupełnie nie wiedziałem, co mogę ze sobą zrobić. Niechciane obrazy stawały mi przed oczami i choć ze wszystkich sił próbowałem je odgonić, one wracały.

- Gray, nie… - prosił Natsu, kiedy jednym gwałtownym ruchem przyciągnąłem go do siebie. – Proszę cię, uspokój się… - W jego oczach widziałem łzy, ale nie robiło to na mnie wrażenia. Zacisnąłem dłoń na nadgarstku chłopaka, uśmiechając się tylko.
Wyrwał się, co tylko mnie zdenerwowało. Powinien być uległy i spełniać moje zachcianki, myślałem. Skrzywiłem się i wymierzyłem mu siarczysty policzek.
- Niedobry Natsu – wymruczałem. – Nie słuchasz mnie. – Zadawałem mu kolejne ciosy. Próbował się bronić, ale nie oddał mi. Ani razu. W końcu z cichym jękiem opadł na podłogę, a kilka łez potoczyło się po jego policzkach. Krew sączyła się powoli ze skroni i rozciętej wargi, mieszając się z łzami. Ten widok wprawił mnie w dziwne zadowolenie.
Po chwili, mimo słabych protestów Natsu, po prostu zerwałem z niego ubrania.
- Jesteś mój. I chcę cię posiąść w tej właśnie chwili – powiedziałem, wbijając się zębami w skórę na jego szyi. Syknął cicho.
- Proszę, Gray, opanuj się. Nie jesteś sobą – szepnął, próbując ostatni raz przemówić mi do rozumu. Oczywiście bezskutecznie.
Zaśmiałem się tylko i już po chwili mój członek znalazł się w jego ciele. Bez żadnego ostrzeżenia, czy też przygotowania. Krzyknął i zacisnął powieki, spod których wypłynęły kolejne łzy. Zakrył twarz dłońmi, wstrząsany bezsilnym szlochem. Nie chciał na mnie patrzeć, a ja – niewzruszony – dalej go posuwałem. Czasami z ust Natsu wydobywały się zduszone krzyki i jęki. Nie chciał pokazać, jak bardzo go to boli. 


- Kurwa, nie powinienem o tym myśleć. – Potrząsnąłem głową, przywołując się do porządku. Czułem ból i wyrzuty sumienia. Skrzywdziłem osobę, którą tak bardzo kochałem. On nigdy mi tego nie wybaczy. Nie mogę wrócić. I nie zrobię tego.
Przechadzałem się w tą i z powrotem po ulicach brudnego miasta, sfrustrowany. Nie chciałem zatracić mojego prawdziwego „ja”, chociaż tak byłoby prościej. I tak nie zamierzam tam wracać…
Zapatrzyłem się naprzeciwko sklepu ze sztućcami, talerzami i innymi bzdetami. I nagle poczułem, że stopniowo pochłania mnie czarna strona mojej osobowości.
*
Szedłem ulicami z kapturem na głowie i tasakiem ukrytym pod bluzą. Zaciskałem na nim kurczowo palce, jakby był jedyną liczącą się w tym momencie rzeczą. W sumie… było tak. Jak zwykle w godzinach popołudniowych, na ulicy było dość tłoczno. Ludzie, spieszący się gdzieś, popychali mnie i potrącali, zmierzając do swego celu. Wkurzałem się za każdym razem, gdy jakiś przechodzeń chociażby lekko mnie dotknął. W końcu przestałem racjonalnie myśleć.
To musiało się tak skończyć…
Zamachnąłem się tasakiem na jakąś kobietę, która niczego się nie spodziewała. Początkowo nikt nic nie zauważył, dopiero później wybuchła panika.
W tym czasie zdążyłem zabić pięć osób.
Śmiałem się przy tym jak szaleniec.
Widok krwi mnie upajał.
Kochałem to.
Patrzenie na śmierć było takie zabawne…
Machałem tasakiem na wszystkie strony, ciesząc się całą sytuacją.
A potem, ni stąd, ni zowąd… po prostu oprzytomniałem. Rozejrzałem się wokół, zdezorientowany. Zwróciłem wzrok na broń w mojej dłoni. Wypuściłem tasak z ręki, zszokowany. Opadłem na kolana, uświadamiając sobie, co właściwie zrobiłem. Jak przez mgłę zauważyłem nagłe poruszenie niedaleko mnie. Słyszałem radiowozy, a potem wpakowali mnie w jakieś białe coś. Chyba kaftan bezpieczeństwa, ale nie jestem pewien. Nie mogłem wyjść z szoku.
*
Nie wiem, ile czasu minęło od tamtej masakry, którą urządziłem na ulicy w biały dzień.
Leżałem na łóżku, na zmianę tracąc i odzyskując świadomość. Jakaś kobieta próbowała się ze mną porozumieć. Zadawała mnóstwo pytań, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. Nawet nie pamiętałem w tej chwili, jak się nazywam. A może nie chciałem pamiętać…?
Cały czas miałem przed oczami obraz jakiegoś różowowłosego chłopaka. Raz uśmiechał się do mnie, wyglądał na szczęśliwego. Innym razem płakał, patrząc na mnie z wielkim bólem.
Wiedziałem, że ten chłopak jest dla mnie bardzo ważny, ale nie mogłem sobie przypomnieć nawet jego imienia…
Mój mózg wyparł z siebie wszystkie wspomnienia.
*
Długo trwało, zanim przypomniałem sobie choćby część osób i zdarzeń z mojego wcześniejszego życia. O wszystkim opowiadałem pielęgniarce, która miała na imię Ingrid. Lubiłem, kiedy do mnie przychodziła.
- Witaj Gray – usłyszałem jej melodyjny głos i odwróciłem się w jej kierunku. – Coś nowego? – Popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Domyśliłem się, że chodzi jej o wspomnienia.
- Nie. Dalej nie pamiętam, kim jest dla mnie chłopak, który prześladuje mnie w snach i na jawie. – Westchnąłem cicho.
- Masz dziś gościa. Może coś sobie przypomnisz. – Uśmiechnęła się do mnie.
Usiadłem, a ona otworzyła z powrotem drzwi, wpuszczając do pomieszczenia szkarłatnowłosą kobietę.
- E – Erza…? – Wybałuszyłem oczy, całkowicie zaskoczony jej pojawieniem się w tym miejscu. Skąd wiedziała, gdzie mnie szukać?
- Wstawaj, Gray. Zabieram cię stąd. Mam na to pozwolenie. Tamtego dnia, w którym nas opuściłeś, działałeś w afekcie. Rozumiem, robić masakrę, ale żeby tasakiem? – Pokręciła głową, patrząc na mnie z uporem w oczach. Nie odpuści.
- Erza… Ja tu zostaję. Chcę odzyskać resztę wspomnień. Pamiętam tylko urywki z mojego poprzedniego życia. Ciebie, Jellala, mistrza, Laxusa, Freeda… Ale nikogo więcej… - Wstałem z miejsca, stając naprzeciwko niej.
Patrzyła na mnie z niemałym szokiem, po czym sięgnęła pod zbroję i wyciągnęła spod niej złożoną na kilka części kartkę. Podała mi ją bez słowa.
Gray, jeżeli to czytasz, to znaczy, że Erza cię znalazła. Chciałbym, abyś wrócił. To prawda, że kiedy tracisz głowę, często mnie ranisz, ale... Wytrzymam. Dla ciebie. Proszę, wróć do mnie. Kocham cię.
Na zawsze Twój,
Natsu

- Natsu? – szepnąłem cicho, marszcząc brwi. – Natsu…
- Nie pamiętasz go? – zapytała Erza, bardzo zdenerwowana. – Nie pamiętasz swojego chłopaka?
Zamknąłem oczu. Oddech mi przyspieszył. Coś nie dawało mi spokoju. I po chwili już wiedziałem…
Wiedziałem, kim jest chłopak, którego obraz tak często widywałem po zamknięciu oczu. To był on, Natsu. Osoba, którą kochałem najbardziej na świecie.
*
Obiecałem Erzie, że z nią wrócę, ale jeszcze nie teraz. Chciałem się upewnić, że już nikogo nie skrzywdzę. Zostałem w ośrodku przez dwa następne tygodnie. Wspomnienia wróciły. Nie było ze mną do końca dobrze, ale Erza obiecała, że w razie czego powstrzyma mnie od robienia głupstw. Zaufałem jej.
Zjawiliśmy się w gildii bez uprzedzenia. Wszyscy byli zaskoczeni moim przybyciem. Nie słyszeli o masakrze, którą urządziłem, więc nie wspominaliśmy o tym.
- Przeproszę was teraz – powiedziałem i udałem się do pokoju, w którym mieszkałem razem z Natsu.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Chłopak poderwał się z łóżka i cofnął o kilka kroków w głąb pokoju, patrząc na mnie z udawanym spokojem.
- G – Gray…? – wydusił z siebie.
I wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę.
- Boisz się mnie – szepnąłem, wzdychając ciężko. – Nie powinno mnie to dziwić, w końcu wyrządziłem ci tyle krzywd…
- N – nie, nie boję się! – zaprzeczył, gwałtownie kręcąc głową.
Podszedłem do niego. Zwalczył chęć ucieczki.
- Pozwól mi wszystko naprawić. Kocham cię, Natsu. – Przytuliłem go do siebie. Czułem, jak powoli się odpręża.
- Ja ciebie też, Gray. Nie rań mnie więcej… - poprosił cicho.
- Nie chcę cię ranić. Wynagrodzę ci wszystko – obiecałem.
Wiedziałem, że będzie trudno odzyskać jego zaufanie… ale będę cierpliwy. Teraz może być tylko lepiej.




Dobra, a teraz krótkie ogłoszenia parafialne:
1. W ankiecie wzięło udział mało osób, do tego większość woli być ninja ;_; Miał być jeden anonim, ale go nigdzie nie widzę! *rozgląda się* No cóż ;_;
2. Na wznowienie bloga  http://school-day-ft.blogspot.com  będziecie musieli jeszcze troszkę poczekać ;<
3. Na blogu http://melodie-jutra.blogspot.com  widzę, że 6 osób wzięło udział w ankiecie i każda z tych osób jest za tym, abym dała tam swoje bonusy po zrealizowaniu zamówień. Niech więc tak będzie ^^"
4. Nie wiem, czy reklamowałam tu bloga mojego i Iris  http://gratsu-love-story-yooool.blogspot.com , w razie czego daję link po raz drugi xD Nie zaszkodzi xD
5. Możecie zaspamować mi skrzynkę z anonima:  http://ask.fm/Misuzu187  , bo mi się tak cholernie nudzi... ;_;

I to chyba tyle xDDD
~Misuzu.

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 36. Ślub i wesele - czyli: rozpierducha na całego.

No cześć, ludzie! :D Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na rozdział, ale trochę mi się przedłużyło pisanie tego... ;3 Kilka razy utknęłam w martwym punkcie i dopiero po kilku dniach do tego wracałam... Mam świadomość, że nie jest idealnie, ale tragedii raczej też nie ma ;D Zapraszam do czytania! ;3  (P.S. Zajrzyjcie do ankiety ;< ) 



Pierwszym, co nas spotkało po wejściu do gildii, było krzesło, lecące w naszą stronę z zawrotną szybkością. Schyliliśmy się dosłownie w ostatniej chwili.
- GRAAAAAAAAY! – usłyszałem głos wkurwionego Natsu.
Ale no… przecież ja mu nic nie zrobiłem… To on się obraził za to, że nie chcę adoptować bachora…
- ZOSTAWIŁEŚ WSZYSTKO NA NASZEJ GŁOWIE I POSZEDŁEŚ GDZIEŚ W PIZDU! WYSTARCZYŁO, ŻE NA MOMENT SPUŚCIŁEM CIĘ Z OKA!
- Ja tu na ważnej misji byłem! – Nadąłem policzki, niezadowolony.
- Ciekawe, kurwa, jakiej?! – warknął, krzyżując ręce na piersi.
A potem popatrzył za mnie, gdzie stał nieco przerażony Jellal. Miał minę pod tytułem „skoro taka jest reakcja Natsu, to boję się, co zrobi Erza”.
Zanim Dragneel zdążył coś odpowiedzieć, do pomieszczenia, zwabiona hałasem, weszła przybita Scarlet. Popatrzyła najpierw na mojego chłopaka, potem na mnie, a na koniec poza mnie.
- Jellal…? Wróciłeś…? – wyszeptała, nieco zaskoczona. A potem rzuciła się w naszą stronę, bezczelnie mnie odepchnęła i rzuciła się w ramiona oniemiałego niebieskowłosego idioty.  – Jellal!
Oczywiście, jak to baba, zaczęła beczeć. Natsu jej zawtórował, chociaż w zasadzie nie miał powodu. Postanowiłem coś z tym zrobić, więc podszedłem do niego i przytuliłem go mocno.
- Gray, to ty go przyprowadziłeś? Dziękuję! Jestem ci taka wdzięczna! – mówiła Scarlet grubym od płaczu głosem.
Jellal uspokajał ją cicho. Natsu wysmarkał się w moją bluzkę, ale postanowiłem go nie upominać. To pewnie swego rodzaju kara, czy coś.
Po jakichś dziesięciu minutach wreszcie się uspokoili i mogliśmy pójść na wyżerkę. Od siedzenia połowy dnia w dole zrobiłem się głodny.
***
Dwa dni później
Staliśmy z Jellalem pod naszą nową, rozbudowaną gildią, bardzo zdenerwowani. Erzy i Natsu nigdzie nie było widać, a ślub miał się rozpocząć za kilka minut.
- Denerwuję się – jęknął Jellal, chodząc dookoła mnie.
- Weź tak nie łaź, bo dziurę wokół mnie wydepczesz – mruknąłem. – Poza tym, mam bardziej o co się bać. A jak znowu zgubię spodnie, albo garniak?
- To będzie na co popatrzeć. A Erza ci wpierdoli – odparł. Miał w sumie rację. Cóż… Natsu też by mi wpierdolił.
Wszyscy członkowie zarówno naszej, jak i innych gildii zebrali się przed budynkiem. My we dwóch staliśmy przy wielkim łuku, na którym były przyczepione róże. Czerwony dywan ciągnął się od wejścia do gildii, aż do pseudo ołtarza, skleconego przez Elfmana.
W pewnej chwili podszedł do nas wyraźnie zadowolony z siebie Freed.
Nic się nie odzywał. Posłałem mu zdziwione spojrzenie. Nagle moim oczom ukazał się nie kto inny, tylko Ichiya. W sutannie, kurwa.
- Freed… Erza cię zapierdoli… - stwierdziłem, nadal lekko zszokowany.
Ichiya w sutannie? Ludzie, za jakie grzechy ja muszę na to patrzeć?!
Jellal miał minę, wyrażającą wielkie WTF.
Nie zdążył nic jednak powiedzieć, bo w tej chwili rozpoczęły się pierwsze takty marsza… zaraz, kurwa! Kto był taki mądry i puścił Macarenę?! No nie, wszystko się sypie, ludzie, ratunku! Erza nas zmiecie z powierzchni ziemi!
- Umm… Sorry – usłyszałem głos Laxusa. No tak, to ten debil miał włączyć muzykę. Wszystko jasne.
Po dłuższej chwili znalazł wreszcie marsza weselnego na płycie. Kilka sekund później z domu wyszła Erza, prowadzona przez mistrza. Włosy, falujące na wietrze, wyglądały piękniej niż kiedykolwiek wcześniej. Suknia była po prostu nie do opisania. Wkurzony wyraz twarzy, idealnie harmonizujący ze zwiędłym bukietem kwiatów, trzymanym przez kobietę… Wzruszyłem się. Macie chusteczki?
Potem przeniosłem wzrok na Natsu, który kroczył za Erzą, bardzo dumny. Dużo osób gapiło się na niego z niemałym szokiem. W końcu był w sukience, do tego miał buty na obcasie, w których ledwo utrzymywał równowagę. I kretyn nie ogolił nóg. Jak to wygląda, matko! Teraz będę musiał się za niego wstydzić! Aż z wrażenia zgubiłem gdzieś marynarkę.
- Kurwa – zaklął Jellal. – Odbieracie w tej chwili całą uwagę, która ma się skupiać na nas, na młodej parze! – warknął Jell, wkurwiony.
Strzeliłem poker face’a.
- Soooorki? – wydusiłem z siebie.
Dołączyliśmy do Erzy i Natsu. Ichiya rozpoczął mszę. W trakcie Natsu zdążył pobeczeć się około dwudziestu razy („b – bo Erza jeszcze nie tak dawno była taka mała! Tak wyrosła! To jej wielki dzień! Do tego będzie miała dzieckoooo!”), a ja zgubiłem garnitur, zostając w samych bokserkach. Cudownie. Kompletna klapa.
- Jeśli ktoś jest przeciwny temu związkowi, niech mówi teraz, lub zamilknie na wieki!
Cisza. Nikt nic nie mówi.
- Ja jestem przeciwny, ale niestety, jako ksiądz nie mam nic do gadania, nie przemyślałem tego – poskarżył się „men”.
Każdy strzelił klasycznego face palma, słysząc te słowa. Urażony Ichiya kontynuował: - obrączki, kurwa.
Tak, to było bardzo miłe z jego strony. Wystąpił jednak jeden, malutki problemik… To ja miałem te obrączki. A mój garniak zaginął… No to mam wpierdol.
Kiedy lamentowałem nad swoim parszywym losem, Natsu wyciągnął obrączki z kieszeni żakietu. Popatrzyłem na niego z niemałą ulgą. Na szczęście domyślił się, że coś podobnego może mieć miejsce. Chociaż raz w życiu udało mu się pomyśleć! Zapiszę to w kalendarzu!
Dalszy ciąg ceremonii nastąpił bez żadnych wpadek (chyba że liczy się to, że Natsu wyjebał się w końcu na tych obcasach).
Wszyscy, bardzo zadowoleni (no, nie wszyscy – Erza i Jellal byli bardzo zirytowani), weszliśmy do gildii się bawić.
Laxus puszczał jakieś smętne piosenki o przemijaniu i nieszczęśliwej miłości, co Freed odczytał zupełnie błędnie, jako aluzję, że blondyn nie jest z nim szczęśliwy, w wyniku czego się poryczał i pobiegł do kibla. Laxus pognał za nim.
Nikt zbytnio nie przejął się tym wydarzeniem. Puszczaniem muzy zajęła się Lucy. Chociaż raz w życiu się do czegoś przydała.
Odnalazłem mój garnitur pod stołem (nie pytajcie) i czym prędzej go założyłem, co by wiochy nie robić.
Wszyscy zasiedliśmy przy stołach i z początku kulturalnie walnęliśmy po kielonie.
Nie wiem, kiedy jeden kieliszek przekształcił się w wiele kieliszków, ale raczej bardzo szybko.
***
Na parkiet wyszliśmy tylko ja z Natsu (tańczył bez butów) i Erza z Jellalem. Reszta albo zgonowała pod stołami, albo odwalała maniany gdzieś po kątach. Wesoła impreza, uhuhu! Jak widać parze młodej nie przeszkadzało to, że praktycznie nikt się nie bawił. Byli za bardzo zajęci sobą.
Po kilku piosenkach wróciliśmy z Natsu do chlania. Niestety, nie skończyło się to dla nas dobrze. Gdyby choć jeden z nas wiedział, co będziemy odwalać… Nigdy byśmy nie ruszyli tej flaszki. Nigdy, kurwa.
Natsu pociągnął za obrus, w wyniku czego wszystko zjebało się na podłogę i potłukło, a całe żarcie… cóż, nie zmarnowało się, bo dorwał się do niego Elfman. „No co, dwóch godzin nie leżało”. Oczywiście nikt nie był w stanie go poinformować, że to była zasada pięciu sekund, a nie dwóch godzin.
Zacząłem narzekać do Natsu, że kasy mało, a on tak bezczelnie tłucze wszystko, co mu pod ręce wpadnie. Patrzył na mnie tępym wzrokiem, wyraźnie nie ogarniając akcji. Narzekałem i narzekałem, dopóki ktoś nie klepnął mnie w ramię. Popatrzyłem na Canę, która – wyraźnie rozbawiona – wsadziła mi za pasek od spodni gruby plik banknotów.
- Zatańcz, kochaniutki, to dostaniesz więcej. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – No, chyba że się boisz.
Najebany, nie wiedziałem do końca, co robię. Ja nie zatańczę, no ja?!
- Lucy! Zapuść coś szybkiego! – wydarłem się i wskoczyłem na stół, skupiając na sobie wzrok praktycznie wszystkich, którzy jeszcze w miarę kontaktowali. Erza i Jell popatrzyli na mnie z niemałym WTF na twarzach.
Olałem to. Kiedy Lucy zmieniła repertuar, zacząłem się wyginać w jakimś szalonym, erotycznym tańcu. Patrzyłem przy tym wyzywająco w oczy mojego chłopaka, który miał usta szeroko otwarte ze zdziwienia. I chyba się zaślinił, ale to się wytnie.
Gubiłem po kolei kolejne części garderoby, dopingowany gwizdami i oklaskami. Wreszcie pozbyłem się też bokserek i rzuciłem nimi w Natsu. Dostał prosto w twarz, +100 do zajebistości. Dla mnie, oczywiście.
- Uhuhhu! – zawyła Levy. Zawtórowały jej piski dziewczyn (i chyba Freeda, ale nie jestem pewien).
- Ja mam mniejszego – pożalił się Elfman. Wywołało to wybuch śmiechu na sali, ale ja się tym nie przejąłem, tylko dalej tańczyłem. Szkoda, że nie było tu rury, wypadłoby to efektywniej.
Po chwili zauważyłem, że Natsu, który zdjął już moje bokserki ze swojej twarzy, podjął wyzwanie. Wlazł na stół i – przy wtórze wrzasków i gwizdów – zaczął tańczyć tuż obok mnie, czasami niby przypadkiem ocierając się tyłkiem o moje krocze. On – zwykle nieśmiały i wstydliwy, jeśli chodzi o takie sprawy – po alkoholu stawał się bestią i nie obchodziło go nic. Zdjąłem z niego sukienkę (kurwa, jak on się wcisnął w to cholerstwo?), więc został w samych bokserkach.
- Dawaj Gray! Zerżnij go! – darł się Laxus. – Pokaż, że masz coś po mnie, synu!
- Nie daj się Natsu! – Freed postanowił wtrącić swoje trzy grosze.
No tak, właśnie w tej chwili cała gildia liczyła na to, że odstawimy dla nich darmowe porno. To wesele przejdzie do historii.
Nakręcani ich zapałem i upojeni alkoholem, nie myśleliśmy za bardzo nad tym, co robimy. Jednym ruchem ściągnąłem z Natsu jego ostatnią linię obrony (bokserki).
Nie przerywaliśmy tańca, przynajmniej na początku. Potem tak po prostu położyłem Natsu na blacie stołu. Rozchylił lekko nogi, intuicyjnie wyczuwając, co za chwilę nastąpi. Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Krzyki i piski dochodziły do mnie jakby z daleka. Włożyłem do wnętrza Dragneela palec, zaczynając przygotowywać go do stosunku. Doczekałem się cichego jęku z jego strony. Potem dołożyłem drugi palec. Syknął, musiało go zaboleć. Kiedy już wystarczająco go przygotowałem, palce zastąpił mój penis.
A wtedy… Erza zjebała nas ze stołu.
- Wy zboczeńce! Zabrudzicie mi blat! Jeśli już macie się pieprzyć, to na podłodze! – wydarła mordę.
- Spokojnie, Erza! To mężczyźni! – krzyknął Elfman, wypinając klatę do przodu.
Wróciliśmy z Natsu do przerwanej chwilę wcześniej czynności, nic sobie nie robiąc z zamieszania, które wznieciła panna młoda.
Posuwałem go z całych sił, w odpowiedzi doczekując się jęków i krzyków z jego strony. Co dziwne – prosił o więcej. A może to tłum chciał więcej…? Chuj wie. Nic się dla mnie w tej chwili nie liczyło, z wyjątkiem leżącego pode mną chłopaka.
Nie minęło dużo czasu, a osiągnąłem spełnienie w jego ciasnym wnętrzu. On doszedł chwilę po mnie, jęcząc me imię. Opuściłem jego ciało i opadłem na podłogę obok niego. Dyszeliśmy ciężko, jakbyśmy przebiegli maraton (co było nierealne przy mojej kondycji).

Nie minęło dużo czasu, a zainteresowanie naszymi osobami opadło. Laxus i Freed zaczęli śpiewać „Szła dzieweczka do laseczka i ją wyruchali”, a kilka osób przyłączyło się do repertuaru. Erza i Jellal zniknęli w tajemniczych okolicznościach (pewnie stwierdzili, że pierdolą takie wesele), a Happy zaczął zrzucać z powietrza żarcie, trafiając kilka przypadkowych osób. Szczególnie oberwało się zgonom.
Nic więcej nie zdążyłem zarejestrować. Po prostu odpłynąłem.
*
Obudziłem się kilka godzin później, z mega bólem głowy. Nie zdziwiłem się zbytnio, kiedy zorientowałem się, że jestem nagi. Tylko co robi ta… sperma na moim brzuchu…? Zdygałem się i to konkretnie. Poderwałem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem dookoła. Obok mnie spokojnie spał nagi Natsu. Szybko okryłem go moją marynarką, która leżała kilka metrów dalej.
- Co się stało, kurwa? – zapytałem sam siebie.
- Robiliście striptiz na stole, potem się bzyknęliście i musieliście przykimać – odpowiedział mi Laxus, który siedział nieopodal, trzymając się za obolały łeb. Cały był wymazany w cieście. Niedaleko niego, w stercie zbitych talerzy, spał Freed.
Ale chwila… ŻE CO?! No nie. Nie pamiętałem nic z tego, co mówił mi Dreyar. Wysiliłem mózg. Kilka scen przeleciało mi przez głowę.
Cana, wkładająca kasę za pasek od moich spodni.
Taniec, zaledwie urywek.
Natsu, przyłączający się do mnie.
Kilka upojnych chwil.
Lądowanie na podłodze.
Happy obrzucający ludzi żarciem.
Koniec.
The end.
Nic więcej nie potrafiłem sobie przypomnieć.
- O staaaary… byłem aż tak pijany? – zapytałem samego siebie, łapiąc się za głowę.
W tym momencie przebudził się Natsu. Odkrywając moją nagość, swoją nagość i obecność Laxusa i Freeda, zwiał – zakrywając krocze moją marynarką – do pokoju, z piskiem małej, gwałconej dziewczynki.
Znalazłem bokserki w okolicy i włożyłem je. Wstałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wyglądało jak istne pobojowisko: podłoga, sufit, a nawet ściany były pokryte żarciem. Kasa (za mój striptiz zapewne) walała się po stole. Na jednym stoliku dostrzegłem chyba jedyny niepotłuczony talerz. Ocalały również dwa kieliszki. Burdel na kółkach, normalnie! I kto to wszystko odkupi..?
- Graaay! Mam dla ciebie, Happyego, Natsu, Freeda i Laxusa bojowe zadanie! – Do pomieszczenia weszła zadowolona z siebie Erza. Cała promieniała.
- Hę? – zapytał Laxus inteligentnie.
- Posprzątacie wszystko, albowiem to wy zrobiliście tu taki syf! Yay!
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!! – Nasz krzyk dało się słyszeć chyba w całej gildii.
*
Następnego dnia, kiedy wszystko już błyszczało, a Natsu wreszcie postanowił wyjść do ludzi (był zażenowany naszym weselnym wystąpieniem), zebraliśmy się całą gildią na poprawinach. Tym razem zamiast alkoholu był soczek, co by nikomu śmigła nie zerwało. Nawet Cana miała dość alkoholu jak na razie. A to dopiero było dziwne!
- Ja i Freed chcielibyśmy coś ogłosić – odezwał się nagle Laxus, a wszystkie oczy zwróciły się na nich. – Bierzemy ślub! – oznajmił, wyraźnie zadowolony.
- Taaak! Kolejna popijawa! – Ucieszył się Elfman.
Podsumowaliśmy to brawami, chociaż nikt nie miał ochoty powtarzać podobnego scenariusza.
- Gray, a kiedy my weźmiemy ślub? – zapytał cicho Natsu.
Popatrzyłem na niego, zszokowany.
- Eee… niedługo, po chłopakach… - mruknąłem. Wiedziałem, że nie mam wyjścia.
Dragneel odpowiedział mi promiennym uśmiechem i całusem w policzek.
No, ludzie. Teraz to dopiero mam przejebane!


Heheszky, na razie chyba zrobię sobie przerwę z pisaniem rozdziałów na tego bloga, chyba że coś mnie najdzie :D
Jeszcze bezczelna reklama: http://gratsu-love-story-yooool.blogspot.com   <-- blog Iris i mój, który ma za zadanie ryć mózgi ;d serdecznie zapraszam! ;3
+ Na blogu z zamówieniami (http://melodie-jutra.blogspot.com ) zostało mi tylko 8 zamówień i jak dobrze pójdzie, zrealizuję je w przeciągu tygodnia/dwóch. Jeśli ktoś chce jeszcze jakieś złożyć, proszę pisać w komentarzach, lub na poczcie. Ewentualnie gadu lub ask xD
~Misuzu.

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 35. Bonus nr. 2 - czyli: Jellal w krainie różowych jednorożców.

No cześć! :D
Wiem, mam obsuwę z rozdziałem, ale dopiero dziś w szkole go napisałam ;d
Musiałam jeszcze przepisać, przerobić...^^'
Jakiś dłuższy mi wyszedł, albo mi się tylko wydaje ;o
Tutaj co chwila wtrąca się Gray, chłopak po prostu nie umie słuchać w spokoju, no! xD



Było ciemno. Pewien bardzo przystojny mężczyzna…
 *
- Hahaha, chyba sobie kpisz! – wciąłem się w ledwo rozpoczętą opowieść mojego przyjaciela.
- Zamknij ryj, albo zapoznasz się z moją pięścią! Zacznę od początku.
 *
Było ciemno. Pewien bardzo przystojny mężczyzna przekradał się na potajemną schadzkę z facetem swoich snów. Przynajmniej wtedy myślał, że udało mu się zapomnieć o pewnej szkarłatnowłosej kobiecie.
Bardzo się bał, że wyjdzie na jaw fakt, że zakochał się w osobniku tej samej płci. Nikt o tym nie wiedział i miało tak pozostać…
- Jallal… - dobiegł go szept zza rogu pokaźnego budynku. Automatycznie skręcił w tamtym kierunku.
- Cześć, Yoshi. – Uśmiechnął się do niego promiennie.
Naprawdę cieszył się z tego spotkania.
Bez zbędnych wstępów i wylewnych powitań, weszli do budynku i wjechali rozklekotaną windą na najwyższe piętro, gdzie mieszkał Yoshi.
Kiedy znaleźli się już w środku przestronnego, prawie że pustego pokoju, Jell rozsiadł się na kanapie i ukradkiem przyglądał krzątającemu się w pobliżu gospodarzowi. Yoshi trochę przypominał mu z wyglądu Graya…
 *
- Kurwa, Jellal, ja mam chłopaka! – przerwałem opowieść, wystraszony. Kto wie, co temu zjebowi po głowie chodzi…
- Daj mi skończyć, frajerze, a nie się wcinasz! – Zirytowany, walnął mnie w łeb, więc się zamknąłem.
 *
…ale nie do końca. Yoshi był wyższy, niż Fullbuster, do tego miał brązowe włosy i intensywnie zielone oczy.
 *
- Taaa, to rzeczywiście mnie przypomina – mruknąłem do siebie.
Tym razem mój towarzysz mnie zignorował i po prostu mówił dalej.
 *
- Dlaczego mi się tak przyglądasz, Jellaluniu? – spytał wreszcie, wyraźnie rozbawiony.
 *
Wybuchnąłem śmiechem, po raz kolejny mu przerywając.
- Jellalunio? Seriously?
- Zamknij ryj i słuchaj, dzieciaku! – Jallalunio spiekł buraka.
- Dobra, dobra… - Opanowałem emocje. Powiedzmy.
 *
- Tak po prostu – odparł niebiesko włosy przystojniak, uśmiechając się tajemniczo.
Szatyn zaśmiał się tylko i już po chwili siedział obok gościa, uprzednio stawiając przed nim dziwnie wyglądającą butelkę wódki i dwa kieliszki.
Jako że byliśmy z tym zajebistych, nie zapijaliśmy tak słabego alkoholu. Obaj mężczyźni siedzieli bardzo blisko siebie, jednak żaden nie wykazywał chęci zmiany miejsca, czy też odsunięcia się kawałek dalej.
- Co to za wynalazek? – zapytał Jell, wskazując palcem na nieotwartą jeszcze butelkę.
- Wódeczka z dodatkiem. Spoko, powiedziano mi, ze nie będzie po tym kaca. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Jakże bardzo się mylił… Nie ma to jak dostać złe informacje. Ale po kolei…
Z całego wieczoru Jellal zapamiętał tylko kilka momentów.
Po wypiciu kilku kolejek, im obu zaczęło zrywać śmigło.
- Ty, patrz, różowy jednorożec hasa po pokoju! – Jell cały czas się śmiał.
- A tam, na suficie, jest drugi! – zawtórował mu Yoshi.
- Idą do siebie!
- Ruchają się!
- Będą małe jednorożce!
- Już są!
Przekrzykiwali się nawzajem. Pokładając się ze śmiechu na kanapie.
W pewnym momencie Yoshi przestał się śmiać. Jellal leżał na jego kolanach, a twarz wprost mu promieniała. Czuł lekkie wirowanie w głowie, a przecież wypił tak niewiele. Początkowo nie zauważył zmiany w zachowaniu swojego towarzysza.
Dopiero wtedy, gdy Yo pogładził wnętrzem dłoni jego policzek i pochylił się nad nim, zamarł w bezruchu.
Czekał.
Nie musiał długo czekać. Już po chwili poczuł wilgoć warg Yoshiego na swoich ustach. Z początku pocałunki były delikatne, lecz stopniowo stawały się coraz bardziej namiętne. Aż w końcu, nie wiedząc kiedy, Jell znalazł się pod obiektem swych westchnień i marzeń.
I nagle… po prostu urwał mu się film.
*
- Serio? Jellalunio jako uke? Cóż, słaby jesteś. Dziwne, że to ty pieprzysz Erzę, a nie ona ciebie – przerwałem, rozbawiony. Nie mogłem się powstrzymać od wypowiedzenia swojego zdania.
- Morda, leszczu! Daj mi dokończyć!
 *
Następnego dnia Jellal wstał z ogromnym kacem. Ze zdziwieniem odkrył, że ma na sobie jedynie bokserki, a jego klata jest pełna pokaźnych malinek. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu (wtrącenie Graya: zaginionego wibratora) szatyna. Z rozbawieniem odkrył, że Yoshi śpi na podłodze, do tego zupełnie nagi.
- Yo, wstawaj – jęknął. – I przynieś mi aspirynę, czy coś…
Chłopak poruszył się niespokojnie, a po kilku minutach z wielkim trudem podniósł się z podłogi. Wtedy z przerażeniem odkrył, że nie ma na sobie ubrań. Błyskawicznie okrył się kocem i wbił przestraszone oczy w Jellala.
- Jellaluniu, czy my…? – Nie musiał kończyć pytania. Przyjaciel wiedział, o co chodziło.
- Nie wiem – odparł niepewnie. – Ja mam bokserki… i nie boli mnie tyłek – dodał cicho.
- Mnie też nie. – Zażenowany Yoshi spuścił wzrok.
- Przyjmijmy, że nic nie było. Tak będzie łatwiej – zaproponował niebieskowłosy.
- Dobrze. Poza tym… Gdybyśmy mieli już się kochać… Chciałbym, abyśmy obaj tego chcieli i to pamiętali.
Jellal początkowo był zaskoczony słowami przyjaciela, ale potem po prostu się uśmiechnął i pokiwał głową, jakby na potwierdzenie.
Oczywiście obaj chcieli był razem. Niestety, Jellal strasznie, ale to strasznie się bał reakcji otoczenia na wieść, że on i Yo są parą. Ten drugi zaś, najchętniej ogłosiłby to całemu światu. Rozbieżności w zdaniach na ten temat doprowadziły do rychłego rozstania.
Yoshi wyjechał i obaj myśleli, że już nigdy się nie zobaczą.
 *
Jako że ten kretyn zamilkł, ośmieliłem się zapytać: - I co było dalej, Jellaluniu? Czyżby to już koniec tej historii?
Wzruszyłem się, słuchając tej opowieści. Zaraz się popłaczę.
- Nie, nie koniec. Jeszcze chwila i dowiesz się wszystkiego.
Bardzo długo Jellal przeklinał się za głupotę. Zarzekał się, że jeżeli los dałby mu jeszcze jedną szansę, nie spieprzyłby tego.
Po roku, Yo i Jell przypadkiem się spotkali, w zupełnie innym mieście.
Uradowany niebiesko włosy zaprosił kumpla na piwo. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście! Dostał swoją szansę. Był wniebowzięty.
- Yoshi, tyle razy wyobrażałem sobie, jakby to było, gdybyśmy się spotkali po raz kolejny…
- Ja też tęskniłem, Jellaluniu.
Tak dobrze im się rozmawiało. Do czasu…
- Ciągle o tobie myślę, Yo – wyznał jego towarzysz, już lekko podchmielony.
- Też nie zapomniałem i żałuję, że wtedy tak wyszło… Teraz już i tak za późno – odparł, wlepiając wzrok w kufel.
- Dlaczego? – Jell zmarszczył brwi ze zdziwienia.
- Mam kogoś i jesteśmy bardzo szczęśliwi.
W tamtym momencie Jellal zrozumiał, że nie ma czegoś takiego jak „druga szansa”.
*

No i stało się. Popłakałem się, jak jakaś baba!
- Jellaluniu, to takie smutne! – wyłem, smarkając w rękaw jego płaszcza.
- Ej, ogarnij! To było dawno. Teraz to już nie jest ważne. – Uśmiechnął się lekko i poklepał mnie pokrzepiająco po plecach.
W zasadzie miał rację. Teraz było ważne coś innego… Musieliśmy wracać! Ja do Natsu, a on do Erzy.
- Nie możemy stracić naszych miłości! Wstawaj, wracamy do gildii! – Poderwałem się z miejsca.
Jako że obaj zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że po powrocie czeka nas piekło ze strony wszystkich zjebów, mój towarzysz popatrzył na mnie jak na debila i sprawdził, czy czasami nie mam gorączki. Ku jego rozczarowaniu, nie miałem.
- Nie chcesz stracić Erzy, tak jak straciłeś Yoshiego, prawda? Ona na ciebie czeka, będziecie mieć dziecko. Nie możesz jej zawieść. Musisz dotrzeć na ten ślub!
Po tym wszystkim byłem pewien dwóch rzeczy: nie wypuszczę Natsu z rąk. I nie pozwolę Jellalowi i Erzie z siebie zrezygnować. 


~Kusakabe.

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 34. Bonus - czyli: perypetie Laxusa i Freeda.

No czeeść :D
Siadłam, miałam wenę, więc napisałam... to!
Taki tam bonus, przerywnik od akcji :3
Z tego, co się orientuję, ktoś chciał właśnie takie coś xD 



Opowiem wam pewną historię, kiedy to Laxus i Freed wybrali się na misję. Wtedy jeszcze nie byli razem, a Zielony, jak to Zielony – próbował wszystkiego, żeby zwrócić na siebie uwagę blondyna.
Ale zacznijmy od początku…
Pewnego pięknego dnia, kiedy deszcz lał jak z cebra, a wszyscy ludzie i zwierzęta pochowali się w cieplutkich miejscach, dwóch dorosłych mężczyzn szło pod jedną, małą parasolką w stronę powozu. Prostując: lepiej zbudowany zajmował całe miejsce pod marnym schronieniem, drugi zaś, chucherko a nie facet, szedł za nim, narzekając na zimno. Był cały przemoczony, a daleko jeszcze było do celu.
- Laxus, zimno mi – poskarżył się po raz kolejny. Liczył na to, że mężczyzna zlituje się i da mu chociaż bluzę. Nic z tego.
- Ale z ciebie baba. Nie jęcz, tylko chodź – odwarknął tamten, posyłając mu spojrzenie zabójcy.
Milutko, pomyślał Zielony, zrezygnowany. Nie zamierzał jednak odpuścić! Laxus musi w końcu zauważyć, że on jest kimś, dla kogo powinien się w pewien sposób poświęcać. Tak, to było bardzo egoistyczne myślenie i Freed o tym doskonale wiedział.
Nie powstrzymało go to jednak od przygotowania perfidnego planu…
*
Tą noc obaj mieli spędzić w hotelu. Sprytny (niepełno-sprytny, hehe) Freed wysłał Laxusa do gościa, u którego mieli pracować. Tłumaczył się, że nie pójdzie z nim, albowiem jest zbyt przemoczony i telepie go z zimna. Zaproponował, że pójdzie już do hotelu, zarezerwować pokoje. Blondyn zgodził się na to dość niechętnie. Pewnie sam miał ochotę zaszyć się w ciepłym pokoju, jednak nie było mu to jeszcze dane.
Jak było ustalone, tak zrobili. I tu właśnie wkracza spryt Zielonego – zamiast dwóch pokoi, wynajął jeden. Kazał powiedzieć recepcjonistce, że tylko jeden – do tego z jednym, wielkim łóżkiem - był wolny, gdyby Laxus się coś później rzucał. Obiecała, że to zrobi.
Zadowolony z siebie mężczyzna poszedł do przydzielonego pokoju, aby przygotować dalszą część „zasadzki”.
*
Kiedy Laxus przyszedł do pokoju, Freed już na niego czekał, o czym tamten nie mógł wiedzieć. Blondyn zdążył usiąść na łóżku, wzdychając ciężko, a wtedy spod prysznica wyszedł jego towarzysz, z ręcznikiem niezbyt dokładnie zawiązanym w pasie. Nucił sobie jakąś bliżej niezidentyfikowaną piosenkę i udawał, że nie zauważył Dreyara.
Popatrzył na niego dopiero po chwili, robiąc dość głupią minę.
- Laxi? Co ty tu robisz tak wcześnie? – zapytał, udając zaskoczenie.
- A co, miałem tam siedzieć do usranej śmierci? – Uniósł lekko brew do góry, poirytowany.
Nie umknęło jego uwadze, że Freed bez wątpienia pod ręcznikiem nie ma żadnej bielizny, co w sumie trochę go przerażało. Jak na zawołanie, w tej samej chwili chłopakowi zsunął się ręcznik z bioder i opadł z cichym szelestem na podłogę.
Freed strzelił poker face’a, ale nie ruszył się z miejsca, po prostu wlepiając gały w materiał pod swoimi nogami.
Za to Laxus cały czas wgapiał się w jego krocze. Szybko jednak skierował wzrok na twarz Zielonego.
- Echem. Mógłbyś, z łaski swojej, zakryć to, co masz między nogami? – zapytał z rozbawieniem, nie pokazując po sobie, że trochę ten widok zadziałał mu na wyobraźnię.
- Eee… T – tak – wyjąkał tamten, nieco zrezygnowany.
Co on sobie wyobrażał? Że Dreyar się na niego rzuci i zaczną się całować, a później kochać? Cóż… tak właściwie, to tak to sobie wyobrażał. Dlatego określiłem go mianem niepełno-sprytnego.
Wracając do sedna sprawy: załamany Freed zaczął beczeć jak pojebany, złapał ręcznik i rzucił nim w zdezorientowanego Laxusa, po czym pobiegł do łazienki, zapominając zamknąć za sobą drzwi. Jakby tego było mało, pośliznął się na mokrej podłodze i wyrżnął epicką glebę na plecy, co dodatkowo spotęgowało jego ryk.
Blondyn – po strzeleniu efektywnej twarzopalmy – poszedł za nim i podniósł go z podłogi (po dość wielu próbach, bo idiota nie chciał wstać). Otarł mu łzy wierzchem dłoni, po czym mocno go do siebie przytulił, co spowodowało, że zszokowany Zielony wreszcie się zamknął i przestał ryczeć. Laxi mógł odetchnąć z ulgą.
- Freed, co ci ostatnio odwala? Mam dość tych podchodów – powiedział spokojnie, nie wypuszczając go ze swoich objęć.
- B – bo ja chcę, żebyś wreszcie zaczął mnie zauważać – wyszeptał, jąkając się trochę.
- Zauważam, kretynie. – Westchnął cicho. Nie był przyzwyczajony do takich sytuacji. Wcześniej nie był do końca pewny, czy Freed czuje to samo, co on, dlatego nie robił żadnego kroku w stronę ewentualnego związku. Teraz widział, że ten idiota tego chciał, więc nie musiał się już hamować.
Pocałował go. Włożył w ten pocałunek tyle czułości, na ile było stać tego z pozoru brutalnego mężczyznę.
- Freed?
- Hmmm?
- Ty wiesz, że cały czas jesteś nagi?
W całym hotelu dał się słyszeć pisk zielonowłosego. Ucichł jednak niemal tak szybko, jak się pojawił – uciszony przez natarczywe pocałunki jego blondwłosego towarzysza.
 Od tamtego dnia są razem, a ja – tak bardzo niezorientowany w tym wszystkim człowiek – dowiedziałem się o ich związku dopiero wtedy, kiedy tymczasowo ze sobą zerwali.

- Tee, Gray, a skąd ty o tym wszystkim wiesz? – zapytał Jellal, kiedy skończyłem snuć opowieść.
- Opowiedzieli mi kiedyś po pijaku. – Zaśmiałem się. – Teraz twoja kolej na opowiedzenie jakiejś historii. Trzeba umilić sobie jakoś czas, jeśli mamy siedzieć tu całą noc.
Mężczyzna pokiwał głową i po chwili zaczął snuć swoją własną opowieść.   



Info:
http://melodie-jutra.blogspot.com  <-- nowy wpis.
http://stingxnatsu-dark-story.blogspot.com  <-- pierwszy rozdział :3
Kurde, czy ja nie za wiele ostatnio dodaję? o.O W sumie korzystajcie, bo później już tak nie będzie XD
~Kusakabe.

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 33. Ratować wszystko! - czyli: burdel na kółkach, a ślub tuż, tuż!

Witam! :3
Cud, ja dodaję nowy rozdział tak szybko. o.O
Ale wiecie co, zainspirowało mnie to, że w przeciągu ostatnich trzech dni miałam tak dużo wejść na bloga. Dzięki temu wiem, że spora liczba osób czyta moje wypociny :)
Cieszę się z tego jak małe dziecko, mimo tego, że niewielka liczba osób zostawia po sobie ślad ^^
+ można komentować anonimowo, włączyłam tą opcję ;d
Dobra, pogadam sobie na koniec XD


- Wróciliśmy! – krzyknąłem, szczerząc zęby w uśmiechu.
Mina natychmiast mi zrzedła. To, co tam zastałem… to istny koszmar.
Połamane stoły. Zielona farba wylana na podłogę. Dziura wielkości ciężarówki w tylnej ścianie. Rozwalony bar.
Ruchający się na trzeszczącej podłodze Freed i Laxus to jednak było za dużo na moje oczy.
- Oślepłem! – wydarłem się i z zamkniętymi oczami, na oślep ruszyłem w stronę drugiego pomieszczenia.
- Nie przesadzaj, Gray. Na pewno nie raz widziałeś kochające się pary – warknął Laxus, nie przerywając stosunku. Freed pod nim jęczał głośno. Jakoś tak zachciało mi się rzygać.
Wreszcie dotarłem do innego pomieszczenia (po drodze rozbijając się o różne przedmioty i ściany) i z ulgą otworzyłem oczy.
Przede mną stanęła wkurzona Erza, trzymająca w dłoni miecz. Stała do mnie tyłem. Ciężko oddychała.
- Erza, co się tu stało? – zapytałem, załamany, na widok kolejnego zdemolowanego pokoju.
Nie przypuszczałem, że Laxus i Freed AŻ TAK zawalą akcję. Gildia była istną ruiną, jedynie od frontu wyglądała ładnie. Super.
To wszystko na marne! Na marne szedłem pracować dla rodziny! W większości było to w interesie Scarlet i Jellala. Właśnie, Jellala.
- Gdzie jest Jellal? – zadałem kolejne pytanie, kiedy nie odpowiadała.
- Uciekł, dobra?! – krzyknęła, gwałtownie odwracając się w moją stronę. W oczach miała łzy, była wściekła.
- Jak to, uciekł? – Niczego nie rozumiałem.
- Powiedział, że nie wytrzyma moich humorków. I po prostu poszedł. Jestem pewna, że już nie wróci. Zostanę samotną matką! – zawyła i w złości rozwaliła kolejny stół.
Przynajmniej już wiedziałem, co było przyczyną rozpierdolenia wszystkiego w drobny mak.
- Erza, spokojnie. On wróci. Kocha cię i nie chciałby stracić najwspanialszej kobiety pod słońcem – usłyszałem delikatny głos Natsu, dobiegający zza moich pleców. – Widzisz, ja i Gray nie raz mieliśmy gorsze chwile, ale zawsze podświadomie poszukiwaliśmy swojej obecności. Bolały nas kłótnie. Po prostu chcieliśmy być przy sobie – mówił. W trakcie swojego wywodu złapał mnie za rękę i uśmiechnął się delikatnie. – To jest miłość, Erza. Dobrze wiesz, że Jellal cię kocha. Wróci.
Wstyd się przyznać, ale wzruszyły mnie słowa Różowego i już po chwili beczałem jak jakaś totalna ciota, a razem ze mną Erza. Przynajmniej już niczego nie rozwalała. Dragneel, widząc, jaki wpływ miało na nas jego przemówienie, strzelił face palma i polazł szukać pozostałych.
***
Po jakiejś godzinie zebraliśmy się sporą ekipą i zastanawialiśmy się, co powinniśmy zrobić, aby przywrócić budynkowi dawną świetność. Dodatkowo na ślub miały się zjechać wszystkie zaprzyjaźnione gildie (jedynie Ichiya nie został zaproszony, nad czym bardzo ubolewał). Trzeba było w ekstremalnym tempie powiększyć budynek. Na szczęście kasy było dużo, dzięki misji wykonanej przeze mnie i Natsu. Dosłownie pół godziny później każdy członek gildii – nie wliczając Erzy – zabrał się do roboty. Nie spaliśmy całą noc, ale dzięki temu odwaliliśmy większość roboty.
Coraz mniej czasu zostało do uroczystości, a Jellala jak nie było, tak nie ma. Natsu cały czas powtarzał Erzie, że ten czub wróci, ale ja sam nie byłem tego taki pewien. Ciężko jest wytrzymać z Tytanią w normalnych warunkach, a co dopiero wtedy, gdy jest w ciąży. Toż to koszmar! Mimo wszystko nie pochwalałem zachowania przyjaciela. Gdyby Natsu był w ciąży, a ja miałbym brać z nim ślub, na pewno bym nie zwiał. Lol, jakie rozważania. Na szczęście nie mógł mieć dzieci i ta mania na dzieciaka też osłabła. Mogłem odetchnąć z ulgą.
***
Po odespaniu nieprzespanej nocy ruszyłem dupę, aby pomóc pozostałym przy malowaniu. Mistrz czekał na meble, które zamówili Laxus i Freed, kiedy już skończyli się gwałcić. Swoją drogą, to była dla mnie trauma. Mam nadzieję, że nie będą tego powtarzać w tak publicznym miejscu! Ugh…
Miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że w zasadzie członkowie gildii skończyli wszystko beze mnie. Mogłem być spokojny.
W pewnym momencie zauważyłem Natsu, siedzącego w kuchni na podłodze (jako że nie było jeszcze krzeseł). Podszedłem do niego i uśmiechnąłem się szeroko.
- Co tam, Płomyczku? – zapytałem, siadając obok chłopaka.
- Nic – odparł cicho. Wyglądał na załamanego.
Zmarszczyłem brwi, zaskoczony.
- Co się stało?
- Ja po prostu chcę mieć dziecko – poskarżył się, spuszczając wzrok.
No nie, a ja myślałem, że mu przeszło…!
- Skarbie, nie możemy mieć dzieci – powiedziałem łagodnie, starając się nie okazywać zniecierpliwienia.
- Wiem. Adoptujemy jakieś…? – zapytał tak cicho, że nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.
- Wiesz… - zacząłem, przeciągając słowo. – Nie jestem jeszcze gotowy na dziecko. Musisz dać mi czas, dobrze…?
Dragneel popatrzył na mnie zranionym wzrokiem, po czym wstał i wyszedł z kuchni. Zdążyłem jeszcze zauważyć, że zaszedł do pokoju Erzy. Zapewne będą razem emosić. Super.
***
Z braku lepszego zajęcia, poszedłem szukać Jellala. Daleko pewnie nie poszedł, bo nadal się musi debil ukrywać, jakby nie było. Pierwszym miejscem, jakie przyszło mi do głowy, był wykopany przez niego dół, w którym kiedyś siedziałem jak skończony kretyn, którym w zasadzie jestem.
Jako że gubiłem się w tamtych okolicach już nie raz, mniej więcej wiedziałem, jak tam trafić. Miałem rację – Jell tkwił w tej dziurze i śpiewał: - Jestem taką wielką ciotą, nanananana. Nikt mnie nie lubi, Erza już mnie nie kocha, nanananna. Gray to pojeb, bo myśli, że go nie widzę, nananana.
- Ej, poczułem się urażony – mruknąłem, skacząc do środka. Oczywiście zaliczyłem efektowną glebę prosto na ryj. Chwilę trwało, zanim wyplułem cały piach, który wpadł mi do ust. Fu. Do tego to nieprzyjemne zgrzytanie w zębach.
- Jakoś mnie to nie rusza. – Zaśmiał się, przyglądając mi się z niemałym rozbawieniem.
Jak miło, przynajmniej dostarczam innym rozrywki. Raz dla odmiany to nie ze mnie mogliby się śmiać! Grr. Dobra, Gray, opanuj emocje.
- Dlaczego zwiałeś od Erzy? Wiesz jak dziewczyna rozpacza? Mój Natsu cały czas do niej lata i beczą razem. – Usiadłem obok niebieskowłosego i oparłem się o piaszczystą ścianę.
Minęła chwila, zanim odpowiedział.
- Wiesz, nie chciałem stamtąd wiać, ale naprawdę ciężko jest wytrzymać humory Erzy. Ja rozumiem, ciąża i w ogóle, ale bez przesady trochę. Liczę na to, że zrozumie, jak bardzo działało mi to na nerwy i kiedy wrócę przed ślubem, z nowymi obrączkami, opanuje się trochę. – Uśmiechnął się nieco wymuszenie.
Widziałem, że jemu też było ciężko.
- Rozumiem, ale jak to: nowe obrączki? – Zdziwiłem się trochę.
- Ach, no bo tamte zniszczyła w napadzie szału. – Nadął policzki, niezadowolony. – Głównie dlatego sobie poszedłem.
Westchnąłem ciężko.
- Wiesz co, posiedzę sobie z tobą. Natsu chce adoptować dziecko, a jak poprosiłem go o czas, to się wkurzył i poszedł do Erzy emosić. Pewnie teraz oboje na nas klną. Jakoś nie chce mi się teraz wracać i narażać się na podwójny gniew. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, a Jell tylko się zaśmiał.
A potem zamilkliśmy i każdy z nas zajął się rozmyślaniem nad swoimi własnymi sprawami.



Dobra, rozdział nie jest szczególnie długi, wiem :D
Ale ja nie o tym chciałam powiedzieć.
Zastanawiam się, czy bylibyście zainteresowani czytaniem dalszego ciągu tej historii: http://school-day-ft.blogspot.com  <-- zrobiłabym takie "after story", już w sumie mam jako-taki pomysł ^^"
Druga rzecz: zaczęłam jakiś czas temu pisać jedno trochę złożone opowiadanie. Zastanawiam się, czy nie założyć kolejnego bloga właśnie z nim, oczywiście jak pojawi się więcej rozdziałów. Bylibyście zainteresowani? Głównymi bohaterami są tam Sting i Natsu. ^^"
Kolejna sprawa: http://melodie-jutra.blogspot.com <-- już dziś pojawi się tam kolejny zamówiony one shot, być może w godzinach wieczornych.
Czwarta rzecz: chciałam zareklamować bloga mojego i Kise, chociaż chyba już kiedyś to robiłam. Pojawił się wczoraj ósmy rozdział.  http://ex-hoc-momento-pandet-aeternitas.blogspot.com
Piąta rzecz: jeśli macie jakieś pytania lub zamówienia, proszę pisać: http://ask.fm.Misuzu187  lub gg: 924900Można też pisać po prostu w komentarzach, odpowiadam na każdy ;p
Ale się rozpisałam XDD
~Kusakabe.