Cześć, kochani! Na początku chciałam wam życzyć wesołych, pełnych radości świąt! =) Aby każde wasze marzenie się wreszcie spełniło <3 I dużo, dużo szczęścia <3
Wiem, nie jestem dobra w składaniu życzeń, ale one płyną prosto z serca, także no! :D
Chciałam też przeprosić, że między kolejnymi rozdziałami są tak duże przerwy, ale po prostu... Straciłam jakoś wenę na moje osobne blogi ^^ Teraz piszę tylko te z Iris i rzadko zaglądam do moich osobnych... ^^" A to dlatego, żee... skończyły mi się pomysły. Zresztą chyba widać, że ostatnie rozdziały to totalny spontan iii się staczam ;_; Przepraszam! Nie zamierzam rezygnować z tych blogów, ale po prostu będziecie musieli dłużej czekać na rozdziały (jeśli ktoś wytrwa)... ;<
Wiem, nie jestem dobra w składaniu życzeń, ale one płyną prosto z serca, także no! :D
Chciałam też przeprosić, że między kolejnymi rozdziałami są tak duże przerwy, ale po prostu... Straciłam jakoś wenę na moje osobne blogi ^^ Teraz piszę tylko te z Iris i rzadko zaglądam do moich osobnych... ^^" A to dlatego, żee... skończyły mi się pomysły. Zresztą chyba widać, że ostatnie rozdziały to totalny spontan iii się staczam ;_; Przepraszam! Nie zamierzam rezygnować z tych blogów, ale po prostu będziecie musieli dłużej czekać na rozdziały (jeśli ktoś wytrwa)... ;<
Z pamiętnika zjeba…
Tego dnia wszystko się zmieniło.
Każdy z członków gildii przeżywał swój osobisty dramat i zmagał się z szokiem.
Nikt z nas nie spodziewał się tego, co się stało.
Nikt.
Nawet dziecko Erzy i Jellala przestało beczeć, jakby chciało pokazać, że rozumie sytuację i wspiera nas w bólu.
Natsu zaginął.
Nikt nie wiedział, co się z nim stało.
W jednej chwili z nami był, a w następnej… już nie.
Ninja pieprzony!
Kurwa. Ja tu się martwię, a on pewnie bawi się w najlepsze… Kij wie, gdzie. Jednakże zacznę od początku. Ja, Natsu, Erza, Jell, Lucy, Happy, Laxus i utykający Freed (Laxi spełnił swoją groźbę, wypieprzył go tak, że jego krzyki i jęki słychać było w całej gildii) wybraliśmy się na zakupy przedweselne. Wesele moje i Natsu miało być połączone ze ślubem Zielonego Gluta oraz Blondaska Przydupaska. Tak, nowe ksywy. I tak każdy wie, o kogo chodzi. Bachor Nash Gray junior został sobie w domciu z Caną, co nie mogło skończyć się dobrze.
Oczywiście kłótnie między naszą ósemką były wielkie. Ciągle dostawałem od Pedalskiego Włosa po łbie, Emanująca Złością Tytania darła ryja na każdego, kto zasłużył, Mały Niebieski Pojeb brechtał się ze wszystkiego, a Pierdolnięty Pantoflarz (Jell) usiłował chować się ze Blondaskiem Przydupaskiem, kiedy wyczuwał jakieś zagrożenie. Każdy miał w dupie wlekącego się na końcu Zielonego Gluta. Standard. Nasze zakupy zawsze tak wyglądają. I oczywiście skończyło się na tym, że nie kupiliśmy połowy rzeczy. Woleliśmy pójść się najebać, za bardzo żeśmy się zdenerwowali!
No i jakoś tak wyszło, że… po drodze zgubiliśmy Natsu!
Nikt nie wiedział gdzie, kiedy… Tak jak wspomniałem wcześniej – w jednej chwili był, a w drugiej już nie.
Nie wiedzieliśmy, jak dotarliśmy do gildii, gdyż jak mówiłem wyżej – spiliśmy się. Kiedy się obudziłem w łazience, w samych bokserkach (o, zgrozo), miałem cholernego kaca. Poszedłem do mojego pokoju, w którym spał Jell i go obudziłem, pytając o Natsu.
- Nie widziałem go – brzmiała niewyraźna odpowiedź.
Latałem jak popierdolony po całej gildii, szukając go. Nikt nic nie wiedział. Cana stwierdziła, że nie było go z nami, gdy wróciliśmy.
Teraz siedzimy i debatujemy na ten temat przy okrągłym stole. No dobra, nie był okrągły, ale to tylko szczegóły.
- Mi się wydaje, że z baru z nami wychodził – odezwała się niemrawo Erza.
- Z kolei ja sądzę, że zgubiliśmy go już wcześniej. – Laxus drapał się po głowie, jakby chciał przekonać resztki mózgu do współpracy.
- Może go poszukamy, co? A jak go coś zjadło? Albo ktoś go zgwałcił? Kurwa, na pewno ktoś zgwałcił moją słodką żonę! – Panikowałem.
Dostałem za to w łeb czyimś butem. Miło. Ale… chociaż trochę się uspokoiłem… Trochę…
***
Po długich debatach postanowiliśmy, że jednak go poszukamy. Rozdzieliliśmy się na grupy. Ja i Erza mieliśmy zostać na miejscu, w razie, gdyby się pojawił. Laxus i Freed poszli do baru, aby o niego wypytać. Jell poszedł sam ogarnąć okolicę. Las i te sprawy. Natomiast Happy i Lucy mieli rozejrzeć się w pobliżu miejsc, które odwiedziliśmy, z wyjątkiem baru.
To był błąd, że kazali mi tu zostać, bo cały czas wkurzałem wszystkich lataniem jak popierdolony po pomieszczeniach. No, co? Miałem nadzieję, że jednak gdzieś tu się zaszył.
- Marne twoje nadzieje, homoseksualisto jeden – mruknęła Cana, kiedy po raz setny sprawdzałem, czy Dragneel nie ukrył się czasem w jej beczce piwa.
Nie miałem już pojęcia, co ze sobą zrobić! A wtedy…Tego dnia wszystko się zmieniło.
Każdy z członków gildii przeżywał swój osobisty dramat i zmagał się z szokiem.
Nikt z nas nie spodziewał się tego, co się stało.
Nikt.
Nawet dziecko Erzy i Jellala przestało beczeć, jakby chciało pokazać, że rozumie sytuację i wspiera nas w bólu.
Natsu zaginął.
Nikt nie wiedział, co się z nim stało.
W jednej chwili z nami był, a w następnej… już nie.
Ninja pieprzony!
Kurwa. Ja tu się martwię, a on pewnie bawi się w najlepsze… Kij wie, gdzie. Jednakże zacznę od początku. Ja, Natsu, Erza, Jell, Lucy, Happy, Laxus i utykający Freed (Laxi spełnił swoją groźbę, wypieprzył go tak, że jego krzyki i jęki słychać było w całej gildii) wybraliśmy się na zakupy przedweselne. Wesele moje i Natsu miało być połączone ze ślubem Zielonego Gluta oraz Blondaska Przydupaska. Tak, nowe ksywy. I tak każdy wie, o kogo chodzi. Bachor Nash Gray junior został sobie w domciu z Caną, co nie mogło skończyć się dobrze.
Oczywiście kłótnie między naszą ósemką były wielkie. Ciągle dostawałem od Pedalskiego Włosa po łbie, Emanująca Złością Tytania darła ryja na każdego, kto zasłużył, Mały Niebieski Pojeb brechtał się ze wszystkiego, a Pierdolnięty Pantoflarz (Jell) usiłował chować się ze Blondaskiem Przydupaskiem, kiedy wyczuwał jakieś zagrożenie. Każdy miał w dupie wlekącego się na końcu Zielonego Gluta. Standard. Nasze zakupy zawsze tak wyglądają. I oczywiście skończyło się na tym, że nie kupiliśmy połowy rzeczy. Woleliśmy pójść się najebać, za bardzo żeśmy się zdenerwowali!
No i jakoś tak wyszło, że… po drodze zgubiliśmy Natsu!
Nikt nie wiedział gdzie, kiedy… Tak jak wspomniałem wcześniej – w jednej chwili był, a w drugiej już nie.
Nie wiedzieliśmy, jak dotarliśmy do gildii, gdyż jak mówiłem wyżej – spiliśmy się. Kiedy się obudziłem w łazience, w samych bokserkach (o, zgrozo), miałem cholernego kaca. Poszedłem do mojego pokoju, w którym spał Jell i go obudziłem, pytając o Natsu.
- Nie widziałem go – brzmiała niewyraźna odpowiedź.
Latałem jak popierdolony po całej gildii, szukając go. Nikt nic nie wiedział. Cana stwierdziła, że nie było go z nami, gdy wróciliśmy.
Teraz siedzimy i debatujemy na ten temat przy okrągłym stole. No dobra, nie był okrągły, ale to tylko szczegóły.
- Mi się wydaje, że z baru z nami wychodził – odezwała się niemrawo Erza.
- Z kolei ja sądzę, że zgubiliśmy go już wcześniej. – Laxus drapał się po głowie, jakby chciał przekonać resztki mózgu do współpracy.
- Może go poszukamy, co? A jak go coś zjadło? Albo ktoś go zgwałcił? Kurwa, na pewno ktoś zgwałcił moją słodką żonę! – Panikowałem.
Dostałem za to w łeb czyimś butem. Miło. Ale… chociaż trochę się uspokoiłem… Trochę…
***
Po długich debatach postanowiliśmy, że jednak go poszukamy. Rozdzieliliśmy się na grupy. Ja i Erza mieliśmy zostać na miejscu, w razie, gdyby się pojawił. Laxus i Freed poszli do baru, aby o niego wypytać. Jell poszedł sam ogarnąć okolicę. Las i te sprawy. Natomiast Happy i Lucy mieli rozejrzeć się w pobliżu miejsc, które odwiedziliśmy, z wyjątkiem baru.
To był błąd, że kazali mi tu zostać, bo cały czas wkurzałem wszystkich lataniem jak popierdolony po pomieszczeniach. No, co? Miałem nadzieję, że jednak gdzieś tu się zaszył.
- Marne twoje nadzieje, homoseksualisto jeden – mruknęła Cana, kiedy po raz setny sprawdzałem, czy Dragneel nie ukrył się czasem w jej beczce piwa.
Drzwi otworzyły się…
I stanął w nich…
Jakiś śmierdzący odpadami murzyn!
- Kurwa, ja pierdolę, zajebię skurwysynów – mamrotał pod nosem, z wielkim wkurwem kierując się do łazienki.
Patrzyliśmy na niego oniemiali. Kto to, kurwa, jest?!
- Eeeee? Natsu? – zapytała zszokowana Erza. Siedziała najbliżej.
Zmarszczyłem brwi. Nie no, to nie mogła być moja żonka!
Murzyn zwrócił na nią wzrok.
- NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE, ZDRAJCZYNI! ZOSTAWILIŚCIE MNIE! – wydarł się, po czym pohasał szybko do kibla.
A więc…
To był…
Dragneel…?!
***
Poszedłem do pokoju, w którym siedział już umyty i pachnący Natsu i usiadłem przy nim na łóżku.
- Martwiliśmy się o ciebie! Co się stało? – zapytałem, patrząc na niego.
- Kurwa, nie wiem! Ktoś z was mnie popchnął i wylądowałem w śmietniku – warknął, nadal wkurwiony. Wprost emanował różową złością. – Jakby tego było mało, nie mogłem z niego wyjść! Darłem się, żebyście mnie wyciągnęli, ale nic z tego! Poszliście sobie, zdrajcy! A ja przysnąłem… I wylądowałem na śmietniku! Z samego rana się obudziłem na wysypisku wśród śmieci! A z moją znajomością tamtych terenów… zdążyłem dziesięć razy się zgubić i wpadłem do czyjejś piwnicy z węglem! Zanim się stamtąd wygramoliłem, zdążyłem się cały ubrudzić i w dodatku śmierdziałem! – Przywalił mi w łeb, po czym położył się na łóżku, plecami do mnie.
- Ała! – Pomasowałem się po głowie. – Ej, żonkoo. Ja nic nie pamiętam od momentu wyjścia z baru. Byłem przekonany, że cały czas z nami jesteś. Wybacz mi. – Zapłakałem. Nie chciałem, żeby Pedalski Włos się na mnie złościł, bo wtedy był jeszcze bardziej nie do zniesienia.
Niestety, chyba ofuczył się na amen.
***
Pozostali wrócili niedługo później, gdy Erza ich poinformowała, że Dragneel raczył się pojawić. Właściwie to mój żon nie gadał z nikim, z wyjątkiem Happy’ego. A to było dosyć upierdliwe.
Postanowiłem wyciągnąć ciężką artylerię.
- Jak się do mnie nie odezwiesz, to skoczę z dywanu na podłogę – powiedziałem poważnym tonem. – I wcale nie żartuję.
Nawet to nie podziałało. Olał mnie.
Także… Pozostało mi tylko jedno: iść emosić.
Kocham was!
~Misuzu