czwartek, 17 października 2013

Rozdział 37. Inna historia - czyli: jak to się mogło skończyć.

Siemka. Napisałam takie coś... Co miało być kiedyś zakończeniem tego bloga. Oczywiście miałam bardziej to rozwinąć, gdybym zdecydowała się tak to skończyć, jednak ktoś przemówił mi do rozumu iiii kontynuowałam parodię, za co pewnie jesteście mi wdzięczni XD Lub nie ;o xD
Cóż, nie przedłużając... Akcja toczy się od momentu, w którym Gray dowiedział się o tym, że może zacząć powoli świrować. ^^




Najbliższe dni miałby być decydujące. Jeżeli nie zacznę wariować, to spokojnie wyzdrowieję – tak powiedział Janusz, zanim wsiadł do samolotu.
Razem z Natsu każdego wieczoru wymykaliśmy się w nasze ulubione miejsce, a mianowicie nad jeziorko, otoczone drzewami. Potrafiliśmy przegadać całą noc, a nad ranem zasnąć, wtuleni w siebie. Pierwszy raz w życiu byłem szczęśliwy, mimo groźby szaleństwa. Starałem się o tym nie myśleć, co było dość trudne.
Jednego z takich wieczorów nagle zrobiło mi się bardzo… dziwnie. Najpierw przez głowę przebiegła myśl, żeby może zrobić coś… innego niż zwykle. Zmienić coś. Na przykład zachowanie.
Później podniosłem się do pozycji siedzącej i popatrzyłem na Natsu. Uśmiechnął się do mnie. Oblizałem powoli wargi, chcąc rzucić się na niego… zadać mu ból.
- Kurwa – jęknąłem, otrząsając się z tych myśli.
- Co się stało? – zapytał, wyraźnie zaniepokojony.
- N – nic. Zakręciło mi się w głowie. Wracajmy. – Podniosłem się z trudem i ruszyłem w stronę naszego wspólnego domu, a on zaraz za mną.
- Źle się czujesz?
Pokiwałem tylko głową. Nie przyznam mu się przecież, jakie myśli mnie naszły. Nie chciałem go straszyć i dodawać niepotrzebnych zmartwień.
Wziął mnie pod rękę i prowadził przez las, co jakiś czas rzucając w moją stronę ukradkowe spojrzenia, pełne troski.
Czyli jednak zaczynałem odczuwać skutki uboczne mikstury… Cholera. Nie jest dobrze. Tym razem dałem radę to zdusić zanim kogoś skrzywdziłem, ale czuję, że będzie tylko gorzej.
*
Z biegiem czasu było coraz gorzej – tak, jak się spodziewałem. Nikomu się z tym nie zdradziłem, ale instynktownie wyczuwałem, że Natsu coś wiem. Minął miesiąc, potem dwa. Wendy powiedziała, że wirus już prawie wyparował z mojego ciała i – nie zdając sobie sprawy ze skutków – podała mi drugą połowę buteleczki do wypicia.
- Nie wezmę tego – powiedziałem stanowczo.
- Ale to całkowicie zlikwiduje wirusa! – zaoponowała.
- Nie chcę… sam zniknie. Wiem, że zajmie to więcej czasu, ale…
- Nie pierdol.
- Wendy, ta odtrutka mnie niszczy. Atakuje mój mózg. Stopniowo pochłania mnie szaleństwo – wyznałem, krążąc niespokojnie po pokoju.
- Jak… to?! – Podniosła głos, patrząc na mnie z przerażeniem.
- Normalnie. Skutki uboczne. I jest coraz gorzej. Nie chciałem tego mówić, ale to prawda.
Przyłożyła mi dłonie do skroni, zamykając oczy. Długo tak stała, skupiona. Wreszcie cofnęła się o krok, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Nie ma żadnych znaków, że coś jest nie tak.
- Ale ja to czuję. Co gorsza, Natsu coś podejrzewa. Boję się, że jakoś go skrzywdzę. – Ukryłem twarz w dłoniach.
- Grunt to zachować spokój. Jakoś się ułoży. Nie myśl o tym, bo nic dobrego ci to nie przyniesie.
Postanowiłem posłuchać tej rady i –podniesiony a duchu – wróciłem do Natsu.
*
Tego wieczoru nie poszliśmy na polankę. Dostałem gorączki.
- Umieram na śmierć – jęknąłem, okryty kołdrą po same uszy.
- Nie jęcz. Nie raz gorzej się czułeś. – Zaśmiał się Natsu.
Po głowie krążyły mi nieposkładane myśli. Ta gorączka na pewno nie była normalna, czułem to. Znów obłęd…?
- Leć po Wendy, Natsu – powiedziałem, czując jak ogarnia mnie nagłe uczucie nienawiści. Widziałem postacie, poruszające się po pokoju. Mówiły coś do mnie, ale nie rozumiałem słów. Złapałem się za głowę, chcąc odzyskać jasność myślenia.
- Odejdźcie! – krzyknąłem, gwałtownie podrywając się z miejsca. Wstałem i zacząłem krążyć po pokoju, miotałem się z kąta w kąt, próbując powrócić do normalności. Jak przez mgłę usłyszałem głos Wendy. Prosiła, żebym się opanował.
- ZAMKNĄĆ SIĘ! – wydałem ryja, chcąc uciszyć szepty w mojej głowie. Świrowałem.
A potem nagle wszystko się uspokoiło. Omiotłem niespokojnym wzrokiem wnętrze pokoju. Nie było Wendy. Czyżby mi się wydawało, że ją słyszałem…? I nagle… zobaczyłem nieprzytomnego Natsu. Po jego policzku ciekła krew. Co się, kurwa, stało?! Oszalały (haha, kurwa, wszędzie szaleństwo) ze strachu dopadłem do niego i nim potrzasnąłem.
- Natsu, słyszysz mnie? Obudź się, błagam! – prosiłem, cały roztrzęsiony.
Przytuliłem go do siebie i otarłem krew płynącą z ranki na czole.
Minęła dłuższa chwila, zanim otworzył oczy. Popatrzył na mnie, nieco przestraszony.
- Czy to ja… ci to zrobiłem? – szepnąłem cicho.
Bałem się odpowiedzi.
- N – n – nie… ja po prostu się… przewróciłem. Niezdara ze mnie. – Zaśmiał się, ale zabrzmiało to cholernie nienaturalnie.
Byłem pewien, że to moja wina. Cholernie pewien.
- Gray… Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? O tym, że masz ataki? – Przygryzł wargę. Drżał.
- Przepraszam… Naprawdę nie chciałem cię martwić, a tym bardziej krzywdzić. Powiedz mi prawdę… To ja, prawda? Zraniłem cię.
Odwrócił wzrok, co dodatkowo mnie w tym upewniło.
- Nie, nie ty. Tylko twoja mroczniejsza strona. A z tego, co wiem, nie możesz jej kontrolować, więc nie powinieneś się za to obwiniać. Tylko tego starca, który po czasie ostrzegł przed konsekwencjami – wyszeptał.
Czułem, że ma rację, jednak… Ludzie, najważniejsza osoba w moim życiu przeze mnie cierpi! Przez to, co atakuje mój umysł. I nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, co wtedy robię. To naprawdę ciężka rzecz. Tego dnia skończyło się szczęśliwe życie u boku Natsu. Rozpętało się piekło.
*
Minął tydzień. Coraz częściej przestawałem być sobą. Krzywdziłem go. Siniaki i mniejsze lub większe obrażenia na jego ciele mówiły same za siebie. Mimo wszystko ciągle był ze mną. I nie chciał odejść. W tych nielicznych chwilach normalności wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Łudził się, że wszystko wróci do normy. Nie rozumiałem tego. Jak mógł ze mną wytrzymywać? Całkiem inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Nasze wspólne życie.
- Nad czym tak myślisz, Gray? – zapytał, wtulając się we mnie. Przytuliłem go ostrożnie.
- Nad tym, jak wszystko się szybko zmieniło. Teraz nie potrafię się nawet śmiać. Jestem psycholem. Dlaczego nie może to do ciebie dotrzeć? – Odchyliłem głowę w tył, przygryzając wargę.
- Kiedyś ci powiedziałem, że cię nie zostawię. Kocham cię. To mi daje siłę. Wytrzymam wszystko – powiedział, przyciskając swoje ciało do mojego.
- Dopóki jestem normalny… - mruknąłem, unosząc jego twarz ku swojej.
Wpiłem się w usta chłopaka, całując go jak najczulej potrafiłem. Nieśmiało trącał mój język swoim. Opadliśmy na łóżko, nie przerywając. Takie chwile obaj lubiliśmy najbardziej. Chociaż na chwilę potrafiliśmy zapomnieć.
Bez zbędnych ceregieli włożył mi ręce pod koszulkę i zaczął się bawić moimi sutkami. Powiodłem dłonią po jego podbrzuszu, drażniąc skórę opuszkami palców. Zadrżał lekko.
Oderwaliśmy się od siebie tylko po to, by zrzucić z siebie nawzajem ubrania. Całowałem jego szyję, stopniowo zjeżdżając niżej. Jęknął cicho, wiercąc się niecierpliwie. Złapałem za jego męskość i pieściłem ją delikatnie, później coraz intensywniej. Sapnął, zadowolony. Wtedy wziąłem jego członek do ust i zacząłem go ssać, czasami przygryzając.
- G – Gray… - wyjęczał.
Kontynuowałem. Chciałem mu sprawić jak najwięcej przyjemności. Komu jak komu, ale jemu się to należało, za te wszystkie obrażenia, których się nabawił… z mojej ręki.
Z jego ust wyrywały się pojedyncze jęki rozkoszy i westchnienia. Nie dość, że ssałem jego męskość, teraz zacząłem również pieścić ją dłońmi. Zacisnął dłonie na pościeli i wygiął się w łuk, dochodząc w moich ustach. Przełknąłem jego spermę i otarłem usta wierzchem dłoni. Spojrzałem na niego z uśmiechem. Oddychał ciężko.
- Kocham cię – wyznał, starając się uspokoić oddech.
- Ja ciebie też – szepnąłem. Uniosłem się wyżej i musnąłem wargami jego usta.
Spojrzał na mnie, a jego oczy wyrażały niemą prośbę. Prośbę, bym mu to pokazał. Abym nigdy go nie zostawiał i przestał krzywdzić. Poczułem, że po policzkach płynął mi łzy.
- Gray… Nie płacz. Spójrz na mnie. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Pragnę cię, więc pospiesz się i zróbmy to.
Popatrzyłem na niego z niemałym zaskoczeniem, a potem kiwnąłem głową. Mój członek już po chwili znalazł się w jego ciasnym wnętrzu.
Poruszałem się powoli, potem coraz szybciej. Jęknął i przygryzł dolną wargę. Zwolniłem tempo. Przejechał paznokciami po moich plecach. Sapnąłem głośno, zadowolony. Me ciało raz po raz zalewały fale rozkoszy. W końcu doszedłem, a on chwilę po mnie.
Opadłem na mego kochanka, dysząc ciężko. Objął mnie ramionami, tuląc do siebie.
- Jesteś dla mnie wszystkim – wyszeptałem, przymykając oczy. – Nie chcę cię więcej ranić.
- Nie ważne, jak bardzo mnie ranisz. Będę trwał przy twoim boku.
- Ale… to chore. Toksyczne – zaprotestowałem.
Musiałem jakoś przekonać tego idiotę, żeby trzymał się ode mnie z daleka, przynajmniej dopóki nie wyzdrowieję.
- Co z tego? Za bardzo cię kocham.
- Dlaczego do ciebie nic nie dociera? – Westchnąłem cicho.
- Poprawka: to do CIEBIE nic nie dociera. Chcesz się mnie pozbyć, czy jak? – jęknął.
- Nie! Nie myśl tak nawet! – warknąłem, wtulając się w jego klatkę piersiową. Serce biło mu szybciej, niż powinno.
Nie odpowiedział. Ja też nic więcej nie mówiłem. Zasnąłem w jego objęciach, jak dziecko.
*
Oczywiście zjebałem wszystko już następnego dnia.  Sprawiłem, że Natsu zaczął się mnie bać. W napadzie szału, zgwałciłem go i pobiłem. Nie miał siły się stawiać.
Po odzyskaniu jasności myślenia, długo płakałem. Nie chciałem, żeby doszło do czegoś podobnego.
A kiedy podsłuchałem rozmowę Erzy i mistrza… Podjąłem ostateczną decyzję. Odejdę stąd. Słowa dwóch postronnych osób uświadomiły mi, że powinienem był to zrobić już dawno temu.
- Powinien się ogarnąć. Natsu jest przez niego cieniem człowieka. Często widzę go, kiedy siedzi na schodach i ryczy jak małe dziecko. I zabronił mi się wtrącać – powiedziała Erza.
- Dobrze wiesz, że Gray nie robi tego celowo. – Bronił mnie mistrz.
- Gówno mnie to obchodzi. Nie mogę na to patrzeć. Zrób z tym coś, mistrzu.
Jeszcze tego samego wieczoru wyjechałem.
*
Nikt nie wiedział, że opuściłem bazę. Prawdopodobnie nikt nie chciał się zbliżać do pokoju mojego i Natsu. Gdyby wykryli moją nieobecność, pewnie by mnie szukali. A lepiej było, kiedy nie widzieli moich ataków.
Przez kilka godzin błąkałem się po pobliskim mieście. Zupełnie nie wiedziałem, co mogę ze sobą zrobić. Niechciane obrazy stawały mi przed oczami i choć ze wszystkich sił próbowałem je odgonić, one wracały.

- Gray, nie… - prosił Natsu, kiedy jednym gwałtownym ruchem przyciągnąłem go do siebie. – Proszę cię, uspokój się… - W jego oczach widziałem łzy, ale nie robiło to na mnie wrażenia. Zacisnąłem dłoń na nadgarstku chłopaka, uśmiechając się tylko.
Wyrwał się, co tylko mnie zdenerwowało. Powinien być uległy i spełniać moje zachcianki, myślałem. Skrzywiłem się i wymierzyłem mu siarczysty policzek.
- Niedobry Natsu – wymruczałem. – Nie słuchasz mnie. – Zadawałem mu kolejne ciosy. Próbował się bronić, ale nie oddał mi. Ani razu. W końcu z cichym jękiem opadł na podłogę, a kilka łez potoczyło się po jego policzkach. Krew sączyła się powoli ze skroni i rozciętej wargi, mieszając się z łzami. Ten widok wprawił mnie w dziwne zadowolenie.
Po chwili, mimo słabych protestów Natsu, po prostu zerwałem z niego ubrania.
- Jesteś mój. I chcę cię posiąść w tej właśnie chwili – powiedziałem, wbijając się zębami w skórę na jego szyi. Syknął cicho.
- Proszę, Gray, opanuj się. Nie jesteś sobą – szepnął, próbując ostatni raz przemówić mi do rozumu. Oczywiście bezskutecznie.
Zaśmiałem się tylko i już po chwili mój członek znalazł się w jego ciele. Bez żadnego ostrzeżenia, czy też przygotowania. Krzyknął i zacisnął powieki, spod których wypłynęły kolejne łzy. Zakrył twarz dłońmi, wstrząsany bezsilnym szlochem. Nie chciał na mnie patrzeć, a ja – niewzruszony – dalej go posuwałem. Czasami z ust Natsu wydobywały się zduszone krzyki i jęki. Nie chciał pokazać, jak bardzo go to boli. 


- Kurwa, nie powinienem o tym myśleć. – Potrząsnąłem głową, przywołując się do porządku. Czułem ból i wyrzuty sumienia. Skrzywdziłem osobę, którą tak bardzo kochałem. On nigdy mi tego nie wybaczy. Nie mogę wrócić. I nie zrobię tego.
Przechadzałem się w tą i z powrotem po ulicach brudnego miasta, sfrustrowany. Nie chciałem zatracić mojego prawdziwego „ja”, chociaż tak byłoby prościej. I tak nie zamierzam tam wracać…
Zapatrzyłem się naprzeciwko sklepu ze sztućcami, talerzami i innymi bzdetami. I nagle poczułem, że stopniowo pochłania mnie czarna strona mojej osobowości.
*
Szedłem ulicami z kapturem na głowie i tasakiem ukrytym pod bluzą. Zaciskałem na nim kurczowo palce, jakby był jedyną liczącą się w tym momencie rzeczą. W sumie… było tak. Jak zwykle w godzinach popołudniowych, na ulicy było dość tłoczno. Ludzie, spieszący się gdzieś, popychali mnie i potrącali, zmierzając do swego celu. Wkurzałem się za każdym razem, gdy jakiś przechodzeń chociażby lekko mnie dotknął. W końcu przestałem racjonalnie myśleć.
To musiało się tak skończyć…
Zamachnąłem się tasakiem na jakąś kobietę, która niczego się nie spodziewała. Początkowo nikt nic nie zauważył, dopiero później wybuchła panika.
W tym czasie zdążyłem zabić pięć osób.
Śmiałem się przy tym jak szaleniec.
Widok krwi mnie upajał.
Kochałem to.
Patrzenie na śmierć było takie zabawne…
Machałem tasakiem na wszystkie strony, ciesząc się całą sytuacją.
A potem, ni stąd, ni zowąd… po prostu oprzytomniałem. Rozejrzałem się wokół, zdezorientowany. Zwróciłem wzrok na broń w mojej dłoni. Wypuściłem tasak z ręki, zszokowany. Opadłem na kolana, uświadamiając sobie, co właściwie zrobiłem. Jak przez mgłę zauważyłem nagłe poruszenie niedaleko mnie. Słyszałem radiowozy, a potem wpakowali mnie w jakieś białe coś. Chyba kaftan bezpieczeństwa, ale nie jestem pewien. Nie mogłem wyjść z szoku.
*
Nie wiem, ile czasu minęło od tamtej masakry, którą urządziłem na ulicy w biały dzień.
Leżałem na łóżku, na zmianę tracąc i odzyskując świadomość. Jakaś kobieta próbowała się ze mną porozumieć. Zadawała mnóstwo pytań, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. Nawet nie pamiętałem w tej chwili, jak się nazywam. A może nie chciałem pamiętać…?
Cały czas miałem przed oczami obraz jakiegoś różowowłosego chłopaka. Raz uśmiechał się do mnie, wyglądał na szczęśliwego. Innym razem płakał, patrząc na mnie z wielkim bólem.
Wiedziałem, że ten chłopak jest dla mnie bardzo ważny, ale nie mogłem sobie przypomnieć nawet jego imienia…
Mój mózg wyparł z siebie wszystkie wspomnienia.
*
Długo trwało, zanim przypomniałem sobie choćby część osób i zdarzeń z mojego wcześniejszego życia. O wszystkim opowiadałem pielęgniarce, która miała na imię Ingrid. Lubiłem, kiedy do mnie przychodziła.
- Witaj Gray – usłyszałem jej melodyjny głos i odwróciłem się w jej kierunku. – Coś nowego? – Popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Domyśliłem się, że chodzi jej o wspomnienia.
- Nie. Dalej nie pamiętam, kim jest dla mnie chłopak, który prześladuje mnie w snach i na jawie. – Westchnąłem cicho.
- Masz dziś gościa. Może coś sobie przypomnisz. – Uśmiechnęła się do mnie.
Usiadłem, a ona otworzyła z powrotem drzwi, wpuszczając do pomieszczenia szkarłatnowłosą kobietę.
- E – Erza…? – Wybałuszyłem oczy, całkowicie zaskoczony jej pojawieniem się w tym miejscu. Skąd wiedziała, gdzie mnie szukać?
- Wstawaj, Gray. Zabieram cię stąd. Mam na to pozwolenie. Tamtego dnia, w którym nas opuściłeś, działałeś w afekcie. Rozumiem, robić masakrę, ale żeby tasakiem? – Pokręciła głową, patrząc na mnie z uporem w oczach. Nie odpuści.
- Erza… Ja tu zostaję. Chcę odzyskać resztę wspomnień. Pamiętam tylko urywki z mojego poprzedniego życia. Ciebie, Jellala, mistrza, Laxusa, Freeda… Ale nikogo więcej… - Wstałem z miejsca, stając naprzeciwko niej.
Patrzyła na mnie z niemałym szokiem, po czym sięgnęła pod zbroję i wyciągnęła spod niej złożoną na kilka części kartkę. Podała mi ją bez słowa.
Gray, jeżeli to czytasz, to znaczy, że Erza cię znalazła. Chciałbym, abyś wrócił. To prawda, że kiedy tracisz głowę, często mnie ranisz, ale... Wytrzymam. Dla ciebie. Proszę, wróć do mnie. Kocham cię.
Na zawsze Twój,
Natsu

- Natsu? – szepnąłem cicho, marszcząc brwi. – Natsu…
- Nie pamiętasz go? – zapytała Erza, bardzo zdenerwowana. – Nie pamiętasz swojego chłopaka?
Zamknąłem oczu. Oddech mi przyspieszył. Coś nie dawało mi spokoju. I po chwili już wiedziałem…
Wiedziałem, kim jest chłopak, którego obraz tak często widywałem po zamknięciu oczu. To był on, Natsu. Osoba, którą kochałem najbardziej na świecie.
*
Obiecałem Erzie, że z nią wrócę, ale jeszcze nie teraz. Chciałem się upewnić, że już nikogo nie skrzywdzę. Zostałem w ośrodku przez dwa następne tygodnie. Wspomnienia wróciły. Nie było ze mną do końca dobrze, ale Erza obiecała, że w razie czego powstrzyma mnie od robienia głupstw. Zaufałem jej.
Zjawiliśmy się w gildii bez uprzedzenia. Wszyscy byli zaskoczeni moim przybyciem. Nie słyszeli o masakrze, którą urządziłem, więc nie wspominaliśmy o tym.
- Przeproszę was teraz – powiedziałem i udałem się do pokoju, w którym mieszkałem razem z Natsu.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Chłopak poderwał się z łóżka i cofnął o kilka kroków w głąb pokoju, patrząc na mnie z udawanym spokojem.
- G – Gray…? – wydusił z siebie.
I wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę.
- Boisz się mnie – szepnąłem, wzdychając ciężko. – Nie powinno mnie to dziwić, w końcu wyrządziłem ci tyle krzywd…
- N – nie, nie boję się! – zaprzeczył, gwałtownie kręcąc głową.
Podszedłem do niego. Zwalczył chęć ucieczki.
- Pozwól mi wszystko naprawić. Kocham cię, Natsu. – Przytuliłem go do siebie. Czułem, jak powoli się odpręża.
- Ja ciebie też, Gray. Nie rań mnie więcej… - poprosił cicho.
- Nie chcę cię ranić. Wynagrodzę ci wszystko – obiecałem.
Wiedziałem, że będzie trudno odzyskać jego zaufanie… ale będę cierpliwy. Teraz może być tylko lepiej.




Dobra, a teraz krótkie ogłoszenia parafialne:
1. W ankiecie wzięło udział mało osób, do tego większość woli być ninja ;_; Miał być jeden anonim, ale go nigdzie nie widzę! *rozgląda się* No cóż ;_;
2. Na wznowienie bloga  http://school-day-ft.blogspot.com  będziecie musieli jeszcze troszkę poczekać ;<
3. Na blogu http://melodie-jutra.blogspot.com  widzę, że 6 osób wzięło udział w ankiecie i każda z tych osób jest za tym, abym dała tam swoje bonusy po zrealizowaniu zamówień. Niech więc tak będzie ^^"
4. Nie wiem, czy reklamowałam tu bloga mojego i Iris  http://gratsu-love-story-yooool.blogspot.com , w razie czego daję link po raz drugi xD Nie zaszkodzi xD
5. Możecie zaspamować mi skrzynkę z anonima:  http://ask.fm/Misuzu187  , bo mi się tak cholernie nudzi... ;_;

I to chyba tyle xDDD
~Misuzu.

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 36. Ślub i wesele - czyli: rozpierducha na całego.

No cześć, ludzie! :D Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na rozdział, ale trochę mi się przedłużyło pisanie tego... ;3 Kilka razy utknęłam w martwym punkcie i dopiero po kilku dniach do tego wracałam... Mam świadomość, że nie jest idealnie, ale tragedii raczej też nie ma ;D Zapraszam do czytania! ;3  (P.S. Zajrzyjcie do ankiety ;< ) 



Pierwszym, co nas spotkało po wejściu do gildii, było krzesło, lecące w naszą stronę z zawrotną szybkością. Schyliliśmy się dosłownie w ostatniej chwili.
- GRAAAAAAAAY! – usłyszałem głos wkurwionego Natsu.
Ale no… przecież ja mu nic nie zrobiłem… To on się obraził za to, że nie chcę adoptować bachora…
- ZOSTAWIŁEŚ WSZYSTKO NA NASZEJ GŁOWIE I POSZEDŁEŚ GDZIEŚ W PIZDU! WYSTARCZYŁO, ŻE NA MOMENT SPUŚCIŁEM CIĘ Z OKA!
- Ja tu na ważnej misji byłem! – Nadąłem policzki, niezadowolony.
- Ciekawe, kurwa, jakiej?! – warknął, krzyżując ręce na piersi.
A potem popatrzył za mnie, gdzie stał nieco przerażony Jellal. Miał minę pod tytułem „skoro taka jest reakcja Natsu, to boję się, co zrobi Erza”.
Zanim Dragneel zdążył coś odpowiedzieć, do pomieszczenia, zwabiona hałasem, weszła przybita Scarlet. Popatrzyła najpierw na mojego chłopaka, potem na mnie, a na koniec poza mnie.
- Jellal…? Wróciłeś…? – wyszeptała, nieco zaskoczona. A potem rzuciła się w naszą stronę, bezczelnie mnie odepchnęła i rzuciła się w ramiona oniemiałego niebieskowłosego idioty.  – Jellal!
Oczywiście, jak to baba, zaczęła beczeć. Natsu jej zawtórował, chociaż w zasadzie nie miał powodu. Postanowiłem coś z tym zrobić, więc podszedłem do niego i przytuliłem go mocno.
- Gray, to ty go przyprowadziłeś? Dziękuję! Jestem ci taka wdzięczna! – mówiła Scarlet grubym od płaczu głosem.
Jellal uspokajał ją cicho. Natsu wysmarkał się w moją bluzkę, ale postanowiłem go nie upominać. To pewnie swego rodzaju kara, czy coś.
Po jakichś dziesięciu minutach wreszcie się uspokoili i mogliśmy pójść na wyżerkę. Od siedzenia połowy dnia w dole zrobiłem się głodny.
***
Dwa dni później
Staliśmy z Jellalem pod naszą nową, rozbudowaną gildią, bardzo zdenerwowani. Erzy i Natsu nigdzie nie było widać, a ślub miał się rozpocząć za kilka minut.
- Denerwuję się – jęknął Jellal, chodząc dookoła mnie.
- Weź tak nie łaź, bo dziurę wokół mnie wydepczesz – mruknąłem. – Poza tym, mam bardziej o co się bać. A jak znowu zgubię spodnie, albo garniak?
- To będzie na co popatrzeć. A Erza ci wpierdoli – odparł. Miał w sumie rację. Cóż… Natsu też by mi wpierdolił.
Wszyscy członkowie zarówno naszej, jak i innych gildii zebrali się przed budynkiem. My we dwóch staliśmy przy wielkim łuku, na którym były przyczepione róże. Czerwony dywan ciągnął się od wejścia do gildii, aż do pseudo ołtarza, skleconego przez Elfmana.
W pewnej chwili podszedł do nas wyraźnie zadowolony z siebie Freed.
Nic się nie odzywał. Posłałem mu zdziwione spojrzenie. Nagle moim oczom ukazał się nie kto inny, tylko Ichiya. W sutannie, kurwa.
- Freed… Erza cię zapierdoli… - stwierdziłem, nadal lekko zszokowany.
Ichiya w sutannie? Ludzie, za jakie grzechy ja muszę na to patrzeć?!
Jellal miał minę, wyrażającą wielkie WTF.
Nie zdążył nic jednak powiedzieć, bo w tej chwili rozpoczęły się pierwsze takty marsza… zaraz, kurwa! Kto był taki mądry i puścił Macarenę?! No nie, wszystko się sypie, ludzie, ratunku! Erza nas zmiecie z powierzchni ziemi!
- Umm… Sorry – usłyszałem głos Laxusa. No tak, to ten debil miał włączyć muzykę. Wszystko jasne.
Po dłuższej chwili znalazł wreszcie marsza weselnego na płycie. Kilka sekund później z domu wyszła Erza, prowadzona przez mistrza. Włosy, falujące na wietrze, wyglądały piękniej niż kiedykolwiek wcześniej. Suknia była po prostu nie do opisania. Wkurzony wyraz twarzy, idealnie harmonizujący ze zwiędłym bukietem kwiatów, trzymanym przez kobietę… Wzruszyłem się. Macie chusteczki?
Potem przeniosłem wzrok na Natsu, który kroczył za Erzą, bardzo dumny. Dużo osób gapiło się na niego z niemałym szokiem. W końcu był w sukience, do tego miał buty na obcasie, w których ledwo utrzymywał równowagę. I kretyn nie ogolił nóg. Jak to wygląda, matko! Teraz będę musiał się za niego wstydzić! Aż z wrażenia zgubiłem gdzieś marynarkę.
- Kurwa – zaklął Jellal. – Odbieracie w tej chwili całą uwagę, która ma się skupiać na nas, na młodej parze! – warknął Jell, wkurwiony.
Strzeliłem poker face’a.
- Soooorki? – wydusiłem z siebie.
Dołączyliśmy do Erzy i Natsu. Ichiya rozpoczął mszę. W trakcie Natsu zdążył pobeczeć się około dwudziestu razy („b – bo Erza jeszcze nie tak dawno była taka mała! Tak wyrosła! To jej wielki dzień! Do tego będzie miała dzieckoooo!”), a ja zgubiłem garnitur, zostając w samych bokserkach. Cudownie. Kompletna klapa.
- Jeśli ktoś jest przeciwny temu związkowi, niech mówi teraz, lub zamilknie na wieki!
Cisza. Nikt nic nie mówi.
- Ja jestem przeciwny, ale niestety, jako ksiądz nie mam nic do gadania, nie przemyślałem tego – poskarżył się „men”.
Każdy strzelił klasycznego face palma, słysząc te słowa. Urażony Ichiya kontynuował: - obrączki, kurwa.
Tak, to było bardzo miłe z jego strony. Wystąpił jednak jeden, malutki problemik… To ja miałem te obrączki. A mój garniak zaginął… No to mam wpierdol.
Kiedy lamentowałem nad swoim parszywym losem, Natsu wyciągnął obrączki z kieszeni żakietu. Popatrzyłem na niego z niemałą ulgą. Na szczęście domyślił się, że coś podobnego może mieć miejsce. Chociaż raz w życiu udało mu się pomyśleć! Zapiszę to w kalendarzu!
Dalszy ciąg ceremonii nastąpił bez żadnych wpadek (chyba że liczy się to, że Natsu wyjebał się w końcu na tych obcasach).
Wszyscy, bardzo zadowoleni (no, nie wszyscy – Erza i Jellal byli bardzo zirytowani), weszliśmy do gildii się bawić.
Laxus puszczał jakieś smętne piosenki o przemijaniu i nieszczęśliwej miłości, co Freed odczytał zupełnie błędnie, jako aluzję, że blondyn nie jest z nim szczęśliwy, w wyniku czego się poryczał i pobiegł do kibla. Laxus pognał za nim.
Nikt zbytnio nie przejął się tym wydarzeniem. Puszczaniem muzy zajęła się Lucy. Chociaż raz w życiu się do czegoś przydała.
Odnalazłem mój garnitur pod stołem (nie pytajcie) i czym prędzej go założyłem, co by wiochy nie robić.
Wszyscy zasiedliśmy przy stołach i z początku kulturalnie walnęliśmy po kielonie.
Nie wiem, kiedy jeden kieliszek przekształcił się w wiele kieliszków, ale raczej bardzo szybko.
***
Na parkiet wyszliśmy tylko ja z Natsu (tańczył bez butów) i Erza z Jellalem. Reszta albo zgonowała pod stołami, albo odwalała maniany gdzieś po kątach. Wesoła impreza, uhuhu! Jak widać parze młodej nie przeszkadzało to, że praktycznie nikt się nie bawił. Byli za bardzo zajęci sobą.
Po kilku piosenkach wróciliśmy z Natsu do chlania. Niestety, nie skończyło się to dla nas dobrze. Gdyby choć jeden z nas wiedział, co będziemy odwalać… Nigdy byśmy nie ruszyli tej flaszki. Nigdy, kurwa.
Natsu pociągnął za obrus, w wyniku czego wszystko zjebało się na podłogę i potłukło, a całe żarcie… cóż, nie zmarnowało się, bo dorwał się do niego Elfman. „No co, dwóch godzin nie leżało”. Oczywiście nikt nie był w stanie go poinformować, że to była zasada pięciu sekund, a nie dwóch godzin.
Zacząłem narzekać do Natsu, że kasy mało, a on tak bezczelnie tłucze wszystko, co mu pod ręce wpadnie. Patrzył na mnie tępym wzrokiem, wyraźnie nie ogarniając akcji. Narzekałem i narzekałem, dopóki ktoś nie klepnął mnie w ramię. Popatrzyłem na Canę, która – wyraźnie rozbawiona – wsadziła mi za pasek od spodni gruby plik banknotów.
- Zatańcz, kochaniutki, to dostaniesz więcej. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – No, chyba że się boisz.
Najebany, nie wiedziałem do końca, co robię. Ja nie zatańczę, no ja?!
- Lucy! Zapuść coś szybkiego! – wydarłem się i wskoczyłem na stół, skupiając na sobie wzrok praktycznie wszystkich, którzy jeszcze w miarę kontaktowali. Erza i Jell popatrzyli na mnie z niemałym WTF na twarzach.
Olałem to. Kiedy Lucy zmieniła repertuar, zacząłem się wyginać w jakimś szalonym, erotycznym tańcu. Patrzyłem przy tym wyzywająco w oczy mojego chłopaka, który miał usta szeroko otwarte ze zdziwienia. I chyba się zaślinił, ale to się wytnie.
Gubiłem po kolei kolejne części garderoby, dopingowany gwizdami i oklaskami. Wreszcie pozbyłem się też bokserek i rzuciłem nimi w Natsu. Dostał prosto w twarz, +100 do zajebistości. Dla mnie, oczywiście.
- Uhuhhu! – zawyła Levy. Zawtórowały jej piski dziewczyn (i chyba Freeda, ale nie jestem pewien).
- Ja mam mniejszego – pożalił się Elfman. Wywołało to wybuch śmiechu na sali, ale ja się tym nie przejąłem, tylko dalej tańczyłem. Szkoda, że nie było tu rury, wypadłoby to efektywniej.
Po chwili zauważyłem, że Natsu, który zdjął już moje bokserki ze swojej twarzy, podjął wyzwanie. Wlazł na stół i – przy wtórze wrzasków i gwizdów – zaczął tańczyć tuż obok mnie, czasami niby przypadkiem ocierając się tyłkiem o moje krocze. On – zwykle nieśmiały i wstydliwy, jeśli chodzi o takie sprawy – po alkoholu stawał się bestią i nie obchodziło go nic. Zdjąłem z niego sukienkę (kurwa, jak on się wcisnął w to cholerstwo?), więc został w samych bokserkach.
- Dawaj Gray! Zerżnij go! – darł się Laxus. – Pokaż, że masz coś po mnie, synu!
- Nie daj się Natsu! – Freed postanowił wtrącić swoje trzy grosze.
No tak, właśnie w tej chwili cała gildia liczyła na to, że odstawimy dla nich darmowe porno. To wesele przejdzie do historii.
Nakręcani ich zapałem i upojeni alkoholem, nie myśleliśmy za bardzo nad tym, co robimy. Jednym ruchem ściągnąłem z Natsu jego ostatnią linię obrony (bokserki).
Nie przerywaliśmy tańca, przynajmniej na początku. Potem tak po prostu położyłem Natsu na blacie stołu. Rozchylił lekko nogi, intuicyjnie wyczuwając, co za chwilę nastąpi. Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Krzyki i piski dochodziły do mnie jakby z daleka. Włożyłem do wnętrza Dragneela palec, zaczynając przygotowywać go do stosunku. Doczekałem się cichego jęku z jego strony. Potem dołożyłem drugi palec. Syknął, musiało go zaboleć. Kiedy już wystarczająco go przygotowałem, palce zastąpił mój penis.
A wtedy… Erza zjebała nas ze stołu.
- Wy zboczeńce! Zabrudzicie mi blat! Jeśli już macie się pieprzyć, to na podłodze! – wydarła mordę.
- Spokojnie, Erza! To mężczyźni! – krzyknął Elfman, wypinając klatę do przodu.
Wróciliśmy z Natsu do przerwanej chwilę wcześniej czynności, nic sobie nie robiąc z zamieszania, które wznieciła panna młoda.
Posuwałem go z całych sił, w odpowiedzi doczekując się jęków i krzyków z jego strony. Co dziwne – prosił o więcej. A może to tłum chciał więcej…? Chuj wie. Nic się dla mnie w tej chwili nie liczyło, z wyjątkiem leżącego pode mną chłopaka.
Nie minęło dużo czasu, a osiągnąłem spełnienie w jego ciasnym wnętrzu. On doszedł chwilę po mnie, jęcząc me imię. Opuściłem jego ciało i opadłem na podłogę obok niego. Dyszeliśmy ciężko, jakbyśmy przebiegli maraton (co było nierealne przy mojej kondycji).

Nie minęło dużo czasu, a zainteresowanie naszymi osobami opadło. Laxus i Freed zaczęli śpiewać „Szła dzieweczka do laseczka i ją wyruchali”, a kilka osób przyłączyło się do repertuaru. Erza i Jellal zniknęli w tajemniczych okolicznościach (pewnie stwierdzili, że pierdolą takie wesele), a Happy zaczął zrzucać z powietrza żarcie, trafiając kilka przypadkowych osób. Szczególnie oberwało się zgonom.
Nic więcej nie zdążyłem zarejestrować. Po prostu odpłynąłem.
*
Obudziłem się kilka godzin później, z mega bólem głowy. Nie zdziwiłem się zbytnio, kiedy zorientowałem się, że jestem nagi. Tylko co robi ta… sperma na moim brzuchu…? Zdygałem się i to konkretnie. Poderwałem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem dookoła. Obok mnie spokojnie spał nagi Natsu. Szybko okryłem go moją marynarką, która leżała kilka metrów dalej.
- Co się stało, kurwa? – zapytałem sam siebie.
- Robiliście striptiz na stole, potem się bzyknęliście i musieliście przykimać – odpowiedział mi Laxus, który siedział nieopodal, trzymając się za obolały łeb. Cały był wymazany w cieście. Niedaleko niego, w stercie zbitych talerzy, spał Freed.
Ale chwila… ŻE CO?! No nie. Nie pamiętałem nic z tego, co mówił mi Dreyar. Wysiliłem mózg. Kilka scen przeleciało mi przez głowę.
Cana, wkładająca kasę za pasek od moich spodni.
Taniec, zaledwie urywek.
Natsu, przyłączający się do mnie.
Kilka upojnych chwil.
Lądowanie na podłodze.
Happy obrzucający ludzi żarciem.
Koniec.
The end.
Nic więcej nie potrafiłem sobie przypomnieć.
- O staaaary… byłem aż tak pijany? – zapytałem samego siebie, łapiąc się za głowę.
W tym momencie przebudził się Natsu. Odkrywając moją nagość, swoją nagość i obecność Laxusa i Freeda, zwiał – zakrywając krocze moją marynarką – do pokoju, z piskiem małej, gwałconej dziewczynki.
Znalazłem bokserki w okolicy i włożyłem je. Wstałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wyglądało jak istne pobojowisko: podłoga, sufit, a nawet ściany były pokryte żarciem. Kasa (za mój striptiz zapewne) walała się po stole. Na jednym stoliku dostrzegłem chyba jedyny niepotłuczony talerz. Ocalały również dwa kieliszki. Burdel na kółkach, normalnie! I kto to wszystko odkupi..?
- Graaay! Mam dla ciebie, Happyego, Natsu, Freeda i Laxusa bojowe zadanie! – Do pomieszczenia weszła zadowolona z siebie Erza. Cała promieniała.
- Hę? – zapytał Laxus inteligentnie.
- Posprzątacie wszystko, albowiem to wy zrobiliście tu taki syf! Yay!
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!! – Nasz krzyk dało się słyszeć chyba w całej gildii.
*
Następnego dnia, kiedy wszystko już błyszczało, a Natsu wreszcie postanowił wyjść do ludzi (był zażenowany naszym weselnym wystąpieniem), zebraliśmy się całą gildią na poprawinach. Tym razem zamiast alkoholu był soczek, co by nikomu śmigła nie zerwało. Nawet Cana miała dość alkoholu jak na razie. A to dopiero było dziwne!
- Ja i Freed chcielibyśmy coś ogłosić – odezwał się nagle Laxus, a wszystkie oczy zwróciły się na nich. – Bierzemy ślub! – oznajmił, wyraźnie zadowolony.
- Taaak! Kolejna popijawa! – Ucieszył się Elfman.
Podsumowaliśmy to brawami, chociaż nikt nie miał ochoty powtarzać podobnego scenariusza.
- Gray, a kiedy my weźmiemy ślub? – zapytał cicho Natsu.
Popatrzyłem na niego, zszokowany.
- Eee… niedługo, po chłopakach… - mruknąłem. Wiedziałem, że nie mam wyjścia.
Dragneel odpowiedział mi promiennym uśmiechem i całusem w policzek.
No, ludzie. Teraz to dopiero mam przejebane!


Heheszky, na razie chyba zrobię sobie przerwę z pisaniem rozdziałów na tego bloga, chyba że coś mnie najdzie :D
Jeszcze bezczelna reklama: http://gratsu-love-story-yooool.blogspot.com   <-- blog Iris i mój, który ma za zadanie ryć mózgi ;d serdecznie zapraszam! ;3
+ Na blogu z zamówieniami (http://melodie-jutra.blogspot.com ) zostało mi tylko 8 zamówień i jak dobrze pójdzie, zrealizuję je w przeciągu tygodnia/dwóch. Jeśli ktoś chce jeszcze jakieś złożyć, proszę pisać w komentarzach, lub na poczcie. Ewentualnie gadu lub ask xD
~Misuzu.