No siemano. Zostałam zmotywowana do działania i powracam z nową notką. Nie grzeszy jakością i długością, a także humorem, ale jest. Mam nadzieję, że następna wyjdzie mi lepsza. Trzymajcie kciuki!
I zachęcam do komentowania, wyrażania szczerych opinii na temat tego... czegoś, co nazywam blogiem.
Jeszcze przez dłuższą chwilę panowała cisza, a potem powoli
podszedł do nas Freed, ściskając kawałek srajtaśmy w ręku. Spojrzałem na niego
z wielkim WTF, ale nie zareagował. Podał papier Natsu.
- To od Happy’ego – oznajmił, dalej zachowując powagę.
Zerknąłem przez ramię Natsu, żeby przeczytać bazgroły kocura.
- To od Happy’ego – oznajmił, dalej zachowując powagę.
Zerknąłem przez ramię Natsu, żeby przeczytać bazgroły kocura.
Nje masz dla mnie czasó Natsu wienc odhodzem.
Nje szókaj mnie. Idzi se do Graya a mnie zostaf w spokoju.
Happy
Nje szókaj mnie. Idzi se do Graya a mnie zostaf w spokoju.
Happy
- Happy… - szepnął Dragneel, kurczowo zaciskając palce na krawędzi papieru.
Jakby nie patrzeć, to może rzeczywiście ostatnio cały czas zajmował się mną, a tego pchlarza miał w dupie, no ale żeby od razu z tego powodu aferę robić? Już miałem mu powiedzieć, żeby ogarnął emocje, ale zanim zdążyłem zareagować, już nie było go w pokoju. Kurwa, ninja jebany. Co on motorek w dupie ma, czy jak?
Wyraz zaskoczenia na twarzy Laxusa powiedział mi, że on też nie przyczaił, kiedy Pedalski Włos opuścił pomieszczenie. Westchnąłem męczeńsko. We trzech wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy się rozglądać za Zagubionym W Akcji (w skrócie – Lost).
Zauważyłem, że Jellal wylądował z mordą w torcie, co wyglądało dość zabawnie, zważywszy na jego kształt (pomińmy fakt, że większość ciasta już została zjedzona).
Wyszedłem na zewnątrz, uprzednio każąc chłopakom pilnować towarzystwa, co by nie rozjebali więcej, niż to konieczne.
Uruchom mózg, Gray. Gdzie mógł pójść Happy, a co za tym idzie – Natsu?
Szlag. Tak naprawdę to nie wiem, gdzie mogliby być… A więc zdam się na instynkt i pójdę przed siebie. To jest myśl!
Oczywiście zignorowałem to, że mój zmysł orientacji w terenie jest do dupy i mogę się zgubić nawet we własnym domu. Po co dokładać sobie zmartwień?
Ruszyłem więc przed siebie, przeklinając w myślach wyliniałego kocura za to, że zepsuł urodziny Natsu. Odchodzić mu się zachciało, pff. Upierdolę mu przednie łapy przy samej dupie, to się nauczy, że takich rzeczy nie robi się przyjacielowi.
- NATSU! HAPPY! – wydarłem się ze złudną nadzieją, że któryś mnie usłyszy.
Hasałem po lesie niczym jednorożec, usiłując wmawiać sobie, że wiem, gdzie jestem i nie spanikować. Toż to by było takie niemęskie.
Znowu zacząłem drzeć mordę, ale oczywiście nie było odzewu. To jakieś jaja są.
Zgubiłem się.
Zginę.
Umrę na śmierć, a moje zwłoki zostaną tu na zawsze, nieodnalezione.
Zjedzą mnie robale lub inne paskudztwa.
Jestem za młody, żeby umierać!
Help me, now!
…
No dobra, chyba zacząłem panikować.
- Natsu! Happy! – wołałem raz po raz, dalej się łudząc, że to coś da.
Kiedy odpowiedziała mi cisza, usiadłem na ziemi, zrezygnowany.
- No tak, to było do przewidzenia. Idę na poszukiwania, a sam ginę – mruknąłem do siebie, załamany swoją głupotą.
Po dłuższej chwili stwierdziłem, że może jak się jeszcze trochę pobłąkam, to dopisze mi fart i znajdę się w miejscu, które poznam i stamtąd trafię do domu.
Podniosłem się więc i ruszyłem dalej, rozglądając się uważnie. Niedaleko za sobą usłyszałem trzask gałązki. Potem drugiej. I kolejnej. Odwróciłem się powoli, a wtedy moim oczom ukazał się… DZIK.
Chyba dostałem palpitacji serca. Albo zawału. Czy czegoś w ten deseń. W każdym razie minęło kilka sekund, zanim wziąłem nogi za pas. Spierdalałem, drąc ryja niemiłosiernie. Oczywiście wiem, że mogłem go zamrozić, albo coś. Po prostu nie chciałem zużywać mocy.
…
No dobra, przyznaję się bez bicia – nie myślałem wtedy o takich rzeczach. No ludzie, też byście spanikowali.
W pewnej chwili straciłem grunt pod stopami.
- Lecę bo chcę! – zafałszowałem.
Przez chwilę poczułem, jakbym przed upadkiem zawisł na chwilę w powietrzu, jak w kreskówkach. A wtedy przez głowę przebiegła mi absurdalna myśl: a gdyby tak wynaleźć maszynę, w której nigdy nie zabrakłoby piwa?
Ledwo zdążyłem to pomyśleć, a zacząłem praktykować latanie odwrotne. Prostując: spadałem.
Osłoniłem głowę rękami, nie chcąc w nic przywalić z dyńki. Wiadomo, jej już nic nie zaszkodzi, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Leciałem w dół jeszcze kilka chwil, po czym zdrowo łupnąłem o ziemię.
- Ał… - wydusiłem z siebie, próbując zebrać się w sobie, żeby przynajmniej obczaić, gdzie się znalazłem.
Kiedy największy ból po zaatakowaniu ziemi (ja wcale nie upadłem, ja ją zaatakowałem!) minął, rozejrzałem się wokół. Leżałem w wielkim dole, który wyglądał, jakby zaraz miał zostać zasypany. Z tego co widziałem, nie ma stąd wyjścia – ziemia wyglądała na zbyt miękką i odsypałaby się, gdybym spróbował wyjść.
- Znowu w życiu mi nie wyszłoooo. – Podniosłem się do pozycji siedzącej, fałszując niemiłosiernie. – Uciec pragnę w wielki sen. Na dno tamtej mej doliny, gdzie sprzed dni doganiam dzieeeń.
Nie pamiętałem dalej tekstu, więc się zamknąłem. Dlaczego ja zawsze muszę być takim debilem i się wpakować w głupie sytuacje? Na chuj mi była wycieczka krajoznawcza po lesie? No, nie tyle krajoznawcza, ile poszukiwawcza. Tylko że… teraz będą musieli szukać mnie. Oh god why… to jakieś żarty. Help me, now! Please!
Tak, Gray ma pecha, biedak. ;x Przepraaaszam, kompletnie mi to nie wyszło, nie jestem jeszcze na siłach. Ale cóż. jest i to się liczy, prawda?
~Misuzu.