sobota, 30 marca 2013

Rozdział 17. Tragedia - czyli: trzeba być mną, żeby się zgubić szukając innych.


No siemano. Zostałam zmotywowana do działania i powracam z nową notką. Nie grzeszy jakością i długością, a także humorem, ale jest. Mam nadzieję, że następna wyjdzie mi lepsza. Trzymajcie kciuki!
I zachęcam do komentowania, wyrażania szczerych opinii na temat tego... czegoś, co nazywam blogiem. 


Jeszcze przez dłuższą chwilę panowała cisza, a potem powoli podszedł do nas Freed, ściskając kawałek srajtaśmy w ręku. Spojrzałem na niego z wielkim WTF, ale nie zareagował. Podał papier Natsu.
- To od Happy’ego – oznajmił, dalej zachowując powagę.
Zerknąłem przez ramię Natsu, żeby przeczytać bazgroły kocura.

Nje masz dla mnie czasó Natsu wienc odhodzem.
 Nje szókaj mnie. Idzi se do Graya a mnie zostaf w spokoju.
Happy

- Ortografii by mógł się nauczyć – podsumowałem krótko to, o czym każdy z nas myślał.
- Happy… - szepnął Dragneel, kurczowo zaciskając palce na krawędzi papieru.
Jakby nie patrzeć, to może rzeczywiście ostatnio cały czas zajmował się mną, a tego pchlarza miał w dupie, no ale żeby od razu z tego powodu aferę robić? Już miałem mu powiedzieć, żeby ogarnął emocje, ale zanim zdążyłem zareagować, już nie było go w pokoju. Kurwa, ninja jebany. Co on motorek w dupie ma, czy jak?
Wyraz zaskoczenia na twarzy Laxusa powiedział mi, że on też nie przyczaił, kiedy Pedalski Włos opuścił pomieszczenie. Westchnąłem męczeńsko. We trzech wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy się rozglądać za Zagubionym W Akcji (w skrócie – Lost).
Zauważyłem, że Jellal wylądował z mordą w torcie, co wyglądało dość zabawnie, zważywszy na jego kształt (pomińmy fakt, że większość ciasta już została zjedzona).
Wyszedłem na zewnątrz, uprzednio każąc chłopakom pilnować towarzystwa, co by nie rozjebali więcej, niż to konieczne.
Uruchom mózg, Gray. Gdzie mógł pójść Happy, a co za tym idzie – Natsu?
Szlag. Tak naprawdę to nie wiem, gdzie mogliby być… A więc zdam się na instynkt i pójdę przed siebie. To jest myśl!
Oczywiście zignorowałem to, że mój zmysł orientacji w terenie jest do dupy i mogę się zgubić nawet we własnym domu. Po co dokładać sobie zmartwień?
Ruszyłem więc przed siebie, przeklinając w myślach wyliniałego kocura za to, że zepsuł urodziny Natsu. Odchodzić mu się zachciało, pff. Upierdolę mu przednie łapy przy samej dupie, to się nauczy, że takich rzeczy nie robi się przyjacielowi.
- NATSU! HAPPY! – wydarłem się ze złudną nadzieją, że któryś mnie usłyszy.
Hasałem po lesie niczym jednorożec, usiłując wmawiać sobie, że wiem, gdzie jestem i nie spanikować. Toż to by było takie niemęskie.
Znowu zacząłem drzeć mordę, ale oczywiście nie było odzewu. To jakieś jaja są.
Zgubiłem się.
Zginę.
Umrę na śmierć, a moje zwłoki zostaną tu na zawsze, nieodnalezione.
Zjedzą mnie robale lub inne paskudztwa.
Jestem za młody, żeby umierać!
Help me, now!

No dobra, chyba zacząłem panikować.
- Natsu! Happy! – wołałem raz po raz, dalej się łudząc, że to coś da.
Kiedy odpowiedziała mi cisza, usiadłem na ziemi, zrezygnowany.
- No tak, to było do przewidzenia. Idę na poszukiwania, a sam ginę – mruknąłem do siebie, załamany swoją głupotą.
Po dłuższej chwili stwierdziłem, że może jak się jeszcze trochę pobłąkam, to dopisze mi fart i znajdę się w miejscu, które poznam i stamtąd trafię do domu.
Podniosłem się więc i ruszyłem dalej, rozglądając się uważnie. Niedaleko za sobą usłyszałem trzask gałązki. Potem drugiej. I kolejnej. Odwróciłem się powoli, a wtedy moim oczom ukazał się… DZIK.
Chyba dostałem palpitacji serca. Albo zawału. Czy czegoś w ten deseń. W każdym razie minęło kilka sekund, zanim wziąłem nogi za pas. Spierdalałem, drąc ryja niemiłosiernie. Oczywiście wiem, że mogłem go zamrozić, albo coś. Po prostu nie chciałem zużywać mocy.

No dobra, przyznaję się bez bicia – nie myślałem wtedy o takich rzeczach. No ludzie, też byście spanikowali.
W pewnej chwili straciłem grunt pod stopami.
- Lecę bo chcę! – zafałszowałem.
Przez chwilę poczułem, jakbym przed upadkiem zawisł na chwilę w powietrzu, jak w kreskówkach. A wtedy przez głowę przebiegła mi absurdalna myśl: a gdyby tak wynaleźć maszynę, w której nigdy nie zabrakłoby piwa?
Ledwo zdążyłem to pomyśleć, a zacząłem praktykować latanie odwrotne. Prostując: spadałem.
Osłoniłem głowę rękami, nie chcąc w nic przywalić z dyńki. Wiadomo, jej już nic nie zaszkodzi, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Leciałem w dół jeszcze kilka chwil, po czym zdrowo łupnąłem o ziemię.
- Ał… - wydusiłem z siebie, próbując zebrać się w sobie, żeby przynajmniej obczaić, gdzie się znalazłem.
Kiedy największy ból po zaatakowaniu ziemi (ja wcale nie upadłem, ja ją zaatakowałem!) minął, rozejrzałem się wokół. Leżałem w wielkim dole, który wyglądał, jakby zaraz miał zostać zasypany. Z tego co widziałem, nie ma stąd wyjścia – ziemia wyglądała na zbyt miękką i odsypałaby się, gdybym spróbował wyjść.
- Znowu w życiu mi nie wyszłoooo. – Podniosłem się do pozycji siedzącej, fałszując niemiłosiernie. – Uciec pragnę w wielki sen. Na dno tamtej mej doliny, gdzie sprzed dni doganiam dzieeeń.
Nie pamiętałem dalej tekstu, więc się zamknąłem. Dlaczego ja zawsze muszę być takim debilem i się wpakować w głupie sytuacje? Na chuj mi była wycieczka krajoznawcza po lesie? No, nie tyle krajoznawcza, ile poszukiwawcza. Tylko że… teraz będą musieli szukać mnie.
Oh god why… to jakieś żarty. Help me, now! Please!




Tak, Gray ma pecha, biedak. ;x Przepraaaszam, kompletnie mi to nie wyszło, nie jestem jeszcze na siłach. Ale cóż. jest i to się liczy, prawda?
~Misuzu.

sobota, 23 marca 2013

PRZEPRASZAM!

Jak zapewne każdy zauważył, ostatnio miałam obsuwy z notkami. Porządne. Teraz znajduję się w takiej sytuacji, że napisanie jednego zdanie wymaga porządnego wysilenia mózgu.
Ale kogo to obchodzi...
W każdym razie chciałam powiedzieć, że nie wiem jak długo... ale na razie nie będę pisała. Mam nadzieję, że szybko się ogarnę i coś stworzę, ale nie liczcie na to zbyt prędko. Przepraszam.
Poza tym chciałam zareklamować fanpage mój i przyjaciółki:
http://www.facebook.com/pages/Satan-Slayers/503035713066074

Zapraszam serdecznie!

I jeszcze raz przepraszam ._."

+ poza tym i tak nikt mnie nie kocha, już w ogóle przestaliście komentować. ._.

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 16. Urodziny

Rozdział 16. Urodziny

A więc nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Urodziny mojego chłopaka. Kupiłem już Natsu tą książkę o reinkarnacji, ale jak próbowałem ją czytać, to stwierdziłem, że pisał ją jakiś niedojeb. Nie rozumiałem wielu słów. Na przykład skąd mogę wiedzieć, co znaczy słowo „ambiwalencja”, czy też inne gówno. To nie na mój mózg jest! Odłożyłem więc lekturę, nie przeczytawszy nawet strony i pohasałem do mini kuchni, w której jak zawsze zastałem Laxusa przyglądającego się swoim paznokciom.
- Yo – przywitałem się.
- Witam. Gdzie Różowy? – zapytał, nawet nie podnosząc wzroku. – Myślałem, że chodzicie za sobą nawet do kibla.
- Gdyby nie to, że Zielony (tu miałem na myśli Freeda) ciągle robi oblężenie łazienki, pewnie by tak było – rzekłem z sarkazmem.
Prychnął tylko, a ja – porwawszy po drodze jego kanapkę – oddaliłem się w poszukiwaniu Natsu.
Musiałem go wyciągnąć na większość dnia na miasto, co napawało mnie przerażeniem. W dodatku udawanie, że nie pamiętam o jego urodzinach, wydało mi się niemożliwe. No dobra, przyznaję się bez bicia – gdyby nie Erza, to rzeczywiście bym o nich nie pamiętał.  Ale to są tylko szczegóły…
Dobra, mniejsza o to. Dorwałem Dragneela, kiedy dobijał się do drzwi łazienki.
- Freed! Ile można tam siedzieć?! Czekam na swoją kolej już od GODZINY i jak tak dalej pójdzie, to się posikam, a wtedy moje obszczane gacie wylądują na twojej głowie w akcie zemsty – warknął.
- Sorry, zapowiada się dłuższe posiedzenie. Chyba że chcesz, żeby to moje gacie wylądowały na TWOJEJ głowie. Ale nie będą tylko obsikane – odparł zielonowłosy.
- DŁUŻSZE?! Ile można?! – Wyrzucił ręce do góry w geście frustracji.
Podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.
- Przecież możesz pójść na dwór i odlać się pod każde drzewo – wymruczałem mu do ucha.
- G – Gray…! Nie strasz mnie tak – fuknął, nadymając policzki w niezadowoleniu, po czym westchnął ciężko, z rezygnacją.
Wywinął się z moich objęć i ruszył w stronę wyjścia z budynku.
- Freed? – zapytałem.
- Co?
- Wspieram cię duchowo, pamiętaj – przemówiłem poważnym tonem.
- Będę pamiętał – odpowiedział, równie poważnie.
Zaśmiałem się w duchu z jego głupoty i polazłem za Natsu. Właśnie wychodził zza drzewa, więc zgadywałem, że już załatwił swoją potrzebę fizjologiczną.
- Lecimy na miasto, muszę znaleźć jedną rzecz! – krzyknąłem do niego.
Skinął głową, z ponurą miną. Coś mi tu nie pasowało. Zapewne miał doła, bo nikt nie złożył mu życzeń. OMG, cały dzień ze smutnym Natsu… umrę na śmierć i tyle z tego będzie.
***
Krążyliśmy przez kilka godzin po sklepach, a ja dalej „nie znalazłem tego, co chcę”. Smoczy Zabójca co kilka minut narzekał, że chce już wracać do domu, ale wypomniałem mu, jak jakieś dwa dni temu to on mnie ciągał po księgarniach i innych takich, więc się zamknął.
Widziałem, że z sekundy na sekundę staje się coraz bardziej ponury. Nawet moje błyskotliwe dowcipy nie robiły na nim wrażenia.
- Natsu, a słuchaj tego. Jak się nazywa dziewczyna lubiąca czekoladę i Internet?
- Nie wiem – burknął.
- Emilka. Hehehehehehhe, dobre, co?
Odpowiedziała mi cisza i spojrzenie pod tytułem „za ten suchar dam ci puchar”. Pff. Dlaczego ten człowiek nie może po prostu zrozumieć istoty tego tzw. suchara? Przecież to było śmieszne!
- A obczaj to. Ukradł facet krzesło i poszedł siedzieć. Hehehehehhe – próbowałem dalej poprawić mu humor.
- Zamknij się już. Nie mogę tego słuchać. – Popatrzył na mnie wzrokiem zabójcy i przyspieszył kroku.
Przewróciłem oczami i nawet nie próbowałem go doganiać. A niech idzie. Takie inteligentne żarty to dla niego widocznie za wysoki poziom.
- Phhh – wydusiłem z siebie tylko.
***
Kiedy już wracaliśmy, towarzyszyło nam milczenie, które bezskutecznie próbowałem przerwać. Wreszcie, kiedy byliśmy już blisko bazy, zatrzymałem go.
- Natsu… wszystkiego najlepszego. – Odwróciłem się przodem do niego. – Wcale nie zapomniałem o twoich urodzinach. Mam nawet dla ciebie prezent – powiedziałem.
Popatrzył na mnie z zaskoczeniem.
- N – naprawdę?
- Tak – potwierdziłem.
Uniosłem podbródek chłopaka do góry i delikatnie musnąłem jego wargi swoimi. Odpowiedział mi tym samym. Gdy się od siebie oderwaliśmy, uśmiechnąłem się lekko i wziąłem go za rękę. Weszliśmy do domu, witani głośnym okrzykiem:
- NIESPODZIANKA, KURWA!!!!!!!!!!!!
Pedalski Włos stanął jak wmurowany i przenosił wzrok raz na szczerzącego zęby mnie, a raz na grupę niedojebów z gildii.
- CO, KURWA?! – wydarł japiszona, wyraźnie zdziwiony.
- JAJCO, KURWA! – odpowiedział mu chór głosów.
- JAK WAM ZAPIERDOLĘ, KURWA…!
- DAWAJ, KURWA!
Heheheheh, interesująca konwersacja. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Jellal był już wstawiony, tak samo jak i Bigslow z Caną.
Erza z Lucy szły ku nam z wypasionym tortem w kształcie… kutasa. Na jego widok zacząłem się śmiać jak popierdolony, a solenizant zrobił jeszcze głupszą minę, niż miał wcześniej. A to ciężko przebić.
Muszę im złożyć wyrazy uznania, bo sam bym na taki pomysł nie wpadł.
- Najlepszego, idioto. – Wyszczerzyła się Erza, stawiając tort na stole. Heartfilia natychmiast wzięła się za krojenie, śmiejąc się przy tym.
Następnie każdy po kolei złaził się z prezentami.
Od Jellala i Erzy dostał różowe, puchate kajdanki, pod kolor włosów.
Lucy podarowała mu czarną farbę do włosów (i chwała jej za to!).
Cana z mistrzem przytachali beczkę piwa, przewiązaną czerwoną kokardką z serduszkami.
 Mirajane z Elfmanem i Lissaną podarowali różowowłosemu bat z napisem „na chłopaka” i wtedy poczułem, że mam przejebane. Natychmiast odsunąłem się o kilka kroków z pokerową miną na ryju.
Inni dal jakieś duperele, które i tak do niczego by mu się nie przydały, ale grzecznie podziękował, odkładając je na kupkę obok siebie. Jak zauważyłem, bat dalej trzymał w ręce, co nie wróżyło mi zbyt dobrze. Oh god. Będę mu musiał go zajebać.
- My mamy dla ciebie najlepszy prezent – odezwał się nagle Laxus, wychodząc z Freedem na środek. – Doceń nasz wysiłek, włożony w ten repertuar.
Odchrząknął i zaczął śpiewać:
- Melancholia dzisiaj gości w jego głowie – zafałszował niemiłosiernie.
- W głowie Wojtka. – Freed robił za chórki.
[   http://www.youtube.com/watch?v=IKXFr161KLI  ? macie, to ten kawałek :D Hahhaahahah :D dop. aut.]
Apokalipsa! Wszyscy do schronu! Świat się kończy! Lamentowałem w myślach. Nawet najgorszego wroga nie chciałbym zmuszać do słuchania tego… wycia. Słuchaliśmy tego dzielnie, a kiedy skończyli, nagrodziliśmy ich brawami, tak z grzeczności, żeby nie było.
Impreza przeszła na tryb melanżowy. Oczywiście nie minęło pół godziny a każdy z wyjątkiem mnie był już nawalony. Oh god, dlaczego nie mogę pić, ja się pytam?! Dobra, chuj z zakazem! Niczym ninja dopadłem się do wódki i zacząłem chlać. Nikt na to nie zważał.
Natsu szalał na parkiecie niczym pojebany żul, razem z Laxusem i Freedem oraz Elfmanem i Evergreen. Erza z Jellalem migdalili się w kącie. Nie, żebym im pozazdrościł, czy coś...
Po pewnym czasie biba przekształciła się w coś podobnego do Harlem Shake, ale w tym przypadku było gorzej. Najebani w trzy dupy tańczyliśmy, chlaliśmy nadal i zaliczaliśmy gleby. Zapanował zajebisty rozgardiasz, muzykę przekrzykiwaliśmy do samego zdarcia gardeł.
Natsu podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, cały rozemocjonowany (znam takie trudne słowa, hehe!).
- Jest zajebiście! Dziękuję wam za to! - krzyknął do mnie.
Wtedy w mojej bani coś przeskoczyło i żem sobie przypomniał o prezencie dla niego.
- Mam coś dla ciebie - odparłem, szczerząc zęby w debilnym uśmiechu. - Chodź za mną - dodałem po chwili i złapałem go za nadgarstek, przepychając się przez tłum w stronę pokoju.
Wbiliśmy się do środka i dałem mu książkę. Minęła chwila, zanim ogarnął tytuł, a kiedy go przyczaił, pisnął jak mała dziewczynka  rzucił mi się na szyję. Usłyszałem potok słów, którymi mnie uraczył, ale niewiele z niego wyłapałem.
Zaczęliśmy się namiętnie całować, a wtedy do pokoju wkleili się Freed z Laxusem, z przerażonymi minami.
- Co się stało? - zapytałem.
- Coś strasznego... - wydusił z siebie Laxus.
Popatrzyliśmy na niego, oczekując wyjaśnień...

Koniec! Potrzymam was w niepewności xD Sorki za jakość, weny nie mam i wcięta jestem XD Dla Asi mojej  i drugiej Asi, też mojej kochanej i Seiko! <33
~Misuzu.
 

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 15. Stan przed imprezowy.


Przepraszam! Wiem, wiem, miałam obsuwę z notką… ale czasu nie było, ani chęci, żeby cokolwiek napisać.  Ten rozdział raczej nie zaspokoi waszej ciekawości, humoru też zbyt wiele nie ma i jest krótki. W tym momencie nie stać mnie na nic więcej.
Wybaczcie.

Położyłem się na Natsu i musnąłem wargami jego usta. W oczach chłopaka ujrzałem figlarny błysk. He. Hehe. Hehehe. Chyba nie da mi spokoju, dopóki go nie przelecę. Powinienem więc spełnić swoją powinność!
Włożyłem ręce pod koszulkę Dragneela i zacząłem macać jego klatę. Chwilę później bezczelnie dobrałem się do jego spodni. Wydał z siebie pomruk aprobaty.
Nie potrzeba było długiej gry wstępnej, żebyśmy obaj byli napaleni – cóż, nam niewiele trzeba. Kolejno pozbywaliśmy się ciuchów, aż wreszcie leżeliśmy zupełnie nadzy w plątaninie rąk i nóg.
Całowaliśmy się do utraty tchu. Wreszcie nie wytrzymałem – uniosłem do góry pośladki Natsu i wszedłem w niego w miarę delikatnie. Jęknął cicho i przymknął oczy.
Poruszałem się w ciele chłopaka coraz szybciej i gwałtowniej. Jego jękom towarzyszyło moje sapanie. Zacisnął palce na trawie. Wreszcie obaj osiągnęliśmy spełnienie, prawie w tym samym momencie. Opadłem na ziemię tuż obok niego, starając się uspokoić oddech. Popatrzyłem na Dragneela i uśmiechnąłem się, widząc jego uśmiech.
- Kocham cię. - Ścisnął moją dłoń.
Uniosłem się do pozycji siedzącej i musnąłem wargami jego policzek.
- Ja ciebie też – odparłem.
Zadrżał, kiedy owionął nas zimny wiatr.
- Wracajmy – mruknąłem cicho, wstając.
Ubraliśmy się, a kiedy już ruszył w stronę bazy przypomniałem sobie, że miałem go zatrzymać jak najdłużej poza budynkiem.
- Wiesz co, czekaj – odezwałem się, gorączkowo myśląc, co moglibyśmy robić przez długi czas.
Seks.
Pierdol, się mózgu. Tylko zboczeństwa ci w głowie!
- Tak? – Popatrzył na mnie pytająco.
- Nie chcę jeszcze wracać do bazy. Chodźmy na jakiś spacer, czy coś… Pobądźmy sami – palnąłem.
Jeeeeju, to zabrzmiało zbyt romantycznie, jak na mój gust.
- Słodki jesteś, wiesz? Zawsze wiesz, na co mam w danej chwili ochotę – wymruczał, łapiąc mnie za rękę.
Dżizas krejzas, klękajcie narody! Jestem jasnowidzem! To taki doniosły moment w moim życiu! Chciałbym pozdrowić zjebów z gildii, Janusza, no i…
- I ładnie się czerwienisz. – Wybuchnął śmiechem.
Oh no, spaliłem buraka? No niee.
- Och, dziękuję. Chodź stąd – fuknąłem, ruszając w bliżej nieznanym mi kierunku. Wspominałem już, jak słaby jest mój zmysł orientacji w terenie? Nie? To wspominam.
- Nie tam, gamoniu. Chyba że chcesz wjebać się w jakieś zarośla. – Pociągnął mnie w stronę ścieżki. – Chodźmy na miasto.
Skinąłem głową na znak zgody i ruszyliśmy.

Kiedy żeśmy wrócili czułem, jakby mi nogi w dupę wlazły. Wałęsaliśmy się przez bite trzy godziny, a nie siedzieliśmy nawet minuty. W dodatku gdy już zdążyłem walnąć się na łóżko, ściągnął mnie z niego Jellal.
- Potrzebny mi jesteś, muszę się ciebie poradzić w jednej kwestii – oznajmił, po czym zaciągnął mnie na zewnątrz.
- Jakiej, kurwa? – zapytałem, niezmiernie zirytowany.
- Debilu, chodzi o urodziny Natsu. Już rozdzieliliśmy między sobą obowiązki, pozostało tylko trzymać go jak najdalej stąd do wieczora, więc zaplanuj jakieś rozrywki, ale też wiesz... zachowuj się jakbyś zapomniał, że to jego święto. To ma być wielki suprise, jarzysz?
- A co ja niby będę z nim robił cały dzień? – wyjęczałem, przerażony perspektywą całodziennego wałęsania się po mieście.
- Chuj wie, cokolwiek. I nie zapomnij mu kupić prezentu.
- Prezentu…? Tyle że ja nie wiem, co mógłbym mu dać.
Seks byłby dobrym prezentem.
Kurwa, mózgu, mówiłem coś – pierdol się z tymi zboczeństwami. Hehehe, nawet to zabrzmiało dwuznacznie.
- To twój chłopak, do jasnej cholery. Jak możesz nie wiedzieć, co chciałby dostać? – zdziwił się Jell.
- No wiesz… nie rozmawiałem z nim na ten temat – odparłem.
A może rozmawiałem? Nie pamiętam, kurwa. Czasami łapię się na tym, że kompletnie go nie słucham, więc równie dobrze mogło mi to umknąć. No ale przecież się do tego nie przyznam.
- Jesteś debilem, Gray. – Podsumował mnie krótko.
- Spójrz na siebie – mruknąłem. – To wszystko?
- W sumie to tak. – Wzruszył ramionami.
Zebrałem więc dupę w kroki i wróciłem do pokoju. Walnąłem się z powrotem na łóżko i kminiłem, co mogę kupić temu złamasowi.
Właśnie siedział na szafce i przeglądał jakąś książkę, pogwizdując cicho.
- Co czytasz? – spytałem.
- Książkę na temat chorób psychicznych.
WTF?
- Eee… ciekawy temat… - wydusiłem z siebie, kiedy pierwszy szok opadł.
- Wiem, Drugą pozycją na mojej liście jest taka o reinkarnacji, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć – poskarżył się.
Kurwa, on na filozofię zamierzał iść, czy na psychologa, czy co?
Diiiing.
W mojej bani zadzwonił dzwonek oznajmiający, że znalazłem idealny prezent – kupię mu książkę o reinkarnacji!
Tak, jestem genialny, wiem. Autografy później. Teraz pozostało tylko wybrać się na miasto…


Łaaa, mówiłam, że krótkie. D: I to w kij, jak tak teraz patrzę. XD
~Misuzu.