czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 4.Czyli: akcję rozwinać czas.


Witam! Dodaję notkę dzień wcześniej, bo jutro bym nie miała kiedy i ogólnie w weekend też raczej nie. Mam teraz dużo nauki i innych zajęć. Wiecie, jak to jest. ;)
Nie przedłużając... Zapraszam do czytania!



Obudziłem się cały obolały, ale nie otwierałem oczu. Kurwa, co się stało…?
- Natsu, nie siedź tu tak cały czas. To nic nie da. Już dwa dni przy nim siedzisz, zamiast nam kurwa pomagać, debilu. Migasz się od obowiązków, obiboku – usłyszałem głos Erzy.
Dwa dni? Co jest?
- I chuj. To po części moja wina. Gdybym znalazł go wcześniej…
- Skończ pierdolić. Ciekawe, kto go tak urządził. Biedak miał szczęście, że nie uszkodziło mu za bardzo narządów wewnętrznych.
O co im chodzi? Kto kogo jak urządził?
- Biedny Gray – poczułem, że ktoś gładzi mnie dłonią po policzku. Evergreen?
I że ja jestem biedny? Koniec tej szopki. Wstaję. Uniosłem się lekko na łokciach, uchylając powieki i natychmiast z jękiem opadłem na poduszki.
- Gray! – pochylił się nade mną Natsu. – Nie przemęczaj się, jesteś ranny. Kto cię tak pobił?
Chłopak wyglądał jak półtorej nieszczęścia. Oczy podkrążone, blady jak ściana. Podejrzewałem, że sam wyglądam nie lepiej.
- Mnie…? – musiałem się zastanowić, o co chodziło, ale po dłuższej chwili milczenia przypomniałem sobie. - Nie wiem, kim oni byli. Jednego zabiłem, ale drugiego nie mogłem dorwać – wykrztusiłem.
Zapadła cisza. Erza popatrzyła na Evergreen porozumiewawczo i po chwili wyszły, zostawiając mnie z Dragneel’em.
- Co ci odjebało, żeby się włóczyć w nocy samemu po  lesie? Czy to przeze mnie? – przygryzł wargę.
- Nie, nie przez ciebie – postanowiłem szybko zmienić temat i zadać mu nurtujące mnie pytanie. - Powiedz serio, czujesz coś do Ever?
- Nie. Nie do niej.
- A do kogo?
- Nie ważne, naprawdę nie ważne…
- Czyli mogę sobie z nią kręcić? – dojebałem do pieca, że aż zgasło. Mistrz normalnie, mistrz! Bijcie mi brawa i pokłony za inteligencję.
- Jeśli chcesz – wyszeptał, odwracając wzrok. Wstał, zaciskając pięści. Miałem wrażenie, że zaraz mi zajebie w ryj.
- Nie chcę, jaja sobie robię – zaśmiałem się cicho, chcąc rozładować atmosferę. Coś mi nie wyszło chyba, bo nadal był z deka wkurzony.
Nie skomentował tego.
- Śpij, nie możesz się przemęczać – rzekł i wyszedł, zostawiając mnie samego.
Ja jebię, co to ma być?
I ciekawe, jak tam Krosta żyje. Pewnie sądzi, że mnie zabił. Biedny, jakże się rozczaruje, kiedy go dorwę. A może by mu tak podziękować za to, że nie umie nawet człowieka dobić? Hmm. Zobaczymy.
Z takimi myślami w głowie znowu zasnąłem.

Obudziłem się wieczorem. Na podłodze obok mnie spał Natsu, z głową na łóżku. Potargałem mu włosy (Boże, dlaczego one muszą być różowe?!), uśmiechając się. Ten koleś serio się o mnie martwił. Mruknął coś pod nosem i złapał moją dłoń, ściskając ją mocno. Nie chciał mnie puścić, a przecież i tak się nigdzie stąd nie wybierałem. Zrzuciłem z siebie kołdrę tak, że spadła akurat na Dragneela. Popatrzyłem na swoje obolałe ciało i wystraszyłem się. Wokół żeber miałem przewiązany bandaż, przez który zaczęła przeciekać krew. Byłem cały w siniakach. Pięknie, chyba przez miesiąc się nie pokażę publicznie. Ech, Krosta, masz wpierdol za to. Już mogłeś mnie całkiem dobić, a nie zostawiać w takim stanie. Moje cudownie sexy ciało tak poturbowane! Wstyd. Wstyd i hańba, kurwa.

Kiedy tak sobie leżałem, Natsu się przebudził. Nadal trzymał mnie za rękę i wcale go to nie obeszło. Za to ja spaliłem buraka. Popatrzył na mnie fachowym wzrokiem.
- Chyba czas zmienić ci opatrunek – powiedział, wstając. Puścił moją dłoń i przeciągnął się.
Zgarnął z szafki bandaż i zabrał się za zdjęcie tego, który miałem założony.
- A może niech zrobi to ktoś, kto się na tym zna? – zapytałem, powątpiewając w jego umiejętności w tejże dziedzinie.
- Ależ ja się znam – włożył mi rękę pod plecy i uniósł delikatnie moje ciało do góry tak, aby móc szybko odwiązać stary bandaż i założyć nowy. Przytrzymałem się jego koszulki, żeby nie opaść z powrotem na poduszki. Kiedy w końcu uporał się z opatrunkiem, spojrzałem na ranę. Nie wyglądała na strasznie głęboką, ale to nie zmienia faktu, że była paskudna. Nie mogłem wytrzymać, położyłem się, przygniatając jego rękę i jęknąłem.
- Gray, muszę założyć ci nowy bandaż, więc się trochę podnieś – powiedział od mnie jak do dziecka.
- Kiedy ja nie mam siły, mamusiuuuu – narzekałem.
- Od kiedy ot jestem twoją mamusią, synu? – zaśmiał się. - No już, unieś się lekko, albo ja to zrobię za ciebie, a to nie będzie miłe.
- Grozisz, czy obiecujesz?
- Obiecuję.
Zrobiłem minę zbitego psa, na co zaśmiał się jeszcze głośniej, a kiedy nadal się nie podnosiłem, wsadził mi pod plecy jeszcze drugą rękę i skończyło się na tym, że wylądowałem w pozycji siedzącej jęcząc z bólu, a Natsu kontynuował zakładanie mi bandaża. Nie wiem, jak on to robił, bo musiał mnie jeszcze trzymać, no ale w każdym razie jakoś dał radę.
Kiedy skończył, ułożył mnie wygodnie na poduszkach, dalej trzymając swoje ręce pod moimi pleckami. Pochylał się nade mną, wzdychając ciężko. Chyba zmęczyło go to moje jęczenie i narzekanie.
Oddychałem ciężko z wysiłku. Oj tak, wypadłem z formy.
- Gray, dlaczego ty musisz być takim idiotą? – zapytał w pewnej chwili i głos mu się lekko załamał.
- Ale że o co ci chodzi? – zdziwiłem się.
- Ty jeszcze, kurwa, nie zauważyłeś… – mruknął.
- Co miałem zauważyć? – teraz jeszcze bardziej byłem zdziwiony.
- Ech, nic, nic.
Patrzył na mnie, a ja na niego. Złapał mnie za ramię, przybliżając twarz do mojej. Chyba zaraz dostanę zawału. Albo palpitacji serca. Tak czy inaczej – zginę marnie.
Zacisnąłem dłonie na jego koszulce, serce waliło mi jak młotem, drżałem. Albo jestem chory, albo nie mogę dłużej czekać. Tak, Fullbuster – chyba obaj jesteście pedałami. To już raczej nie tylko podejrzenia.
Nasze usta dzielił zaledwie milimetr i czułem, że zaraz wykituję. Zawahał się. Pospiesz się, idioto. Chcę mieć to już za sobą, apelowałem do niego w myślach.
W końcu nasze wargi złączyły się w pocałunku. Natsu wplótł palce w moje włosy, a ja, zamiast go odepchnąć, przyciągnąłem bliżej. Nasze języki splatały się w powolnych i bardzo podniecających pocałunkach. To było coś, czego nie da się opisać. Nigdy tak się nie czułem.
KURWA, JESTEM PEDAŁEM! Kiedy to sobie uświadomiłem z pełną jasnością, odepchnąłem go od siebie. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-  Co się...? – zapytał cicho.
- Kurwa, pytasz się jeszcze! Czy ja ci wyglądam na pedała?! – ledwo się powstrzymywałem przed wydarciem ryja na cały regulator.
- Nie, ale… Ale myślałem…
- Natsu, kurwa, nie myśl tyle… - jęknąłem, zasłaniając twarz dłońmi.
- Ale…
- Nie ma żadnych ale. Ochłoń. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, nie z facetem… Na pewno nie jestem gejem, o nie… - broniłem się przed faktami, wiem. Ale co miałem zrobić? Nigdy tego nie zaakceptuję.
- Gray… Przepraszam… - słychać było, że głos mu drży.
- Dobra, zapomnijmy o tym. Po prostu zapomnijmy… - wiedziałem jednak, że nigdy o tym nie zapomnę.
- O tym nie da się zapomnieć. Gray, ja…
Podniosłem się, nie zważając na ból, i popatrzyłem na niego.
-  Wiem, chciałeś zobaczyć, jak to jest. Może nawet stwierdziłeś, że jesteś homo. Albo chciałeś spróbować czegoś nowego.
- Nic nie rozumiesz – urażony moimi słowami pokręcił głową i wyszedł, zostawiając mnie samego.
A ja leżałem, jeszcze długo nie mogąc uspokoić oddechu.


Hmm, zastanawiam się, czy nie za wcześnie doszło do pocałunku.;d Ale co tam, mam Wielki Plan, jak dalej rozwinąć akcję, więc...
Dobrze, koniec smętów, mam nadzieję, że się podobało.
Zachęcam do komentowania.

~Misuzu.

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 3.



Witam ponownie. Chciałabym od razu poinformować, że nie wiem, kiedy pojawi się następna notka.
Mam dużo nauki i w dodatku teraz będę chodziła na basen raz w tygodniu i na rehabilitację, nie wiem czy codziennie, czy co ileś tam dni.. Tak więc z góry przepraszam..
Nie przedłużając.. oto notka:

Natsu zamknął oczy, już prawie dotykał moich warg, kiedy nagle…
Zajebał mi lepa. A kiedy tak patrzyłem na niego, z miną pod tytułem ‘popierdoliło cię, kurwa?!’…
- Co to ma kurwa być?! Nie ma was i nie ma!
…. Wpadła do nas Erza. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Uratowała go przed ciosem, do którego właśnie się szykowałem. Bo kiedy pierwsze zdziwienie opadło, to się wkurwiłem i zamierzałem mu oddać.
Podszedłem do Scarlet i pocałowałem ją w policzek, szybko uchylając się przed ewentualnym ciosem, który, znając ją, pozbawiłby mnie zębów.
- Nie gniewaj się, ale nocowaliśmy przedwczoraj u mnie, bo Natsu uderzył się w banię i nie kontaktował ze światem. A wczoraj popiliśmy.
- Beze mnie kurwa!? – oho, no to super. Zła Erza = pobicie nas za niewinność.
- Sorki, no… - wyjąkałem, autentycznie przerażony.
- Dobra – odetchnęła głąboko. – Dziś wam daruję, debile. Ale zbierajcie dupę w troki i idziemy, bo Mistrz się niecierpliwi.
Po tych słowach wyszła, zostawiając nas w niezręcznej ciszy. Popatrzyłem na Natsu, który napotykając mój wzrok odwrócił łeb w drugą stronę. Co się z tym chłopakiem dzieje to ja nie wiem.
Po dłuższej chwili zgarnąłem jedzenie oraz sok i wymaszerowałem z igloo, a Dragneel za mną.
- Znowu w życiu mi nie wyszłooo – zaśpiewał cicho.
- Czo cy ne wyszo? – zapytałem, jedząc batona. Tłumacząc z polskiego na nasze: co ci nie wyszło?
- A czy to ważne – mruknął, spoglądając na mnie. - Na przykład dziś mi coś nie wyszło.
Erza szła kawałek przed nami, dość szybkim tempem. Chyba jej się włączył motorek w dupie, bo szybko nas wyprzedzała. Odbiegając od tematu - zastanawia mnie, gdzie oni w ogóle mają tą swoją kryjóweczkę.
- No ale ja się pytam co, a nie kiedy.
- Nie powiem ci co.
- Ludzie, z kim ja przebywam w ogóle – westchnąłem, kręcąc głową i wznosząc oczy do nieba, w poszukiwaniu litości.
- Ze mną, a co, nie odpowiada ci to? – popatrzył na mnie dziwnie.
- Ja nic nie mówię, zupełnie nic. Źle mnie zrozumiałeś.
Machnął tylko ręką i już nic nie odpowiedzia


Przed wieczorem dotarliśmy do ‘bazy’. Nie była specjalnie wielka, dlatego wszyscy gnieździliśmy się w jedynym w miarę dużym pokoju. Były jeszcze dwa, ale jeden zajęli Jellal z Erzą, a drugi Laxus i Freed. Natsu właśnie ich błagał, żeby oddali ten pokój nam, ale jak na razie nie chcieli się zgodzić, więc wystrzeliłem z propozycją zrobienia igloo gdzieś w pobliżu. Skończyło się na tym, że chłopaki + Elfman z Lissaną i Mirą będą w nim mieszkać, a my zajmiemy pokój. Zauważyłem w sąsiedztwie mini kuchnię i łazienkę. Inteligentnie – robić kibel koło kuchni. Co za pojeb to budował?
- Fuck yea. Tak się to robi, Piekarniku – wyszczerzyłem się do Natsu, na co on tylko się zaśmiał. 
Tak więc kiedy skończyłem z igloo dla przyjaciół, wróciłem do pokoju i glebnąłem na łóżko. JEDYNE łóżko. O fucken shit. Widać, że Dragneel też o tym nie wiedział, bo zrobił dziwną minę, kiedy wszedł do środka.
- Ej, to ja się przekimam na podłodze - powiedziałem szybko.
- Nie, nie trzeba – obejrzał wyrko fachowym okiem. – Skoro Laxus i Freed się na nim mieścili we dwóch, to my też damy radę – po tych słowach położył się obok mnie i odwrócił plecami.
Boże, jeżeli mnie słyszysz, daj mi siłę! A jak mnie zgwałci? Echh, umrę teraz, powieszę się na sznurówce, albo skoczę z dywanu na podłogę. Wolę to, niż przebywanie z nim. O cholerka, chyba zaraz zasnę. Nieee, nie mogę!
Powalczyłem ze snem jeszcze kilka minut i zapewne odpłynąłem.

Kiedy się obudziłem, Natsu nie było obok. Musiał pójść do reszty, patafiany na pewno już coś chlają. Beze mnie, kurwa.
  Podniosłem dupę z łóżka i poszedłem do pozostałych z zacnym zamiarem skopania im tyłków, ale zastałem tylko Evergreen.
- Yoł, jak tam żyjesz? – podszedłem do niej i przytuliłem ją od tyłu. Chciałem poczuć przy sobie ciało kobiety, bo chyba bym zwariował. Już mi wystarczy to, że ostatnimi czasy mam siebie samego za pedała, zrozumcie to.
- Siemka, Grayciu – odwróciła się do mnie przodem, uśmiechając się nieco kokieteryjnie. – A dobrze, dobrze. Tylko zastanawia mnie, gdzie wywiało wszystkich.
- Czyli że sami jesteśmy? – zdziwiłem się, przyciągając ją bliżej siebie. Chuj mnie obchodzi, że Elfman mnie później dorwie za podrywanie jego dziewczyny. Tzn. oni nie są ze sobą, ale widać, że Elf jest w niej zakochany.
- Owszem – odpowiedziała, kładąc mi dłonie na ramionach.
Mieliśmy doskonały widok przez okno, więc gdyby ktoś szedł od razu byśmy to zauważyli. Tak więc nie ma zbyt wielkich przeszkód, można flirtować ile wlezie.
- Jak miło – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, przyglądając się jej.
- Nawet bardzo miło – odpowiedziała, przechylając lekko głowę w bok.
A co tam, jak szaleć, to szaleć. Zbliżyłem twarz do jej twarzy. Stała z lekko rozchylonymi ustami, patrząc na mnie wyczekująco. Przejechałem językiem po jej policzku, a już po chwili całowaliśmy się z języczkiem tak namiętnie, że chyba namiętniej się nie dało. Przycisnąłem ją do ściany, wodząc dłońmi po jej ciele.
- Evergreen… - wyszeptałem.
- Nic nie mów – odszepnęła i znów odszukała ustami moje wargi.
Nie wiem, jak długo to trwało, ale wiem jedno: nie poczułem nic. No może trochę się podjarałem jej bliskością, ale nie było to nic szczególnego. Po chwili uświadomiłem sobie jeszcze coś – przy każdej mojej poprzedniej dziewczynie tak było. Mimo wszystko kontynuowałem, nie zważając na nic, dopóki nie usłyszałem, jak ktoś trzasnął drzwiami. Natychmiast od siebie odskoczyliśmy.
Zobaczyłem Natsu, stojącego z miną wyrażającą wiele uczuć na raz. Wielki wkurw, zdziwienie, żal, smutek i zrezygnowanie.  To mi się rzuciło w oczy od razu. Zanim któreś z nas zdążyło sie odezwać, otworzył z rozmachem drzwi i wypadł na zewnątrz, nie oglądając się za siebie. Po chwili znikł w lesie.
- Kurwa – bluznąłem.
- Co mu się stało…? – Evergreen patrzyła za chłopakiem.
- A żebym ja to wiedział… - mruknąłem. – No nic, przepraszam cię, Ever, ale wrócę do siebie – pocałowałem ją w czoło i pognałem do pokoju, jakby mnie sam diabeł gonił.
O fuck, co to miało być? Może on się tak wkurzył, bo czuje cos do Evergreen? Tak, to musi być to, no bo co innego?  Chodziłem w tą i z powrotem jak popierdolony. Wszyscy już wrócili. Okazało się, że byli na małej wycieczce. Zachciało im się, kurwa. Oczywiście Dragneela jeszcze nie było i nikt go nie widział. No nic, zaczekam do wieczora, żeby z nim pogadać. Usiadłem na łóżku, starając się ogarnąć. Co mnie obchodzi Natsu…? Dobra, Fullbuster, przestań się oszukiwać – obchodzi cię,  i to bardzo. W końcu to twój najlepszy przyjaciel. Bynajmniej do tej pory tak było.
Kiedy tak siedziałem i rozmyślałem nad tym, co odjebało mi, Ever, no i Natsu, on wszedł do pokoju. Najebany w trzy dupy, słaniając się na nogach i z papierosem w ręku.
- Kurwa, Natsu, od kiedy ty palisz?! – szczęka to mi chyba do samej podłogi opadła.
- A t-ty od kieeedy kręcisz z Eveeer? – podszedł do mnie, prawie się wywalając po drodze z dziesięć razy. Zagasił peta o szafkę.
- Nie odpierdalaj, zaraz będziesz to czyścił. Słuchaj, stary… Jeżeli ty coś do niej czujesz, to cię przepraszam, samo tak wyszło.
- Nnnnie kooochasz jej? – mówił, przeciągając litery. – To po coo się zzz nią całujeeesz? – stał nade mną, chuchając mi prosto w twarz. Jebało od niego wódką na kilometr. Łohohoho, schlam się oparami i będzie fajnie.
- Sam nie wiem, co mi odwaliło. A ty ją kochasz?
- Nnnniieee.
- To dlaczego się tak wkurwiłeś, jak nas zobaczyłeś?
Pozostawił to bez komentarza i tylko na mnie dziwnie patrzył. Oho, chyba traci kontakt ze światem.
- Wwwiidzę potrójnie, kurwaaa – poinformował mnie.
Po chwili stracił równowagę i poleciał prosto na moją skromną i bardzo zajebistą osobę. Nie dość, że zajebałem o ścianę, to jeszcze ten przywalił mi z główki.
- Kurrrrwa! Natsu, pojebie! – wydarłem ryja, ale ten pustak nic sobie z tego nie robił.
- Ciiisza nocna jeeest– wymamrotał, leżąc na mnie.
- Złaź ze mnie, kurwa!
- Nnniee, bo mi wygodnieeeee.
- Ale mi nie.
- Aaa mnie to lata i powiewwwa – zaśmiał się.
Westchnąłem tylko i tak leżałem, przygnieciony jego cielskiem. Po dłuższej chwili zasnął, a ja nadal sobie leżałem, no bo co miałem robić? Ooo mamusiu! On mnie przytula. I co teraz? Nie chcę go budzić, niech sobie kima, no ale bez jaj… Ktoś wejdzie do pokoju i będzie lipa. No dobra, to poudaję, że śpię i ja. Śpiących się nie wini za takie odpierdalanie. Chybaa… Dobra, mniejsza.
Zamknąłem oczy. Już mi się zaczynało robić niewygodnie, więc też go przytuliłem i minimalnie zmieniłem pozycję, to tak dla dobra ojczyzny. Po wielkich oporach i długich przemyśleniach, żeby nie było. Wtedy poczułem, że lekko się podniósł i przesunął trochę w górę, tak że teraz miał głowę tuż przy mojej. Już mnie nie przytulał. Jedną rękę miał nad moją głową, a drugą niebezpiecznie blisko mojego „przyjaciela”. A to menda. Ale przecież przed chwilą sam mówiłem, że śpiących się nie wini za takie odpierdalanie, więc ja też nie mogę. Kurwa. Sam się wkopałem. Brawo za geniusz, Fullbuster.
Popatrzyłem, czy na pewno śpi, a on w tej samej chwili przybliżył głowę do mojej i… ożeszkurwajapierdolęwdupęjebanamaćofuckenshit… nasze wargi zetknęły się w delikatnym pocałunku. No myślałem, że zaraz mi serce wyskoczy! Odsunąłem się od niego szybko, odwracając łeb w drugą stronę. Okurwaokurwaokurwaaa! Miejmy nadzieję, że on naprawdę spał, bo jak udawał, to pomyśli, że to było celowe. Niee, dajcie mi tępą żyletę, podetnę sobie żyły. Umarłem, kurwa. Jak nic umarłem. Wpadnijcie na pogrzeb. Przydałoby się, żeby ktoś wygłosił na nim przemówienie chwalące seksownego mnie i mój zacny żywot. Kto się zgłasza na ochotnika?
Dobra, ogarnąć się czas. Zrzuciłem go z siebie i już chciałem wstać, kiedy nagle złapał mnie za rękę.
- Aaaa t-ty dooookąd? – zapytał cicho.
Zastygłem w bezruchu. No nie, moje biedne serce tego nie wytrzyma! On kurwa nie spał od początku! Taa, przyczaiłem to rychło w czas.
- J-ja d-do i-i-innych… - jąkałem się, głos mi drżał.
- Pooo co? – no tak, nadal był najebany. Tego się nie dało ukryć.
- Eee… A o tak, żeby z kimś pogadać. A ty śpij – ogarnąłem się trochę, wyrwałem rękę z jego dłoni.
Poderwałem się z łóżka i szybko wyszedłem z pokoju, nie czekając na odpowiedź. Wyszedłem przed ‘bazę’ i usiadłem na schodach. Bujałem się do przodu i do tyłu jak jakiś down, ręce mi się trzęsły tak, jakbym przed chwilą przeżył coś strasznego. I może rzeczywiście tak było.
- Kurwaaaa! – wydarłem ryja, nie wytrzymując tego dłużej. Gówno mnie obchodziło, czy kogoś obudziłem, czy też nie. Wstałem i ruszyłem w stronę lasu, klnąc głośno na siebie i na Natsu. Kurwa, kurwa, kurwa! Czy ja jestem normalny? A nie, to pytanie retoryczne… Każdy wie, że nie jestem.
Zatrzymałem się i uderzyłem pięścią w drzewo, starając się uspokoić oddech. Po chwili rozejrzałem się, żeby zobaczyć gdzie jestem. O Fuck, to teraz pięknie. Nie trafię z powrotem. Nie z moją zajebistą orientacją w terenie. No to czeka mnie nocka tutaj. I chuj. W dupie to mam, mogę nawet zamarznąć, mogą mnie obleźć mrówki i inne robale, ja chcę umrzeeeć! Położyłem się pod drzewem i zamknąłem oczy, czekając na nieuchronny koniec.

Obudziłem się, instynktownie czując, że coś jest nie tak. Nie byłem już sam. Otworzyłem powoli oczy i ujrzałem przed sobą dwóch facetów. Skądś ich już znałem, tylko skąd…? Raczej nie należeli do żadnej z mrocznych gildii. Może kiedyś żem się… najebał i im wpierdoliłem? Rzeczywiście odpowiednia chwila nad zastanawianie się nad tym, jełopie. Wstałem, przygotowany na atak.
- Kim jesteście i co tu robicie?
- Czy to ważne? I tak zaraz zginiesz – zaśmiał się jeden z nich. Był wysoki, miał odstające uszy i dwa kły wystające z japy. Był paskudny. Ten drugi zresztą też nie lepszy – cały w krostach. Będę ich nazywał Kieł i Krosta, będzie najlepiej. Chyba nie zasnę do końca życia, bo w najgorszych koszmarach będą mnie prześladowały te obleśne mordy.
- Polemizowałbym z tym – prychnąłem.
A mama mi mówiła – nie osądzaj ludzi po wyglądzie! Już w następnej chwili zostałem brutalną siłą popchnięty na drzewo, które zatrzeszczało niebezpiecznie. Straciłem dech. Spójrzmy prawdzie w oczy – wypadłem z formy przez chlanie dzień w dzień i palenie. Chyba będę musiał sobie potrenować. Pora na odwet.
- Lodowe Tworzenie: Miecz!
No i teraz mogę walczyć. Podbiegłem do Kła, zadając mu cios prosto w serce. Chłopiec nie miał szansy nawet się obronić.  Wyciągnąłem ostrze z jego ciała i ruszyłem na Krostę.
Skubaniec był szybki: zanim w ogóle zdążyłem go zaatakować znalazł się za mną, uderzając mnie w plecy z całej siły. Aż mi coś strzeliło w kościach. O fuck, szybki był. Obróciłem się i znów dostałem, tym razem w brzuch. Zgiąłem się w pół, miecz wypadł mi z ręki. Wyplułem krew, czułem, że słabnę. Zadał mi dopiero trzy ciosy, a ja już nie miałem siły na więcej. A chuj z tym, nie bronię się już. Sam w końcu chciałem umrzeć, prawda?
Nawet nie zauważyłem, kiedy Krosta znowu zaatakował. Okładał mnie pięściami, a ja nawet nie reagowałem. Kurwa, facet ma parę, to trzeba przyznać. Nie miałem już siły. Odpływałem. Wszystko mnie bolało.
- Zabij… mnie… - wykrztusiłem tylko.
- I tak bym to zrobił – zaśmiał się.
Coś błysnęło mi przed oczami. A potem… już nic nie pamiętałem.

Tak, wieem. Nie jest za ciekawie.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się podobało.
~ Misuzu

piątek, 9 listopada 2012

Dwuznaczności, dwuznaczności wszędzie!



Witam ponownie!
Oto druga notka. Tak jak obiecałam - jest ona dziś.
No cóż, szczerze mówiąc to myślałam, że na tym blogu też będzie dużo wejść, tak jak miałam na e-blogach, gdy pisałam tam bloga. Jak widać przeceniłam bloggera ^^" no ale trudno, ewentualnie przeniosę się na inny portal ;)

Obudziłem się, ponieważ coś mi nie grało. Coś wbijało mi się w dupę. Mało tego! Czyjaś ręka znajdowała się w moich bokserkach! No to teraz kurwa pięknie. Popiłem sobie tak, że nic nie pamiętałem, czy jak? Oj, chyba ostry melanż mnie poniósł. Bałem się zobaczyć, z jakim lachonem (oby nie ta z baru, oby nie ta z baru!) znalazłem się w łóżku, jednak w końcu się odważyłem… I przeżyłem traumę!
- NATSU!!!!!! KURWA!!!!!!! JA PIERDOLĘ!!!!!!!! GWAŁCĄ!!!! – wydarłem japę, po czym sturlałem się z łóżka z wrzaskiem szaleńca. Serce łomotało mi tak, że bałem się, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
Tamten zaś, słysząc moje darcie ryja,  podskoczył na pół metra do góry i rozejrzał się dookoła w panice, nadal nie do końca rozbudzony.
- CO JEST KURWA?!
- Pedale jebany, gdzie się łapy trzymało?!
- Gdzie, kurwa?!
- W moich, kurwa mać, bokserkach jełopie!
- WTF??????!!
Chyba pierdolnął na zawał, bo zaliczył glebę na podłogę i się nie ruszał przez dobre pięć minut. Nie zamierzałem go ratować, niech zdycha pedał. Nie dość, że wsadzał graby tam, gdzie nie trzeba, to jeszcze mu, kurwa, stanął! Co gorsza, nie tylko jemu… Nie jestem pewny, ale chyba gdy sobie to uświadomiłem przeżyłem bardzo wielki szok poporodowy.
Nie wiem, jak długo tak leżałem, ale chyba trochę czasu minęło.
Starałem się uspokoić oddech. Fullbuster, popierdoleńcu, któremu brakuje seksu, ogarnij się!
Dobra, nie zrozumiałem tej dziwacznej sytuacji. Chyba zdrowo mnie popierdoliło, już do końca. Wstałem powoli i poszedłem pod prysznic, zmywając z siebie wszystko. Czułem się dziwnie. Bardzo dziwnie.
Po dwudziestu minutach wróciłem do pokoju z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Natsu już dochodził do siebie. Rzuciłem okiem na jego krocze – ogarnął swojego „przyjaciela”. O jak dobrze.
Różowowłosy wyglądał na zażenowanego, normalnie jak nie on (znowu).
- Co ja tu robię? – zapytał cicho, a ja z początku nie ogarnąłem, o co mu chodzi.
- Jacyś pieprzeni ninja, jak ty to ująłeś, nas napadli pod moim domem, nie pamiętasz? Musiałem cię tu jakoś przytaszczyć, bo biadoliłeś coś pod nosem.
Kiwnął głową ze zrozumieniem, a potem nagle walnął się otwartą dłonią w czoło.
- Ty debilu! – poderwał się z łóżka. - Oni w każdej chwili mogą tu przyjść! Musimy iść do naszej bazy! – wydarł się na mnie. Ale ja byłem niewinny, no! Gdyby nie to, że jebnął się w łeb i stracił kontakt ze światem, to już byśmy byli w tej całej bazie. O ile bym tam poszedł.
- Ja tam się nigdzie nie wybieram – skrzyżowałem ręce na klacie i oparłem się nonszalancko o ścianę.
Popatrzył na mnie dziwnie, a chwilę później już leżałem na glebie. Ręcznik zsunął mi się prawie całkowicie.
- Co ty robisz, pedale?! – krzyknąłem, próbując go z siebie zrzucić.
- Albo pójdziesz ze mną, albo umrzesz – syknął przez zaciśnięte zęby, patrząc mi poważnie w oczy.
Zastanowiłem się, co robić: pójdę z nim, to znów może coś odwalić. Nie pójdę – zginę, bo nie ma tu już nikogo, kto może mi pomóc w walce z ewentualnymi wrogami.
O niee, wybieram śmierć. Wolę to, niż narażanie się na kolejne traumy. Szybko jednak porzuciłem tę myśl. Przemówiły do mnie resztki zdrowego rozsądku. Fuck yea, jednak coś z niego zostało.
- Dobra. Złaź ze mnie i idziemy. Chcę poprzebywać trochę wśród ludzi, którzy nie wkładają rąk do cudzych gaci. – powiedziałem w końcu.
 - Wypierdalaj! – wyjebał mi z pięści w japę, naprawdę wkurzony.
No bosko. Już zanim wyjdziemy z domu będę wyglądał jak półtorej nieszczęścia. Albo i gorzej.
Zrzuciłem go w końcu z siebie, zakryłem dokładniej ręcznikiem moje klejnoty i poszedłem się ubrać.


Po śniadaniu wyszliśmy z domu i ruszyliśmy szybkim krokiem w nieznanym mi kierunku. Natsu szedł spięty, rozglądając się uważnie, a ja na luzie zapaliłem papierosa, człapiąc za nim w bezpiecznej odległości. Tak w razie czego. No co? Trzeba być ostrożnym.

Co i rusz zerkał kątem oka, czy idę za nim. Nie no, nie zamierzałem już uciekać, ale widocznie wolał nie ryzykować. Po raz kolejny zaciągnąłem się dymem głęboko w płuca, kiedy zrównał ze mną krok.
- Ustalmy jedno, chłopie. Od tej chwili trzymamy się razem i nie ma, że boli. Musimy znosić swoje towarzystwo choćby nie wiem co. Chyba że chcesz zginąć.
- Spoko, loko, luz i spontan, ziomek – machnąłem ręką.  Widać było, że się zirytował. Trudno. Lubiłem go wkurzać. A on mnie, jeśli już o tym mowa.
W każdym razie nie skomentował tego i szedł dalej, denerwując mnie swoją fryzurą i kolorem włosów. Pasuje mi on na pedała, naprawdę. To by tłumaczyło to dzisiejsze zajście. Aż się wzdrygnąłem na samą myśl o tym. Chyba go siłą zmuszę do przefarbowania włosów.
- Długo jeszcze będziemy się toczyć do tej kryjóweczki? – zapytałem, gasząc peta.
- Czeka nas noc pod gołym niebem, bo oczywiście nas spowolniłeś wczoraj – mruknął.
- No ja nie powiem, kto kogo spowolnił! – zirytowałem się. – Chwila, chwila… To ta kryjówka jest tak daleko, że chcesz jeszcze spać na dworze? – popatrzyłem na niego z miną pod tytułem: ‘pojebało po całości?’.
- No daleko, daleko. Gdyby był ze mną Happy, to najpierw przetransportowałby ciebie, a potem mnie, ale ten tchórzliwy kot się nie zgodził.
- No niee, kolejna noc z tobą – jęknąłem. – Boże, jeśli mnie słyszysz… Uchroń mnie przed tym zboczeńcem! – przemówiłem dramatycznym tonem i wzniosłem oczy do nieba, w poszukiwaniu litości.
Nagle się odwrócił i przygwoździł mnie do muru, a ja tylko gapiłem się na niego jak na idiotę, nieco zaskoczony.
- Słuchaj mnie, Gray. To nie ja gubię ubrania i nie ja  świecę publicznie kutasem, więc nie wmawiaj mi, że to ja jestem zboczony tylko dlatego, że mi dziś stanął! – wysyczał przez zaciśnięte zęby, patrząc mi prosto w oczy. – I zresztą nie tylko mi – dodał z drwiną w głosie.
Oh no. Zauważył! Teraz to chyba spaliłem buraka i nagle nabrałem ochoty, żeby… NIE, KURWA! TYLKO NIE TO! Ja tego nie powiem, tym bardziej nie zrobię!  Boże, zabierz mnie stąd.
- Hm. Dobrze mówisz, ziom. Ale to, że mi stanął jest wynikiem braku seksu, a nie tego, że na ciebie lecę. A z tobą nigdy nic nie wiadomo – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, nie spuszczając z niego wzroku i starając się ogarnąć. Wtedy uderzył pięścią tuż koło mojej głowy.
- Sukinsyn – wysyczał i ruszył dalej przed siebie.
Łoo, czyżbym trafił w czuły punkt? Może rzeczywiście jest pedałem? A pierdolisz, Gray. Chyba po prostu źle go zrozumiałeś, chłopie. Do czego jak do czego, ale do rozumienia wszystkiego na opak to ty masz talent.

Noc rzeczywiście musieliśmy spędzić na dworze. Postawiłem dla nas igloo, a Natsu napalił w nim ognisko. Szkoda tylko, że musimy spać na ziemi, ale nie ma innej rady.
Nasza obecność tutaj może zostać łatwo wykryta, w końcu jesteśmy poszukiwani przez idiotów z Mrocznych Gildii, ale nie zamierzałem spać na tym cholernym wietrze, który zerwał się przed zapadnięciem zmroku. Pedalski Włos (czytajcie: Natsu) zresztą też nie.
Poza tym nie rozmawiał ze mną od tego czasu, co go tak zgasiłem, co było mi nawet na rękę.
Położyłem się na ziemi z przekonaniem, że mam na sobie wszystkie ubrania ale dziwne spojrzenie Natsu powiedziało mi coś innego (myliłem się, brak koszuli – tradycja).
Odpaliłem kolejnego papierosa, wpatrując się w sufit lodowego igloo i rozmyślając nad tym, jak do tej pory żyłem. Walki, narażanie życia, tracenie zdrowia – ogółem życie pełne zabawy i przepychanek z przyjaciółmi i Natsu, do którego nie wiem, jakie żywię uczucia. Tak, wiem, to zabrzmiało dość dziwnie, ale nie chodzi mi tu o miłość. Co to, to na pewno nie! Nie wiem po prostu, czy jest moim przyjacielem, czy też nie. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mniej wiem.
- Zgaś peta, cioto – wymamrotał z drugiego końca pomieszczenia. Tak, on też wolał zachować odległość między nami. To lepiej dla mnie. Byłem bezpieczny. Dziękuję Ci, Boże! Jeśli kiedykolwiek wątpiłem w Twoje istnienie, to teraz wiedz, że już nie wątpię.
Nie posłuchałem Natsu, tylko dalej paliłem – no bez przesady, papierosy to nie są tanie rzeczy, ledwo mnie na nie stać, to trzeba dopalić to do końca!
- Idziemy do sklepu po jedzenie? – mruknął przerywając ciszę.
- Nie, bo na wódkę nam nie wystarczy kasy – odpowiedziałem, śmiejąc się. Również się zaśmiał.
- A no tak, dla takiego alkoholika jak ty wódka robi za jedzenie  – wstał i się przeciągnął. – Zaraz wracam, sklep jest tu blisko – no i wyszedł, a ja zostałem sam z papieroskiem i koszulką leżącą niebezpiecznie blisko mini ogniska. Podniosłem się i zabrałem ją stamtąd, bo jakby się podjarała, to bym się chyba zabił. W końcu nie mam żadnej innej w pobliżu.
Prawie usnąłem, kiedy przyszedł Natsu. Z jedzeniem, wódką i petami dla mnie. Rzucił nimi we mnie, trafiając mnie prosto w ryj.
- Kurwa, no dzięki – mruknąłem, pocierając czoło.
- Nie ma sprawy – brechtał się jak popierdolony, jednocześnie otwierając wódkę.
- W dodatku ruskie. Ech.
- Jak się nie ma, co się lubi, to się pali ruskie szlugi – pokazał mi język.
- Ej, to mój tekst – oburzyłem się.
Zaśmiał się tylko i podał mi wódkę razem z popitą.
- Na co liczysz? Chlamy. Co to jest pół litra na nas dwóch. Walimy z gwinta, zbrakło na kubeczki – wzruszył ramionami, a w jego oczach zobaczyłem złowróżbny błysk.
- Niee, ja się boję. Mamo, chcą mnie upiiiić – jęknąłem. – Pij pierwszy – oddałem mu flaszkę.
Pociągnął porządnego łyka i popił sokiem.
- Łoo, poszło – oddał mi znów butelkę, krzywiąc się.
- ‘Łoo” też jest moje, przepraszam cię bardzo – fuknąłem i napiłem się. Łoo cię w chuj, mocne to! Zapiłem szybko smak wódki.
Po obaleniu większości flaszki straciliśmy czujność i nieźle nam odwalało. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, często się przewracaliśmy, a języki plątały nam się strasznie. W pewnej chwili przewróciłem się na Natsu i zaliczyliśmy porządną glebę, ale skwitowaliśmy to śmiechem. W sekundę jednak spoważnieliśmy. Zastygłem w miejscu, patrząc na niego. Serce waliło mi jak szalone. Nie wiem, czy od naszych wygłupów czy od czegoś innego. Wtedy zarzucił mi ręce na szyję, przyciągając mnie bliżej.
- Co ty…? – zacząłem niepewnie.
- Mamoo, przytul. – wymamrotał, przyciskając się do mnie całym ciałem, z miną zbitego psa. W jednej chwili poczułem, że dotyk jego ciała działa na mnie nie tak, jak powinien. Kurwa, Fullbuster, ty pedale… O to bym się nigdy nie podejrzewał. Chyba naprawdę brak mi seksu. Tak, trzeba to sobie będzie odbić w najbliższym czasie.
Wtuliłem się w niego, a kiedy zamknąłem oczy porządnie zawirowało mi w głowie. Wtedy poczułem jego oddech na mojej szyi. Wzdrygnąłem się, ale zwalczając chęć podniesienia dupy i spierdolenia jak najdalej stąd, postanowiłem zobaczyć, czy mam rację, że jest homo. Będzie cienko, jeśli postanowi mnie pocałować, albo coś w ten deseń.
Czekałem tak minutę, dwie. Uścisk jego dłoni na moich plecach zelżał. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że chłopak śpi. Ostrożnie się podniosłem, nie chcąc go budzić i pomaszerowałem w drugi kąt igloo, potykając się o własne nogi. Odpaliłem papierosa drżącymi rękami i starałem się ogarnąć. Znowu. Co się ze mną działo? Do teraz byłem absolutnie pewny swojej orientacji, często kochałem się w dziewczynach (i z dziewczynami). A chuj wie. Nigdy nie kochałem faceta. Ej, o czym ja w ogóle myślę? Ogarnij, Gray, bo ześwirujesz. A nie, sorry - już ześwirowałeś.
Kiedy się obudziłem, Natsu już nie spał, tylko wpierdalał chipsy. Widać było po nim, że chlał. Marnie wyglądał.
- Siema, ziom. Czym się strułeś, tym się lecz? – pokazałem palcem na resztę wódki w butelce. Wykrzywił się z niesmakiem.
- Nie, ja podziękuję. Rzygam, patrząc na tą butelkę.
- A ja sobie chlusnę, bo usnę – przeciągnąłem się, sięgając po flaszkę. Wypiłem większość na raz, krzywiąc się. Szybko popiłem to sokiem, ale nadal paliło mnie w gardle.
Natsu westchnął.
- Nie chce mi się iść do bazy, ale przed nami cały dzień drogi, więc lepiej ruszajmy.
- Mi też się nie chce. Zostaniemy tu na jeszcze jedną noc?
- No co ty. Chcesz, żeby Erzę za nami wysłali? To będzie straszne.
- Erzie brak seksu, to dlatego taka jest – zaśmiałem się.
- To tak jak tobie. Może się spikniecie? – popatrzył na mnie kątem oka.
- Nie pierdol, chcesz mojej śmierci? Ona by mnie wymęczyła w łóżku.
- Ja też.
Chwila. Czy ja dobrze usłyszałem?
- Żeeee co kurwaaa? – zapytałem, jak totalny niedorozwój. Musiałem teraz zabawnie wyglądać.
- Jaja sobie robię – zaczął się śmiać jak popierdolony. No myślałem, że nie zdzierżę!
- Tak, jasne, pedziu – mruknąłem i podszedłem do niego.
Trzeba się raz na zawsze przekonać, czy jesteś gejem, Natsu. Oparłem rękę tuż przy jego głowie i pomachałem przed nim butelką. Nie miałem konkretnego planu, zadziałam na spontana.
- Jeśli nie chcesz, żebym cię zmusił do wypicia tego siłą, lepiej wypij dobrowolnie – powiedziałem.
- Zmuś mnie – patrzył gdzieś poza mnie.
Przysunąłem się bliżej niego, otwierając wódkę. Przytknąłem mu flaszkę do ust, ale zacisnął je w wąską kreskę, patrząc na mnie wyzywająco. Wtedy przysunąłem twarz bliżej jego twarzy, tak że niby przypadkiem, i wcisnąłem mu kolano między nogi. Otworzył szeroko usta za zdziwienia, a wtedy wykorzystałem szansę – wlałem w niego wódkę. Zakrztusił się i połowę wypluł na moją koszulkę, ale to mnie w tej chwili nie obeszło. Chciałem zobaczyć, co zrobi teraz.
- Ty chuju! – wydarł się na mnie i po chwili to ja byłem przyparty do ściany i to jego kolano wylądowało między moimi nogami. Oho, robi się niebezpiecznie. 
- Nie wkurwiaj się – powiedziałem z bananem na ryju, udając wielce rozbawionego całą sytuacją.
Przycisnął mnie jeszcze mocniej do ściany, przybliżając się coraz bardziej. Jego usta od moich dzieliły zaledwie milimetry, moje serce zaczęło szaleć, spociły mi się dłonie. Nie, kurwa. To niemożliwe!
Natsu zamknął oczy, już prawie dotykał moich warg, kiedy nagle…

No i proszę, jest^^ wiem, beznadziejna;3 z czasem ten blog stanie się poważniejszy.
Pozdrawiam czytających!