poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 23. Odwiedziny - czyli: powrót różowego jednorożca.


Cześć! Przepraszam, tak długo nic nie dodawałam… Stwierdziłam, że pora wziąć się za siebie, no i powstało TO. Nie jest jakieś szczególnie powalające, w dodatku krótkie, za krótkie jak na zrekompensowanie Wam tygodni bez nowych rozdziałów. Niestety, nie stać mnie na więcej na razie, bo mam całe zawalone dnie + podły nastrój.
                         Jeszcze raz przepraszam!


Jellal został u nas na noc. Jako że nie miałem za bardzo gdzie go położyć, leżał między mną i Lyonem. Kij, że później obaj zlecieliśmy z łóżka, bo się rozwalił na całym. Noc na podłodze była lepsza niż ciągłe dostawanie z łokcia w ryj.
Rano na szczęście ten frajer się wyniósł i mogliśmy odetchnąć z ulgą. Co dziwniejsze, jego wizyta skłoniła mnie do prawdziwego wysilenia mózgu – uwierzcie, nigdy w życiu tak długo nad niczym nie myślałem!
Niestety, nie doszedłem do żadnych sensownych wniosków z wyjątkiem tego jednego – Jell nie miał powodu, by kłamać, chyba że chciał, abym wrócił do gildii… bo się stęsknił! Fuck logic, I like it.
- Skarbie, podnoś dupę z tego krzesła i pomóż mi w sypialni! – krzyknął do mnie Lyon.
Westchnąłem męczeńsko i przewróciłem oczami.
- Nie dam się na to znowu nabrać! – odkrzyknąłem.
Zaraz po wyjściu Jellala Lyon zrzucił radio na ziemię i kazał mi je podnieść. Musiałem się schylić. Chyba wiadomo, jak się to skończyło? Taaak, trik „podnieś mydło” (w tym przypadku radio) znalazł nowe zastosowanie w życiu codziennym, kurwa. Nie bawię się w takie coś.
- No weeeeź! – jęknął proszącym tonem.
- Nie i chuj! Erotomanie jeden! – Gwałtownie wstałem od stołu i podszedłem do okna.
Ten człeniu irytował mnie niezmiernie, ale z drugiej strony te jego teksty typu „skarbie” lub „kochanie” były całkiem miłe. Z Natsu prawie nigdy tak do siebie nie mówiliśmy. Nadal nie mogłem się powstrzymać przed porównywaniem ich obu.
Obrażony Lyon właśnie wyszedł z sypialni, z miną srającego kota.
- Wychodzę i wrócę późno, ponieważ mam ważną sprawę do załatwienia. Wyruszam na misję, żeby zarobić pieniądze na NASZ dom i NASZE jedzenie, więc bardzo proszę, abyś za ten czas ruszył dupę i sam coś do roboty znalazł – mruknął, naburmuszony.
Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, już go nie było. Struś Pędziwiatr normalnie.
Westchnąłem męczeńsko i wyjrzałem przez okno, patrząc za Białasem jadącym na wyczarowanej z lodu deskorolce. Po dwóch metrach się wyjebał. Wybuchnąłem śmiechem.
Kiedy pozbierał się z gleby, poszedłem do sypialni i rzuciłem się na łóżko, chcąc zasnąć, dopóki nie wróci.
***
Obudziło mnie dość natarczywe pukanie do drzwi.
- OTWARTE, KURWA! – wydarłem się w końcu, kiedy nie byłem w stanie dłużej tego ignorować.
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, więc wygrzebałem się spod kołdry, klnąc siarczyście.
- Już idę! – powiedziałem głośno do osoby, która wbiła mi się do domu i założyłem koszulkę Lyona, bo leżała najbliżej.
- Porządki w szafie? – usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem prosto w twarz Natsu. Musiałem mieć bardzo głupią minę, bo wyglądał, jakby ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Cholera, jak ja za nim tęskniłem…
Miałem ochotę rzucić mu się w ramiona i to powiedzieć, ale powstrzymałem się. Nie mogłem zapomnieć o tym, jak mnie załatwił. Aż ścisnęło mi się serce.
- Co tu robisz? – wydusiłem z siebie, próbując zapanować nad emocjami i mętlikiem w głowie.
- Jellal powiedział mi, że jeżeli chcę ci coś powiedzieć, mam tu przyjść – odparł, wtykając ręce do kieszeni.
Przyjrzałem się dokładniej jego twarzy: miał podkrążone oczy i wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał ostatnio dobrze.
Dostrzegłem też, że ubrania na nim lekko wisiały – schudł.
Przełknąłem głośno ślinę, odwracając wzrok.
- Niby co masz mi do powiedzenia? Mogę cię wysłuchać, ale nie obiecuję, że wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy, bo to nie jest możliwe. – Nagle się ucieszyłem, że mam na sobie koszulkę Lyona. Jeśli skupię na nim myśli, może nie popełnię żadnych głupstw… Już i tak zbyt wiele ich zrobiłem w swoim krótkim życiu idioty.
- Gray, ja… Tamta sytuacja nie była taka, na jaką wyglądała. Po prostu Gajeel sobie wkręcił… Ech. – Przeczesał włosy palcami. – Nie chcę, żebyś pomyślał, że zerwałem z tobą dla niego. Nie było tak.
- W takim razie, dlaczego to zrobiłeś? – zapytałem, siląc się na obojętny ton głosu. Przysiadłem na krawędzi łóżka i przygryzłem dolną wargę.
- Chciałem zobaczyć, czy dam radę bez ciebie przeżyć choćby jeden dzień. I przekonałem się, że nie mogę… a kiedy chciałem ci to wyznać, wszystko się skomplikowało. – Przykucnął obok mnie i ujął mą dłoń w swoją. – Kocham cię, Gray. Nie chcę i nie umiem żyć bez ciebie. – Mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy.
Czułem, że nie kłamie. Po prostu to czułem. Albo chciałem czuć…
Przez dłuższą chwilę nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. Po prostu na siebie patrzyliśmy.
- Też cię kocham, Natsu – szepnąłem, pochylając się. Złączyłem nasze wargi w bardzo delikatnym pocałunku, który mimo swej łagodności odzwierciedlił całą moją tęsknotę za nim. Odwzajemnił się tym samym.
Oderwałem się od niego, a wtedy uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, co powiedzieć Lyon’owi. Nagle jego koszulka zaczęła na mnie ciążyć.
- Natsu, muszę ci o czymś powiedzieć…, bo ja… Zrobiłem coś głupiego po moim odejściu z gildii – zacząłem, mając pewność, że się wkurzy.
Uniósł lekko brew do góry w geście zdziwienia i powoli wstał. Również się podniosłem i stanąłem za nim. Odwrócił się twarzą do mnie, patrząc na mnie wyczekująco.
- Tą głupotę zrobiłem pod wpływem impulsu i chęci zapomnienia o tobie – drążyłem temat, gestykulując jak pojebany.
- Powiesz wreszcie, o co chodzi? – zapytał, zniecierpliwiony.
Kiedy już otwierałem usta, żeby to powiedzieć, do pokoju wpadł Lyon.
- O staaaary, ale miałem męczący dzień. Chodź no tu! – mruknął i przyciągnął mnie do siebie, od razu wpijając się wargami w moje usta. Nie odwzajemniłem gestu, ale za to delikatnie objąłem go w pasie.
Popatrzyłem na Natsu.
- Właśnie o tym chciałem ci powiedzieć – powiedziałem, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
Dragneel patrzył raz na mnie, a raz na niego i jakby nagle zbladł. Opadł na łóżko, jakby nagle stracił wszystkie siły.
Wówczas uświadomiłem sobie, że już nie jestem tylko w dupie.
Jestem w tak głębokiej, czarnej dupie, że aż zgubiłem drogę do wyjścia.


No to by było na tyle. Jeszcze raz przepraszam!
~Misuzu.

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 22. Tak bardzo zjebać - czyli: w moim świecie nie ma już miejsca dla różowych jednorożców.


Siesiesiesiema! W zasadzie nie mam nic do powiedzenia :D


Shit. To jednak była rzeczywistość! So close, jestem popierdolony. Bardziej, niż lato z radiem.
Jednak…, czym ja się przejmuję? Okay – kocham Natsu, ale on mnie nie, więc nie powinienem mieć wyrzutów sumienia z powodu przespania się z Lyon’em, a jednak je miałem.
Wyżej wymieniony Vastia właśnie szczerzył do mnie zęby.
- Cześć, śpiochu – powiedział miękko. – Wyspany?
- Ehm, no można tak powiedzieć. – Przetarłem oczy palcami, usiłując przestać myśleć (co nie jest trudne, gdy z mózgu niewiele zostało).
- Można tak powiedzieć, hmm? – Powtórzył po mnie, marszcząc lekko brwi. – No nic. Śniadanie gotowe, więc podnieś się już i idź do kuchni. – Uśmiechnął się szeroko, całując mnie w policzek, po czym wymaszerował z pomieszczenia.
Westchnąłem ciężko. Naprawdę myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy, a tu proszę, wystarczyło wrócić do domu. Jak ja teraz wytłumaczę Lyon’owi, że zadziałałem spontanicznie i w normalnych warunkach nigdy bym nie zrobił z nim czegoś takiego?
Podniosłem się z łóżka z ciężkim westchnieniem i narzuciłem na siebie bokserki.
Kiedy już znalazłem się w kuchni, usiadłem przy stole i niemal od razu zacząłem jeść. Korzystałem z tego, że jeszcze miałem apetyt. Wiedziałem, że kiedy dopadną mnie smętne rozmyślania, będę tylko siedział i emosił.
- Gray. Wiem, że to dość śmiałe pytanie z mojej strony, zważywszy na to, że dopiero od wczoraj jesteśmy razem… Mogę z tobą zamieszkać? – Wyrzucił z siebie jednym tchem.
Zakrztusiłem się kanapką.
- Jak to „od wczoraj jesteśmy razem”? Nie przypominam sobie czegoś takiego. Lyon, seks nie oznacza, że wstąpiliśmy w związek – wydobyłem z siebie, gdy otrząsnąłem się z pierwszego szoku.
Lepiej było wyjaśnić to od razu, żeby potem nie było większych problemów.
- N – nie? – Popatrzył na mnie, nieco zbity z tropu. – Myślałem, że też o tym marzyłeś. W końcu oddałeś mi się bez żadnych protestów.
Odsunąłem od siebie talerz pełen kanapek, krzywiąc się lekko.
- Lyon, przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz. Na razie nie chcę związku – odparłem. – Wiesz, trauma i takie tam. – Podrapałem się po policzku. – Jednak, zamieszkać ze mną możesz. Samemu byłoby mi dość smutno, zważywszy na to, że nikogo z mojej gildii nie ma już w mieście. I raczej nie spieszy się im do powrotu.
Skończyłem swój wywód, a chłopak przyglądał mi się, nieco naburmuszony.
- Czyli wolny związek? To mi nawet bardziej pasuje. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ja pierdolę, co on się tak usrał z tym związkiem? Jak na razie miałem zdecydowanie dosyć wrażeń z nimi związanych. Dla świętego spokoju skinąłem twierdząco głową.
To, że on ze mną zamieszka miało swoje plusy – będzie miał kto sprzątać, robić zakupy i coś do jedzenia, no i oczywiście pomoże mi zapomnieć o Natsu.
A przynajmniej miałem nadzieję, że pomoże.
***
Po tygodniu spędzonym z Lyon’em każdy normalny człowiek już dawno by szukał dla siebie nowego domu. Ale nie ja. Mi odpowiadało to, że był idiotą większym od mojej skromnej osoby – o ile takim da się być.
Momentami Vastia naprawdę wybitnie mnie wkurwiał, na przykład cięgle gadał o potencjalnym związku. Kiedy tylko zaczynał ten temat, od razu przechodziłem do ignorowania go, bo tłumaczenia na nic się nie zdały.
Poza tym, było całkiem ok. Nie nudziłem się z nim i w jego towarzystwie nie myślałem tak często o Natsu.
Co do Dragneela – bardzo, ale to bardzo za nim tęskniłem.  Dalej ściskało mnie w żołądku, kiedy tylko przypominałem sobie cokolwiek związanego z nim. To tak cholernie bolało. To, jak mnie potraktował. Jak zabawkę, jak jakiegoś śmiecia. Ach, cholera!
 - Gray, Skarbie. Znowu myślisz o tym, co wydarzyło się, gdy byłeś poza miastem? Co prawda dalej mi nie powiedziałeś, co takiego się stało… - Westchnął cicho, nie kończąc zdania.
- Daj spokój – mruknąłem tylko, podnosząc tyłek z łóżka, gdyż właśnie ktoś zadzwonił do drzwi.
W przeciągu ostatniego tygodnia odwiedził nas raz Yuka, przyjaciel Lyona, a poza tym nie mieliśmy innych gości. Jak wielkie mogło być moje zdziwienie, gdy w drzwiach ujrzałem wysokiego faceta w peruce klauna i namalowanym na twarzy różowym jednorożcem. Do tego gościu miał tatuaż podobny do tatuażu Jellala. Nie czekając na zaproszenie, wlazł do mieszkania, rozglądając się po nim.
-  Eeee… Kimże jesteś, wędrowcze? – Zapytałem, drapiąc się po głowie. Zamknąłem drzwi.
- Nie poznajesz? – Gościu przemówił głosem Jellala. – To by znaczyło, że udał mi się kostium, fuck yea!
- Ta peruka do ciebie pasuje. Odzwierciedla twoją osobowość – odparłem, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Przezabawne. – Pokazał mi język, człapiąc do salonu.
Poszedłem za nim i kiedy już rozsiedliśmy się na sofie, zapytałem: - Co cię do mnie sprowadza? Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Wiesz, chciałem wyprostować jedną sytuację. – Westchnął, ściągając perukę.
- A mianowicie? – Uniosłem brew do góry, zaskoczony.
- Bo ta sytuacja z Natsu i Gajeel’em nie była taka, jak to wyglądało… - Zaczął, zerkając na mnie niepewnie.
Westchnąłem. No tak, mogłem się domyślić – pewnie namówili go, żeby mi trochę nakłamał.
- Bo to było w zasadzie tak, że kiedy Gajeel zaciągnął go do lasu w celu „pokazania mu czegoś”…
- Zapewne swojego małego ptaszka – mruknąłem, wcinając mu się w zdanie.
- Zapewne. – Zgodził się. – Ale posłuchaj dalej. Wtedy Natsu wysłał Happy’ego, aby cię przyprowadził, żebyś znalazł się tam niby przypadkiem. Twoja obecność powstrzymałaby Gajeela przed głupotami.
- Skoro wiedział, że ten pieprzony metalo-wyjadacz coś kombinuje, to na chuja za nim szedł? – warknąłem, zirytowany.
Wiedziałem, że Dragneel wybitną inteligencją nie grzeszy, no ale bez przesady!
- Tego to ja już nie wiem. Nie wtrącaj się, tylko daj mi skończyć! – Zirytował się i rzucił we mnie peruką. – Happy napatoczył się na mnie i przekazał mi tylko pojedyncze słowa, typu „las”, „Natsu”, „Gajeel”, „wołaj Gray’a”, więc to logiczne, o co ich obu posądziłem. Resztę historii już znasz. Ale posłuchaj, co działo się po twoim odejściu. Kiedy nie wróciłeś do wieczora, powiadomiłem mistrza o zaistniałej sytuacji i powiedziałem też Erzie. Zrozumieli twoje motywy, dlatego też wspólnie stwierdziliśmy, iż powiemy każdemu, że otrzymałeś specjalną misję, która zajmie ci trochę czasu.
- Dobry plan – wtrąciłem. To dlatego nikt mnie nie szukał, co było mi na rękę.
- Mniejsza z tym. Nie raz widziałem, jak Gajeel próbuje zbliżyć się do Natsu, ale ten go odpychał i dosłownie gromił spojrzeniem. Przedwczoraj zaś razem z Freedem i Laxusem byliśmy świadkami ich starcia. Oczywiście zachowywaliśmy się niczym ninja i nie zdawali sobie sprawy z naszej obecności.
Jakoś ciężko było mi uwierzyć w to, że ta trójka była jak ninja, więc po raz kolejny mu przerwałem: - Jaki kamuflaż zastosowaliście?
- Przebraliśmy się za krzaki. Te kostiumy specjalnie dla nas stworzyła Lucy, bo chcieliśmy bawić się w wojnę. Przemilczmy fakt, że kamuflaż był dobry do tego stopnia, że Gajeel obsikał Freeda… I wiesz, nie chciałbyś widzieć naszych min na widok jego małego.
Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Taak, ci ludzie są genialni. Dziwić się, że człowiek przy nich głupieje. Jellal skrzywił się. Biedak, to musiała być dla niego trauma.
- Wracając do sedna sprawy… Zaraz po tym przeżyciu zauważyliśmy, że nadchodzi Dragneel, więc musieliśmy zacisnąć zęby i czekać. Chwilę na siebie powarczeli, to znaczy Pedalski Włos na metalo-wyjadacza, po czym po wyraźnych próbach przekonania Natsu, aby olał wszystko i był z nim, ten wydarł się coś w ten deseń: „Nienawidzę cię, ty jebaku leśny! To przez ciebie Gray odszedł! Nie wierzę w to, że wyjechał na misję, on po prostu nie chce mnie znać! A to wszystko dlatego, że wymyśliłeś sobie jakieś głupoty! Wypierdalaj sprzed moich oczu i z mojego życia!”. Następnie zwiał, a Redfox klął, na czym świat stoi i również sobie poszedł, niezmiernie wkurwiony. 
Byłem pełen podziwu dla Jellala. „Coś w stylu”? To wyglądało tak, jakby słowo w słowo zapamiętał wszyściutko. Dlatego też tym bardziej byłem przekonany, że kazali mu mnie okłamać. Prychnąłem tylko.
- Nie wierzę w to. Natsu mnie nie kocha.
- A jak wytłumaczysz to, że cały czas chodzi przyjebany, nic nie je, tylko cały czas chla? – Niebieskowłosy popatrzył na mnie uważnie, krzyżując ręce na piersi.
- Może lubi – mruknąłem, odwracając głowę w bok.
Wtedy do pokoju wszedł Lyon, pogwizdując cicho. Oczywiście paradował w samych bokserkach. Szlag, mógł się ubrać idiota. Popatrzył najpierw na mnie, a później na Jellala i zrobił dość głupią minę.
- O. Czyżby Scarlet również wróciła do miasta? – zapytał mojego towarzysza.
- Nie, Erza nie mogła przyjechać w odwiedziny – odparł uprzejmie, po czym popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Lyon ze mną mieszka. Jeśli bym go tu zostawił, nie dałby sobie sam rady – powiedziałem szybko. – Dlatego nie wrócę z tobą. A jeżeli osoba, o której rozmawialiśmy, ma mi coś do powiedzenia, to niech sama tu przyjdzie. Przekaż mu to. – Wstałem, a Vastia podszedł do mnie i objął w pasie, przyciągając bliżej siebie. – Jell, w moim życiu nie ma już miejsca dla różowych jednorożców – dodałem, uśmiechając się do niego smutno.
Tak bardzo chciałem, aby słowa Jellala okazały się prawdą. Chciałem, aby Natsu tu przyszedł i po prostu wziął mnie w ramiona. Z drugiej strony… czy to nie byłoby nie fair wobec Lyona, który widocznie oczekiwał tego, iż odwzajemnię jego uczucia?
Z kolei bycie z białowłosym byłoby nie fair wobec moich własnych uczuć. Tak więc, podsumowując… Jestem w dupie.

~Misuzu.