poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 35. Bonus nr. 2 - czyli: Jellal w krainie różowych jednorożców.

No cześć! :D
Wiem, mam obsuwę z rozdziałem, ale dopiero dziś w szkole go napisałam ;d
Musiałam jeszcze przepisać, przerobić...^^'
Jakiś dłuższy mi wyszedł, albo mi się tylko wydaje ;o
Tutaj co chwila wtrąca się Gray, chłopak po prostu nie umie słuchać w spokoju, no! xD



Było ciemno. Pewien bardzo przystojny mężczyzna…
 *
- Hahaha, chyba sobie kpisz! – wciąłem się w ledwo rozpoczętą opowieść mojego przyjaciela.
- Zamknij ryj, albo zapoznasz się z moją pięścią! Zacznę od początku.
 *
Było ciemno. Pewien bardzo przystojny mężczyzna przekradał się na potajemną schadzkę z facetem swoich snów. Przynajmniej wtedy myślał, że udało mu się zapomnieć o pewnej szkarłatnowłosej kobiecie.
Bardzo się bał, że wyjdzie na jaw fakt, że zakochał się w osobniku tej samej płci. Nikt o tym nie wiedział i miało tak pozostać…
- Jallal… - dobiegł go szept zza rogu pokaźnego budynku. Automatycznie skręcił w tamtym kierunku.
- Cześć, Yoshi. – Uśmiechnął się do niego promiennie.
Naprawdę cieszył się z tego spotkania.
Bez zbędnych wstępów i wylewnych powitań, weszli do budynku i wjechali rozklekotaną windą na najwyższe piętro, gdzie mieszkał Yoshi.
Kiedy znaleźli się już w środku przestronnego, prawie że pustego pokoju, Jell rozsiadł się na kanapie i ukradkiem przyglądał krzątającemu się w pobliżu gospodarzowi. Yoshi trochę przypominał mu z wyglądu Graya…
 *
- Kurwa, Jellal, ja mam chłopaka! – przerwałem opowieść, wystraszony. Kto wie, co temu zjebowi po głowie chodzi…
- Daj mi skończyć, frajerze, a nie się wcinasz! – Zirytowany, walnął mnie w łeb, więc się zamknąłem.
 *
…ale nie do końca. Yoshi był wyższy, niż Fullbuster, do tego miał brązowe włosy i intensywnie zielone oczy.
 *
- Taaa, to rzeczywiście mnie przypomina – mruknąłem do siebie.
Tym razem mój towarzysz mnie zignorował i po prostu mówił dalej.
 *
- Dlaczego mi się tak przyglądasz, Jellaluniu? – spytał wreszcie, wyraźnie rozbawiony.
 *
Wybuchnąłem śmiechem, po raz kolejny mu przerywając.
- Jellalunio? Seriously?
- Zamknij ryj i słuchaj, dzieciaku! – Jallalunio spiekł buraka.
- Dobra, dobra… - Opanowałem emocje. Powiedzmy.
 *
- Tak po prostu – odparł niebiesko włosy przystojniak, uśmiechając się tajemniczo.
Szatyn zaśmiał się tylko i już po chwili siedział obok gościa, uprzednio stawiając przed nim dziwnie wyglądającą butelkę wódki i dwa kieliszki.
Jako że byliśmy z tym zajebistych, nie zapijaliśmy tak słabego alkoholu. Obaj mężczyźni siedzieli bardzo blisko siebie, jednak żaden nie wykazywał chęci zmiany miejsca, czy też odsunięcia się kawałek dalej.
- Co to za wynalazek? – zapytał Jell, wskazując palcem na nieotwartą jeszcze butelkę.
- Wódeczka z dodatkiem. Spoko, powiedziano mi, ze nie będzie po tym kaca. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Jakże bardzo się mylił… Nie ma to jak dostać złe informacje. Ale po kolei…
Z całego wieczoru Jellal zapamiętał tylko kilka momentów.
Po wypiciu kilku kolejek, im obu zaczęło zrywać śmigło.
- Ty, patrz, różowy jednorożec hasa po pokoju! – Jell cały czas się śmiał.
- A tam, na suficie, jest drugi! – zawtórował mu Yoshi.
- Idą do siebie!
- Ruchają się!
- Będą małe jednorożce!
- Już są!
Przekrzykiwali się nawzajem. Pokładając się ze śmiechu na kanapie.
W pewnym momencie Yoshi przestał się śmiać. Jellal leżał na jego kolanach, a twarz wprost mu promieniała. Czuł lekkie wirowanie w głowie, a przecież wypił tak niewiele. Początkowo nie zauważył zmiany w zachowaniu swojego towarzysza.
Dopiero wtedy, gdy Yo pogładził wnętrzem dłoni jego policzek i pochylił się nad nim, zamarł w bezruchu.
Czekał.
Nie musiał długo czekać. Już po chwili poczuł wilgoć warg Yoshiego na swoich ustach. Z początku pocałunki były delikatne, lecz stopniowo stawały się coraz bardziej namiętne. Aż w końcu, nie wiedząc kiedy, Jell znalazł się pod obiektem swych westchnień i marzeń.
I nagle… po prostu urwał mu się film.
*
- Serio? Jellalunio jako uke? Cóż, słaby jesteś. Dziwne, że to ty pieprzysz Erzę, a nie ona ciebie – przerwałem, rozbawiony. Nie mogłem się powstrzymać od wypowiedzenia swojego zdania.
- Morda, leszczu! Daj mi dokończyć!
 *
Następnego dnia Jellal wstał z ogromnym kacem. Ze zdziwieniem odkrył, że ma na sobie jedynie bokserki, a jego klata jest pełna pokaźnych malinek. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu (wtrącenie Graya: zaginionego wibratora) szatyna. Z rozbawieniem odkrył, że Yoshi śpi na podłodze, do tego zupełnie nagi.
- Yo, wstawaj – jęknął. – I przynieś mi aspirynę, czy coś…
Chłopak poruszył się niespokojnie, a po kilku minutach z wielkim trudem podniósł się z podłogi. Wtedy z przerażeniem odkrył, że nie ma na sobie ubrań. Błyskawicznie okrył się kocem i wbił przestraszone oczy w Jellala.
- Jellaluniu, czy my…? – Nie musiał kończyć pytania. Przyjaciel wiedział, o co chodziło.
- Nie wiem – odparł niepewnie. – Ja mam bokserki… i nie boli mnie tyłek – dodał cicho.
- Mnie też nie. – Zażenowany Yoshi spuścił wzrok.
- Przyjmijmy, że nic nie było. Tak będzie łatwiej – zaproponował niebieskowłosy.
- Dobrze. Poza tym… Gdybyśmy mieli już się kochać… Chciałbym, abyśmy obaj tego chcieli i to pamiętali.
Jellal początkowo był zaskoczony słowami przyjaciela, ale potem po prostu się uśmiechnął i pokiwał głową, jakby na potwierdzenie.
Oczywiście obaj chcieli był razem. Niestety, Jellal strasznie, ale to strasznie się bał reakcji otoczenia na wieść, że on i Yo są parą. Ten drugi zaś, najchętniej ogłosiłby to całemu światu. Rozbieżności w zdaniach na ten temat doprowadziły do rychłego rozstania.
Yoshi wyjechał i obaj myśleli, że już nigdy się nie zobaczą.
 *
Jako że ten kretyn zamilkł, ośmieliłem się zapytać: - I co było dalej, Jellaluniu? Czyżby to już koniec tej historii?
Wzruszyłem się, słuchając tej opowieści. Zaraz się popłaczę.
- Nie, nie koniec. Jeszcze chwila i dowiesz się wszystkiego.
Bardzo długo Jellal przeklinał się za głupotę. Zarzekał się, że jeżeli los dałby mu jeszcze jedną szansę, nie spieprzyłby tego.
Po roku, Yo i Jell przypadkiem się spotkali, w zupełnie innym mieście.
Uradowany niebiesko włosy zaprosił kumpla na piwo. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście! Dostał swoją szansę. Był wniebowzięty.
- Yoshi, tyle razy wyobrażałem sobie, jakby to było, gdybyśmy się spotkali po raz kolejny…
- Ja też tęskniłem, Jellaluniu.
Tak dobrze im się rozmawiało. Do czasu…
- Ciągle o tobie myślę, Yo – wyznał jego towarzysz, już lekko podchmielony.
- Też nie zapomniałem i żałuję, że wtedy tak wyszło… Teraz już i tak za późno – odparł, wlepiając wzrok w kufel.
- Dlaczego? – Jell zmarszczył brwi ze zdziwienia.
- Mam kogoś i jesteśmy bardzo szczęśliwi.
W tamtym momencie Jellal zrozumiał, że nie ma czegoś takiego jak „druga szansa”.
*

No i stało się. Popłakałem się, jak jakaś baba!
- Jellaluniu, to takie smutne! – wyłem, smarkając w rękaw jego płaszcza.
- Ej, ogarnij! To było dawno. Teraz to już nie jest ważne. – Uśmiechnął się lekko i poklepał mnie pokrzepiająco po plecach.
W zasadzie miał rację. Teraz było ważne coś innego… Musieliśmy wracać! Ja do Natsu, a on do Erzy.
- Nie możemy stracić naszych miłości! Wstawaj, wracamy do gildii! – Poderwałem się z miejsca.
Jako że obaj zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że po powrocie czeka nas piekło ze strony wszystkich zjebów, mój towarzysz popatrzył na mnie jak na debila i sprawdził, czy czasami nie mam gorączki. Ku jego rozczarowaniu, nie miałem.
- Nie chcesz stracić Erzy, tak jak straciłeś Yoshiego, prawda? Ona na ciebie czeka, będziecie mieć dziecko. Nie możesz jej zawieść. Musisz dotrzeć na ten ślub!
Po tym wszystkim byłem pewien dwóch rzeczy: nie wypuszczę Natsu z rąk. I nie pozwolę Jellalowi i Erzie z siebie zrezygnować. 


~Kusakabe.

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 34. Bonus - czyli: perypetie Laxusa i Freeda.

No czeeść :D
Siadłam, miałam wenę, więc napisałam... to!
Taki tam bonus, przerywnik od akcji :3
Z tego, co się orientuję, ktoś chciał właśnie takie coś xD 



Opowiem wam pewną historię, kiedy to Laxus i Freed wybrali się na misję. Wtedy jeszcze nie byli razem, a Zielony, jak to Zielony – próbował wszystkiego, żeby zwrócić na siebie uwagę blondyna.
Ale zacznijmy od początku…
Pewnego pięknego dnia, kiedy deszcz lał jak z cebra, a wszyscy ludzie i zwierzęta pochowali się w cieplutkich miejscach, dwóch dorosłych mężczyzn szło pod jedną, małą parasolką w stronę powozu. Prostując: lepiej zbudowany zajmował całe miejsce pod marnym schronieniem, drugi zaś, chucherko a nie facet, szedł za nim, narzekając na zimno. Był cały przemoczony, a daleko jeszcze było do celu.
- Laxus, zimno mi – poskarżył się po raz kolejny. Liczył na to, że mężczyzna zlituje się i da mu chociaż bluzę. Nic z tego.
- Ale z ciebie baba. Nie jęcz, tylko chodź – odwarknął tamten, posyłając mu spojrzenie zabójcy.
Milutko, pomyślał Zielony, zrezygnowany. Nie zamierzał jednak odpuścić! Laxus musi w końcu zauważyć, że on jest kimś, dla kogo powinien się w pewien sposób poświęcać. Tak, to było bardzo egoistyczne myślenie i Freed o tym doskonale wiedział.
Nie powstrzymało go to jednak od przygotowania perfidnego planu…
*
Tą noc obaj mieli spędzić w hotelu. Sprytny (niepełno-sprytny, hehe) Freed wysłał Laxusa do gościa, u którego mieli pracować. Tłumaczył się, że nie pójdzie z nim, albowiem jest zbyt przemoczony i telepie go z zimna. Zaproponował, że pójdzie już do hotelu, zarezerwować pokoje. Blondyn zgodził się na to dość niechętnie. Pewnie sam miał ochotę zaszyć się w ciepłym pokoju, jednak nie było mu to jeszcze dane.
Jak było ustalone, tak zrobili. I tu właśnie wkracza spryt Zielonego – zamiast dwóch pokoi, wynajął jeden. Kazał powiedzieć recepcjonistce, że tylko jeden – do tego z jednym, wielkim łóżkiem - był wolny, gdyby Laxus się coś później rzucał. Obiecała, że to zrobi.
Zadowolony z siebie mężczyzna poszedł do przydzielonego pokoju, aby przygotować dalszą część „zasadzki”.
*
Kiedy Laxus przyszedł do pokoju, Freed już na niego czekał, o czym tamten nie mógł wiedzieć. Blondyn zdążył usiąść na łóżku, wzdychając ciężko, a wtedy spod prysznica wyszedł jego towarzysz, z ręcznikiem niezbyt dokładnie zawiązanym w pasie. Nucił sobie jakąś bliżej niezidentyfikowaną piosenkę i udawał, że nie zauważył Dreyara.
Popatrzył na niego dopiero po chwili, robiąc dość głupią minę.
- Laxi? Co ty tu robisz tak wcześnie? – zapytał, udając zaskoczenie.
- A co, miałem tam siedzieć do usranej śmierci? – Uniósł lekko brew do góry, poirytowany.
Nie umknęło jego uwadze, że Freed bez wątpienia pod ręcznikiem nie ma żadnej bielizny, co w sumie trochę go przerażało. Jak na zawołanie, w tej samej chwili chłopakowi zsunął się ręcznik z bioder i opadł z cichym szelestem na podłogę.
Freed strzelił poker face’a, ale nie ruszył się z miejsca, po prostu wlepiając gały w materiał pod swoimi nogami.
Za to Laxus cały czas wgapiał się w jego krocze. Szybko jednak skierował wzrok na twarz Zielonego.
- Echem. Mógłbyś, z łaski swojej, zakryć to, co masz między nogami? – zapytał z rozbawieniem, nie pokazując po sobie, że trochę ten widok zadziałał mu na wyobraźnię.
- Eee… T – tak – wyjąkał tamten, nieco zrezygnowany.
Co on sobie wyobrażał? Że Dreyar się na niego rzuci i zaczną się całować, a później kochać? Cóż… tak właściwie, to tak to sobie wyobrażał. Dlatego określiłem go mianem niepełno-sprytnego.
Wracając do sedna sprawy: załamany Freed zaczął beczeć jak pojebany, złapał ręcznik i rzucił nim w zdezorientowanego Laxusa, po czym pobiegł do łazienki, zapominając zamknąć za sobą drzwi. Jakby tego było mało, pośliznął się na mokrej podłodze i wyrżnął epicką glebę na plecy, co dodatkowo spotęgowało jego ryk.
Blondyn – po strzeleniu efektywnej twarzopalmy – poszedł za nim i podniósł go z podłogi (po dość wielu próbach, bo idiota nie chciał wstać). Otarł mu łzy wierzchem dłoni, po czym mocno go do siebie przytulił, co spowodowało, że zszokowany Zielony wreszcie się zamknął i przestał ryczeć. Laxi mógł odetchnąć z ulgą.
- Freed, co ci ostatnio odwala? Mam dość tych podchodów – powiedział spokojnie, nie wypuszczając go ze swoich objęć.
- B – bo ja chcę, żebyś wreszcie zaczął mnie zauważać – wyszeptał, jąkając się trochę.
- Zauważam, kretynie. – Westchnął cicho. Nie był przyzwyczajony do takich sytuacji. Wcześniej nie był do końca pewny, czy Freed czuje to samo, co on, dlatego nie robił żadnego kroku w stronę ewentualnego związku. Teraz widział, że ten idiota tego chciał, więc nie musiał się już hamować.
Pocałował go. Włożył w ten pocałunek tyle czułości, na ile było stać tego z pozoru brutalnego mężczyznę.
- Freed?
- Hmmm?
- Ty wiesz, że cały czas jesteś nagi?
W całym hotelu dał się słyszeć pisk zielonowłosego. Ucichł jednak niemal tak szybko, jak się pojawił – uciszony przez natarczywe pocałunki jego blondwłosego towarzysza.
 Od tamtego dnia są razem, a ja – tak bardzo niezorientowany w tym wszystkim człowiek – dowiedziałem się o ich związku dopiero wtedy, kiedy tymczasowo ze sobą zerwali.

- Tee, Gray, a skąd ty o tym wszystkim wiesz? – zapytał Jellal, kiedy skończyłem snuć opowieść.
- Opowiedzieli mi kiedyś po pijaku. – Zaśmiałem się. – Teraz twoja kolej na opowiedzenie jakiejś historii. Trzeba umilić sobie jakoś czas, jeśli mamy siedzieć tu całą noc.
Mężczyzna pokiwał głową i po chwili zaczął snuć swoją własną opowieść.   



Info:
http://melodie-jutra.blogspot.com  <-- nowy wpis.
http://stingxnatsu-dark-story.blogspot.com  <-- pierwszy rozdział :3
Kurde, czy ja nie za wiele ostatnio dodaję? o.O W sumie korzystajcie, bo później już tak nie będzie XD
~Kusakabe.

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 33. Ratować wszystko! - czyli: burdel na kółkach, a ślub tuż, tuż!

Witam! :3
Cud, ja dodaję nowy rozdział tak szybko. o.O
Ale wiecie co, zainspirowało mnie to, że w przeciągu ostatnich trzech dni miałam tak dużo wejść na bloga. Dzięki temu wiem, że spora liczba osób czyta moje wypociny :)
Cieszę się z tego jak małe dziecko, mimo tego, że niewielka liczba osób zostawia po sobie ślad ^^
+ można komentować anonimowo, włączyłam tą opcję ;d
Dobra, pogadam sobie na koniec XD


- Wróciliśmy! – krzyknąłem, szczerząc zęby w uśmiechu.
Mina natychmiast mi zrzedła. To, co tam zastałem… to istny koszmar.
Połamane stoły. Zielona farba wylana na podłogę. Dziura wielkości ciężarówki w tylnej ścianie. Rozwalony bar.
Ruchający się na trzeszczącej podłodze Freed i Laxus to jednak było za dużo na moje oczy.
- Oślepłem! – wydarłem się i z zamkniętymi oczami, na oślep ruszyłem w stronę drugiego pomieszczenia.
- Nie przesadzaj, Gray. Na pewno nie raz widziałeś kochające się pary – warknął Laxus, nie przerywając stosunku. Freed pod nim jęczał głośno. Jakoś tak zachciało mi się rzygać.
Wreszcie dotarłem do innego pomieszczenia (po drodze rozbijając się o różne przedmioty i ściany) i z ulgą otworzyłem oczy.
Przede mną stanęła wkurzona Erza, trzymająca w dłoni miecz. Stała do mnie tyłem. Ciężko oddychała.
- Erza, co się tu stało? – zapytałem, załamany, na widok kolejnego zdemolowanego pokoju.
Nie przypuszczałem, że Laxus i Freed AŻ TAK zawalą akcję. Gildia była istną ruiną, jedynie od frontu wyglądała ładnie. Super.
To wszystko na marne! Na marne szedłem pracować dla rodziny! W większości było to w interesie Scarlet i Jellala. Właśnie, Jellala.
- Gdzie jest Jellal? – zadałem kolejne pytanie, kiedy nie odpowiadała.
- Uciekł, dobra?! – krzyknęła, gwałtownie odwracając się w moją stronę. W oczach miała łzy, była wściekła.
- Jak to, uciekł? – Niczego nie rozumiałem.
- Powiedział, że nie wytrzyma moich humorków. I po prostu poszedł. Jestem pewna, że już nie wróci. Zostanę samotną matką! – zawyła i w złości rozwaliła kolejny stół.
Przynajmniej już wiedziałem, co było przyczyną rozpierdolenia wszystkiego w drobny mak.
- Erza, spokojnie. On wróci. Kocha cię i nie chciałby stracić najwspanialszej kobiety pod słońcem – usłyszałem delikatny głos Natsu, dobiegający zza moich pleców. – Widzisz, ja i Gray nie raz mieliśmy gorsze chwile, ale zawsze podświadomie poszukiwaliśmy swojej obecności. Bolały nas kłótnie. Po prostu chcieliśmy być przy sobie – mówił. W trakcie swojego wywodu złapał mnie za rękę i uśmiechnął się delikatnie. – To jest miłość, Erza. Dobrze wiesz, że Jellal cię kocha. Wróci.
Wstyd się przyznać, ale wzruszyły mnie słowa Różowego i już po chwili beczałem jak jakaś totalna ciota, a razem ze mną Erza. Przynajmniej już niczego nie rozwalała. Dragneel, widząc, jaki wpływ miało na nas jego przemówienie, strzelił face palma i polazł szukać pozostałych.
***
Po jakiejś godzinie zebraliśmy się sporą ekipą i zastanawialiśmy się, co powinniśmy zrobić, aby przywrócić budynkowi dawną świetność. Dodatkowo na ślub miały się zjechać wszystkie zaprzyjaźnione gildie (jedynie Ichiya nie został zaproszony, nad czym bardzo ubolewał). Trzeba było w ekstremalnym tempie powiększyć budynek. Na szczęście kasy było dużo, dzięki misji wykonanej przeze mnie i Natsu. Dosłownie pół godziny później każdy członek gildii – nie wliczając Erzy – zabrał się do roboty. Nie spaliśmy całą noc, ale dzięki temu odwaliliśmy większość roboty.
Coraz mniej czasu zostało do uroczystości, a Jellala jak nie było, tak nie ma. Natsu cały czas powtarzał Erzie, że ten czub wróci, ale ja sam nie byłem tego taki pewien. Ciężko jest wytrzymać z Tytanią w normalnych warunkach, a co dopiero wtedy, gdy jest w ciąży. Toż to koszmar! Mimo wszystko nie pochwalałem zachowania przyjaciela. Gdyby Natsu był w ciąży, a ja miałbym brać z nim ślub, na pewno bym nie zwiał. Lol, jakie rozważania. Na szczęście nie mógł mieć dzieci i ta mania na dzieciaka też osłabła. Mogłem odetchnąć z ulgą.
***
Po odespaniu nieprzespanej nocy ruszyłem dupę, aby pomóc pozostałym przy malowaniu. Mistrz czekał na meble, które zamówili Laxus i Freed, kiedy już skończyli się gwałcić. Swoją drogą, to była dla mnie trauma. Mam nadzieję, że nie będą tego powtarzać w tak publicznym miejscu! Ugh…
Miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że w zasadzie członkowie gildii skończyli wszystko beze mnie. Mogłem być spokojny.
W pewnym momencie zauważyłem Natsu, siedzącego w kuchni na podłodze (jako że nie było jeszcze krzeseł). Podszedłem do niego i uśmiechnąłem się szeroko.
- Co tam, Płomyczku? – zapytałem, siadając obok chłopaka.
- Nic – odparł cicho. Wyglądał na załamanego.
Zmarszczyłem brwi, zaskoczony.
- Co się stało?
- Ja po prostu chcę mieć dziecko – poskarżył się, spuszczając wzrok.
No nie, a ja myślałem, że mu przeszło…!
- Skarbie, nie możemy mieć dzieci – powiedziałem łagodnie, starając się nie okazywać zniecierpliwienia.
- Wiem. Adoptujemy jakieś…? – zapytał tak cicho, że nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.
- Wiesz… - zacząłem, przeciągając słowo. – Nie jestem jeszcze gotowy na dziecko. Musisz dać mi czas, dobrze…?
Dragneel popatrzył na mnie zranionym wzrokiem, po czym wstał i wyszedł z kuchni. Zdążyłem jeszcze zauważyć, że zaszedł do pokoju Erzy. Zapewne będą razem emosić. Super.
***
Z braku lepszego zajęcia, poszedłem szukać Jellala. Daleko pewnie nie poszedł, bo nadal się musi debil ukrywać, jakby nie było. Pierwszym miejscem, jakie przyszło mi do głowy, był wykopany przez niego dół, w którym kiedyś siedziałem jak skończony kretyn, którym w zasadzie jestem.
Jako że gubiłem się w tamtych okolicach już nie raz, mniej więcej wiedziałem, jak tam trafić. Miałem rację – Jell tkwił w tej dziurze i śpiewał: - Jestem taką wielką ciotą, nanananana. Nikt mnie nie lubi, Erza już mnie nie kocha, nanananna. Gray to pojeb, bo myśli, że go nie widzę, nananana.
- Ej, poczułem się urażony – mruknąłem, skacząc do środka. Oczywiście zaliczyłem efektowną glebę prosto na ryj. Chwilę trwało, zanim wyplułem cały piach, który wpadł mi do ust. Fu. Do tego to nieprzyjemne zgrzytanie w zębach.
- Jakoś mnie to nie rusza. – Zaśmiał się, przyglądając mi się z niemałym rozbawieniem.
Jak miło, przynajmniej dostarczam innym rozrywki. Raz dla odmiany to nie ze mnie mogliby się śmiać! Grr. Dobra, Gray, opanuj emocje.
- Dlaczego zwiałeś od Erzy? Wiesz jak dziewczyna rozpacza? Mój Natsu cały czas do niej lata i beczą razem. – Usiadłem obok niebieskowłosego i oparłem się o piaszczystą ścianę.
Minęła chwila, zanim odpowiedział.
- Wiesz, nie chciałem stamtąd wiać, ale naprawdę ciężko jest wytrzymać humory Erzy. Ja rozumiem, ciąża i w ogóle, ale bez przesady trochę. Liczę na to, że zrozumie, jak bardzo działało mi to na nerwy i kiedy wrócę przed ślubem, z nowymi obrączkami, opanuje się trochę. – Uśmiechnął się nieco wymuszenie.
Widziałem, że jemu też było ciężko.
- Rozumiem, ale jak to: nowe obrączki? – Zdziwiłem się trochę.
- Ach, no bo tamte zniszczyła w napadzie szału. – Nadął policzki, niezadowolony. – Głównie dlatego sobie poszedłem.
Westchnąłem ciężko.
- Wiesz co, posiedzę sobie z tobą. Natsu chce adoptować dziecko, a jak poprosiłem go o czas, to się wkurzył i poszedł do Erzy emosić. Pewnie teraz oboje na nas klną. Jakoś nie chce mi się teraz wracać i narażać się na podwójny gniew. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, a Jell tylko się zaśmiał.
A potem zamilkliśmy i każdy z nas zajął się rozmyślaniem nad swoimi własnymi sprawami.



Dobra, rozdział nie jest szczególnie długi, wiem :D
Ale ja nie o tym chciałam powiedzieć.
Zastanawiam się, czy bylibyście zainteresowani czytaniem dalszego ciągu tej historii: http://school-day-ft.blogspot.com  <-- zrobiłabym takie "after story", już w sumie mam jako-taki pomysł ^^"
Druga rzecz: zaczęłam jakiś czas temu pisać jedno trochę złożone opowiadanie. Zastanawiam się, czy nie założyć kolejnego bloga właśnie z nim, oczywiście jak pojawi się więcej rozdziałów. Bylibyście zainteresowani? Głównymi bohaterami są tam Sting i Natsu. ^^"
Kolejna sprawa: http://melodie-jutra.blogspot.com <-- już dziś pojawi się tam kolejny zamówiony one shot, być może w godzinach wieczornych.
Czwarta rzecz: chciałam zareklamować bloga mojego i Kise, chociaż chyba już kiedyś to robiłam. Pojawił się wczoraj ósmy rozdział.  http://ex-hoc-momento-pandet-aeternitas.blogspot.com
Piąta rzecz: jeśli macie jakieś pytania lub zamówienia, proszę pisać: http://ask.fm.Misuzu187  lub gg: 924900Można też pisać po prostu w komentarzach, odpowiadam na każdy ;p
Ale się rozpisałam XDD
~Kusakabe.

piątek, 13 września 2013

Rozdział 32. Wielki fart - czyli: odkrycie szpiega. [Uwaga, Natsu rzyga!]

 Noo cześć!
Wiem, że mam mega opóźnienie z rozdziałem, który w dodatku był pisany na szybko i nie jest w ogóle wciągający, tylko akcja idzie po łebkach, żeby tylko szybko uporać się z tą misją i przejść do powrotu do gildii.
Cóż, wątpię, żeby Was to do końca usatysfakcjonowało, ale w tej chwili naprawdę nie mam weny i czasu, żeby cokolwiek lepszego stworzyć.
Do tego nie mam pojęcia, kiedy dodam coś nowego, mam teraz od groma zajęć i niewiele wolnych chwil dla siebie.


Zbliżał się wieczór. Wiekopomna chwila. To dziś, za kilka minut, mieliśmy z Natsu zdemaskować szpiega. Zacznijmy jednak od początku. Nie wypada pomijać tak pasjonującej opowieści, jak ta, którą za moment Was uraczę.
Z samego rana ja i Natsu udaliśmy się do swoich stanowisk pracy, po uprzednim obmyśleniu planu. Wiedzieliśmy, że nie zobaczymy się aż do południa, do pory obiadowej.
Gadałem z kucharzem, dalej tylko podając mu potrzebne rzeczy. Wiecie, nie brałem się za gotowanie, bo nie chciałem otruć wszystkich moimi „potrawami”. Kiedyś Laxus i Natsu rzygali dalej, niż widzieli, po zjedzeniu mojej jajecznicy. Do tej pory nie wiem, co zrobiłem źle. Przecież dodaje się do niej czasami truskawek, prawda? A może jednak nie? Nie wiem! Nie znam się na tym!
- Wiesz, czym zajmuje się dziś szef? – zacząłem, niby od niechcenia. – Zdradził mi w tajemnicy, że realizuje swój najnowszy projekt. Gadające Barbie i Ken z przyrodzeniem to będzie hit na rynku!
Wyszczerzyłem zęby, udając entuzjazm.
- Tylko wiesz, nie mów nikomu. Obiecałem, że się nie wygadam, ale po prostu musiałem się z kimś podzielić tą informacją.
- No co ty?! Nikomu nie powiem, możesz być spokojny!
Pułapka została zastawiona. Każdemu z pracowników mieliśmy z Natsu wcisnąć inną bajeczkę. Byliśmy pewni, że jeszcze tego samego dnia wyda się, kto szpieguje dla konkurencji.
W porze obiadowej zdołałem z Natsu wymienić tylko kilka zdań. Musieliśmy pilnować, żeby pracownicy nie rozmawiali ze sobą o fałszywych projektach, które im podsunęliśmy. Pozostało nam czekać do wieczora.
***
Wieczorem zaproponowałem, żebyśmy całą służbą spotkali się w sypialni mojej i Natsu i „lepiej się poznali”, co miało oczywiście polegać na schlaniu się do nieprzytomności. Trzeba coś z tego mieć, a co!
Teraz właśnie siedzieliśmy w grupie i czekaliśmy na rozwój akcji. Było coraz bliżej poznania prawdy. Wiem, fascynującą historię wam opowiedziałem. Było w niej tak wiele akcji i emocji!
Ciąg dalszy nastąpi.

No dobra, właśnie następuje. Chlaliśmy równo. W pewnej chwili z różowowłosym tak się zapędziliśmy, że zapomnieliśmy, po co właściwie tam jesteśmy. Zaczęliśmy się całować, co chyba wprawiło w szok pozostałych. Nagle zamilkli, więc szło się domyślić, że takie widoki rzadko się im zdarzały.
- Jesteście parą? – zapytała Evanlyn, po dłuższej chwili milczenia.
- Tak – przyznałem, wzruszając ramionami, a mój chłopak leciutko się speszył.
- Geje, geje wszędzie! – oburzył się Lui, ale każdy miał na niego, za przeproszeniem, wyjebane.
Po obaleniu kolejnej flaszki, do pomieszczenia wpadł szefuncio. Popatrzyliśmy na niego z niemałym WTF, wymalowanym na twarzach. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież jesteśmy na misji, a ja straciłem czujność. Szlag. Gorączkowo próbowałem sobie przypomnieć, czy coś przegapiłem, albo czy powiedziałem o jedno słowo za dużo.
- Kto był takim kretynem i podał fałszywy projekt tym idiotom z innej firmy? – Szef patrzył na każdego z osobna, ledwo powstrzymując uśmiech.
Wstałem, a Natsu zaraz po mnie.
- Aaale że, przepraszam, jaki projekt? – zapytał Natsu. Już lekko plątał mu się język.
- Ken z przyrodzeniem i gadające Barbie? Pomysłowe. Wiem, że to ktoś z was wymyślił tą głupotę i przekazał dalej. Nie zwracam się tu do magów z gildii, których zatrudniłem specjalnie do tej roboty. Mądrze to wymyśliliście. – Pochwalił nas.
Poczułem się dumny, gdyż to był mój pomysł. Tak, właśnie! Mój i tylko mój! Jednak czasami myślę, jest jeszcze szansa na uratowanie mojego mózgu od zardzewienia.
- W takim razie Pete to powiedział. – Wskazałem palcem na kucharza, który patrzył na mnie jak na skończonego kretyna.
- Nie prawda, bo Hiro. Umówiliśmy się, że jemu to powiem – zaprotestował Natsu.
No pięknie. Problemo na horyzoncie, help me! Strzeliłem poker face’a, bo rzeczywiście tak było. Szybko zagrodziłem dostęp do okna, a Natsu zatarasował drzwi swoim ciałem. Było dwóch podejrzanych i jak na razie żaden nie wykazywał się nerwowością, typową dla takich oskarżeń.
- To jakieś brednie – mruknął Hiro, wyraźnie oburzony. Pete potaknął skinięciem głowy.
- To pomówienia! Oskarża pan jednych ze swoich zaufanych pracowników o zdradę?! – Lui po raz kolejny się oburzył.
- Lui, faktem jest, że przez ostatni miesiąc ktoś stale wykradał moje projekty i dawał je konkurencji. Zatrudniłem Natsu i Graya, żeby pomogli mi odkryć, kim jest ta osoba. A teraz mamy dwóch podejrzanych. Przyznajcie się lepiej, albo każę aresztować was obu.
Zapadła cisza. Hiro stał, niewzruszony, jakby nic nie mogło mu zaszkodzić.
- Nikt mi nic nie udowodni! – krzyknął Pete, coraz bardziej czerwony na twarzy, po czym porwał ze stolika pustą butelkę po wódce i rzucił nią w szefuncia. Natsu zareagował natychmiast i powalił pracodawcę na ziemię, inaczej ten dostałby nią w łeb.
Pete na swoich krótkich nóżkach wybiegł na korytarz i pognał schodami w dół, na łeb na szyję.
Natychmiast pobiegłem za nią, odruchowo zamrażając schody i podłogę na niższym piętrze. Kucharz pośliznął się na śliskiej powierzchni i z hukiem stoczył się ze schodów. Zanim zdążył się pozbierać, już byłem przy nim.
- Wiesz, chłopie… Nawet cię lubiłem. Ciekawe, czy w więzieniu też cię polubią – powiedziałem, z udawanym żalem.
***
Kiedy Pete siedział już sobie spokojnie w radiowozie, uderzyliśmy w melanż. Nasz pracodawca zapłacił nam wyższą stawkę, niż zamierzał (olaboga, starczy kasy na zorganizowanie całego wesela, albo i dwóch!), poza tym podarował nam całą ciężarówkę wódki. Naszej radości nie było granic. Daliśmy temu upust w nocy, w łóżku.
Następnego dnia rano Natsu wstał z wielkim bólem dupy. W dodatku musiał wytrzymać kilkugodzinną jazdę ciężarówką. Oczywiście obrzygał mi całe spodnie (które zaginęły w tajemniczych okolicznościach chwilę później), przednią szybę i jeszcze wycieraczkę pod moimi nogami. Myślałem, że Hiro, który nas odwoził, zaraz też coś obrzyga, ale na szczęście zachował stoicki spokój i popsikał wszystko ambipurem (lol xD). Co dziwne, zamiast rzygami, waliło cytryną. Kiedy to wszystko tak poszło naprzód? Czuję się jak człowiek z epoki kamienia łupanego, odkąd mieszkamy w Bazie.
Wreszcie, po kilku męczących godzinach jazdy, dotarliśmy na miejsce. Wyskoczyłem z samochodu, wlokąc za sobą Natsu. Hiro poszedł z buta na dworzec, żeby złapać jakiś pociąg do Alitas. Wbiłem do gildii, zostawiając biednego różowowłosego na schodach, żeby trochę doszedł do siebie.
- Wróciliśmy! – krzyknąłem, szczerząc zęby w uśmiechu.
Mina natychmiast mi zrzedła. To, co tam zastałem… to istny koszmar.


Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam: http://ask.fm.Misuzu187  lub gg: 924900 (tam jestem często, w miarę możliwości)
~Kusakabe.

P.S. Zapomniałam dodać, że ustawiłam opcję komentarzy anonimowych. Wcześniej coś się przestawiło i dlatego nie można było komentować z anonima. Przepraszam za problemy. ^^"