sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 13. (Ten pechowy xD) Loty na bani.


Po dłuższych zmaganiach powstało... TO. Dziwne, nieskładne i mało śmieszne.
Wybaczcie. Następna będzie lepsza... chyba : 3

Yeyeyyeye, stwierdzam, iż ze mnie bardzo zajebisty osobnik jest. Skąd ten pomysł? A nie wieem, samo mi się tak nasunęło.
W każdym razie, wracając do samego serca akcji – najbliższe dni miały być decydujące. Jak nie zacznę odpierdalać manian, to sobie spokojnie wyzdrowieję. A jak zacznę… to będzie rozpierducha. Hehehe. Dramatejszyn sytuejszyn.
Razem z Natsu każdego pięknego wieczora wymykaliśmy się w nasze ulubione miejsce. Potrafiliśmy przegadać całą noc na bardzo poważne (czytaj: zupełnie błahe) tematy, a nad ranem zasnąć, wtuleni w siebie.
No co? Pizgawica była rano, nic dziwnego. A że jesteśmy debilami i spaliśmy na dworze, to już jest zupełnie odmienna do przedyskutowania kwestia, której nie będę teraz poruszał, gdyż, ponieważ, że… mi się zwyczajnie nie chce. I chuj.
Mniejsza z tym. Ważne jest, że pierwszy raz w życiu byłem taki szczęśliwy, pomimo wiszącego nade mną fatum. Świry, świry wszędzie…! Starałem się o tym nie myśleć, co było dość trudne, zważywszy na to, że w gildii mam samych szaleńców.
Podać przykłady?
- Jola, Jola, Zdzichuu! – piłował mordę Laxus, codziennie wieczorem.
Siadał na schodach i przez godzinę wołał Jolkę i Zdzicha. Kim oni są? Nie wiem po dziś dzień. Kiedy o to pytałem, powtarzał, że jestem zjebany, bo nie potrafię docenić jego jodłowania. Cokolwiek to znaczy.
To samo Freed. Każdego ranka siadał przed kiblem, czytając gazetę i czekając na swoją kolej. Nawet wtedy, jak było wolne…
A Gajeel? Latał po całej bazie jak popierdolony, jedząc wszystkie metalowe rzeczy. Bankrutujemy przez niego…!
Ok., ok. Pora ogarnąć emocje, bo wyjdę z siebie i stanę obok, a tego byście nie chcieli. Z dwoma takimi jak ja nikt by nie wytrzymał, nawet Natsu.
A może… on preferuje trójkąciki?
Kurwa, Fullbuster, zboczeńcu. Czas się opanować i spojrzeć na świat z poważniejszej perspektywy.
- Graaaaaaaay! – usłyszałem krzyk Erzy.
O cię kurwa. Chyba była zła. Mamooo, jestem niewinny, nic nie zrobiłem…
- Noooo?! – odkrzyknąłem, szykując się od razu do ucieczki.
Przezorny zawsze ubezpieczony, a co!
- Chodź no tu! Jest sprawa!
No fuck. Pisane jest mi umrzeć. Żegnaj świecie…!
Poczłapałem w jej kierunku, wbijając wzrok w ziemię. Już nigdy nie zaśpiewam. Ani razu nie usłyszę już, jakim jestem pojebem. Nie będą mieli z kogo robić sobie jaj. Odejdę…!
Dramatyzowałem w myślach.
Kiedy już znalazłem się przy Scarlet, odważyłem się na nią spojrzeć.
- Natsu ma urodziny. Za dwa dni. Pamiętasz? Trzeba mu urządzić przyjęcie! Szczegóły uzgodnimy ze wszystkimi. Musisz go wziąć na spacer, czy coś… jak wrócicie, wszystko ci powiem – mówiła, a ja gapiłem się tylko na nią bez słowa.
Jaki. Ze. Mnie. Zjeb! Zupełnie zapomniałem o urodzinach mojego chłopaka!  Oh god.
Zgodziłem się na propozycję Erzy bez szemrania. Teraz pozostało mi tylko znaleźć Pedalskiego Włosa. Ksywa się ostała, nawet teraz, kiedy jesteśmy razem. Heheszki.
- Naaatsu! – darłem mordę co jakiś czas, kręcąc się po bazie i jej okolicach.
No nie. Wsiąkł. Następny. Już nigdy go nie zobaczę. Porwał go Potwór z Lasu. Albo co gorsza krasnoludki. On był za młody na taki los!
A ja jestem za młody, żeby tracić mężczyznę mego życia, no! Krasnoludki, oddajcie mi gooo!
- Wołałeś mnie? – usłyszałem w końcu znajomy głos.
- Natsu! – krzyknąłem uradowany. Zarzuciłem mu ręce na szyję, nie chcąc wypuszczać go z objęć. – Oddali mi cię!
- Eeee… Kto mnie oddał? – zapytał, nieco zbity z tropu. Przytulił mnie.
- Krasnoludki, a któżby inny?
- Gray, kochanie. Ćpałeś coś? – odsunął mnie na wyciągnięcie ramion, bacznie mi się przyglądając.
- Jasne, że nie! – oburzyłem się.
Że niby JA coś ćpałem? JA?!

Dobra, może to tak wyglądało. Ale no wiecie, odbija człowiekowi na starość i zaczyna wierzyć w krasnoludki. Coś w tym dziwnego?
- W takim razie zaczyna ci odwalać – uniósł brew do góry. – To zły znak – mruknął bardziej do siebie, niż do mnie.
- Kuup mi pieska! Ja chcę pieska! – świergotałem jak maleńki bachorek. Takie potrafiły być upierdliwe, oj tak.
- Mogę ci jedynie kupić mózg na allegro. Przydałby ci się – poczochrał mi włosy.
W tej chwili zacząłem martwić się stanem mojego umysłu. Krasnoludki? Piesek? O ludzie, co ja odpierdalam.
- Natsu… chodźmy spać – mruknąłem mu prosto do ucha, kładąc dłoń na jego szyi. – Ale tak… spać, że nie spać – dodałem po chwili.
Zaśmiał się, słysząc to.
- Dobrze. Chodźmy – złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę polanki.
Hehe. Będzie seks, będzie seks!
SEKS.


Haha, ok., koniec tego xD na nic lepszego nie było mnie dziś stać, chora jeszcze jestem : D 
~Misuzu.

wtorek, 15 stycznia 2013

(Mało)WAŻNA INFORMEJSZYN

Jeśli się uda, nota pojawi się w weekend, ale nie jestem pewna, z kilku powodów:
1. Musiałabym przerobić wszystko, co mam w zeszycie, a na razie nie mam na to weny D:
2. Musiałabym przepisać to na kompa, na co nie mogę zebrać się w sobie XD
3. Zaczęłam prowadzić nowego bloga, bo mnie natchnęło: http://mrok-zyje-w-nas.blogspot.com  i serio się na niego napaliłam XD
Jeśli ktoś chce mnie opieprzyć - proszę bardzo @.@
Jeśli ktoś chce mnie pochwalić - proszę bardzo :DD
Jeśli ktoś chce, żebym coś dla niego napisała - to je chętnie XD Zamówienia składać w komentarzach;3

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 12. To się dzieje, kiedy ufasz osobnikowi w stroju Supermana



No siema! To kolejny rozdział tego... czegoś. Od razu uprzedzam, że nie mam bladego pojęcia, kiedy pojawi się następna.
Miłego czytania xD

Następnego dnia obudziłem się z niejasnym przeczuciem, że ktoś na mnie patrzy. Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem jakiegoś dziwnego gościa w pelerynie Supermana. Miał pieluchę zamiast spodni i do tego paskudnie owłosione nogi. Wyglądał jak goryl jakiś.
Zrobiłem głupią minę i podrapałem się po głowie.
- Kim ty jesteś, gościu? I co tu robisz? – zapytałem, zakrywając usta dłonią, żeby się czasem nie zaśmiać. Toż to by było niekulturalne.
- Jam jest Janusz Wspaniały! Ale to nie czas na takie banały. Jam uleczyć cię przybył z kraju dalekiego, oj nie chciałbyś piechotą iść do niego! – przemówił dramatycznym tonem.
Eee… ok. Kto tu wpuścił tego świra, do kurwy nędzy?
- Tak, z pewnością – mruknąłem, powstrzymując się od zrobienia face palma.
- Tyś jest chory zarówno na ciele jak i duchu, o mój ty wierny druhu! – pokręcił głową z dezaprobatą.
- O chuj ci chodzi? – zapytałem bardzo inteligentnie. Serio, nie ogarniałem kolesia.
- Trucizna mózg ci wyżera, potrzebna jakaś silna bariera! Podam odtrutkę, nie dokonasz żywota, a w zamian za to dasz mi puszystego kota! – rymował.
- Dobra, nie wiem, kto cię tu wpuścił, ale ma wpierdol. I gadaj żesz normalnie!
- Nie jedz rybich ości i wystrzegaj się złości. Inaczej zgon i po tobie, a nie chcesz chyba przedwcześnie skończyć w grobie? – wstał i zaczął krążyć po pokoju, ściskając w dłoni małą butelkę z jakimś płynem.
Wtedy do pokoju wbił skonsternowany Natsu, a za nim Wendy. Chłopak podejrzliwie przyglądał się temu dziwolągowi.
- O, Janusz! Już przybyłeś, to świetnie – ucieszyła się. – Gray, Janusz ma sposób na wyleczenie ciebie. Ściągnęłam go tu z Polski specjalnie po to, więc doceń mój wysiłek.
- Jam jest Janusz Wspaniały, przyjaciel wodza Tęgiej Pały! – ukłonił się w stronę Natsu. – Wendy, dziecko złote, odlecę stąd samolotem!
- Kiedy masz samolot? – zapytała, marszcząc brwi.
- Za tydzień, licząc od dziś. Będzie tęsknił za mną mój pluszowy miś! – pociągnął nosem.
Niebieskowłosa zrobiła krok w moją stronę i szepnęła mi na ucho:
- Wiem, że jest dziwolągiem, ale serio zna się na rzeczy. Słuchaj jego rad i spróbuj być miły.
Skinąłem niedostrzegalnie głową.
- Dobra, zostawiam was. Udanej współpracy – uśmiechnęła się i wyszła.
Natsu podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, wbijając wzrok w super – hiper - pojebańca.
- Dobrze moi mili, pora abyśmy wszystko sprawdzili – po tych słowach podszedł do mnie i zaczął macać po klacie, szepcząc coś sobie pod nosem. Podczas całego „zabiegu” miał zamknięte oczy i wyraz największego skupienia na ryju.
Dragneel wyglądał na oburzonego tym, co Januszek czynił. Mi też się to w najmniejszym stopniu nie podobało, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Po dłuższej chwili cofnął się o kilka kroków i podrapał po brodzie.
- Pod dobry adres trafiłeś, ze śmiercią prawie zwyciężyłeś. Odtrutka pomoże, ale nie do końca, mój Boże! Część wirusa pozostanie, spróbuje cię wykończyć, waćpanie. Mogę odwlec nieuniknione, więc przybij ze mną pionę! – wystawił dłoń.
- Ok., odwlec. Ale tego nie powstrzymasz? – zapytałem, przygryzając wargę i ignorując rękę, którą machał mi przed twarzą.
- Ach, spróbuję, mości panie. Ale nic nie obiecuję, bo jak zawiodę dostanę lanie!
- Nie pierdol, tylko mów, o ile dasz radę przynajmniej wydłużyć mój marny żywot.
- To zależy też od farta, czy odtrutka gówno warta. Wirus jest uparty i na razie on tu rozdaje karty.
- Skończ pierdolić – mruknął Natsu. Posłałem mu karcące spojrzenie.
- Kiedy zaczniemy leczenie? – zwróciłem się do Janusza.
- Teraz, mój kochany, a potem ruszymy w tany! – wyciągnął buteleczkę w moją stronę. – Wypij pół mikstury, smakuje jak truskawkowe konfitury!
Wziąłem od niego butelkę z pewnym wahaniem. Otworzyłem ją i wypiłem połowę na raz. I prawie rzygnąłem. Jak truskawkowe konfitury? Chyba, kurwa, w marzeniach! Prędzej jak  tran zmieszany z mydłem i kwaskiem cytrynowym. Skrzywiłem się. Ale jeśli to ma mi pomóc… to przetrwam nawet ten chujowy smak. Dajcie mi coś słodkiegooo!
- Przed skutkami ubocznymi ostrzegam cię ja – włączył mu się tryb mistrza Yody z Gwiezdnych Wojen. Ja pierdolę, z kim przyszło mi się użerać…
- To znaczy? – zapytałam, kiedy stwierdziłem, że nie odpowie niezapytany.
- Biegunka i wymioty, a także dobre loty – odparł, uśmiechając się głupio.
- Dobre… loty? – powtórzyłem, co zabrzmiało bardziej jak pytanie.
- Nie daj się pochłonąć szaleństwu, bo jeśli to zrobisz, skrzywdzisz najbliższe ci osoby i samego siebie – popatrzył na mnie poważnym wzrokiem. Już nie udawał Yody, nie rymował.
Zatoczyłem się do tyłu, pełen złych przeczuć.
- O czym ty mówisz, do cholery? – zmarszczyłem brwi, czekając aż wyskoczy Jellal z kamerą i wydrze się „mamy cię!”, ciesząc ryja jak popierdolony. Niestety, nic takiego nie nastąpiło.
- Och ziomalu mój kochany, przejdzie ci, gdy kupisz glany – zrymował bez sensu, a potem dodał: - Przejdzie, gdy tylko wirus zniknie, młody. Szykuj się na szalone zawody.
Natsu – wyraźnie wystraszony – przytulił się do mnie, tym samym próbując mnie uspokoić.
Trząsłem się ze zdenerwowania. Zawody, hę? Ja mu, kurwa, pokażę zawody! Jeśli myśli, że to będzie zabawne, to się grubo myli. Skąd Wendy wytrzasnęła tego złamasa?! Irytowałem się w myślach.
odepchnąłem od siebie Dragneela i wyszedłem, trzaskając drzwiami.
Drżącymi rękami wyciągnąłem prawie pustą paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Opadłem na schody, ze zrezygnowaniem. Tamta ciota sugerowała, że będę świrował, zanim wyzdrowieję. A jeśli wirus nie zniknie do końca, to co będzie? W wariatkowie mnie zamkną!
Usłyszałem, że ktoś się do mnie zbliża, a po chwili papieros wypadł z mojej ręki, gwałtownie z niej wytrącony.
- Zachowujesz się jak idiota! – krzyknął Natsu, wyraźnie na mnie wściekły. Mamooo, zabierz go stąd. Albo przynajmniej mnie.
- Zamknij się – mruknąłem, opierając łokcie na kolanach.
- Dobrze wiesz, że to miało ci pomóc, a że możesz zacząć odpierdalać maniany, to już inna sprawa. Masz mnie, a ja Ci pomogę. Dobrze o tym wiesz – wypalił przez zaciśnięte zęby.
Spróbowałem zacząć myśleć logicznie, co jest dość trudne, gdy z mózgu niewiele zostało. Odetchnąłem głęboko i zamknąłem oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Trzymam cię za słowo.
- Ale nie będę robił wszystkiego za ciebie, sam też musisz próbować pozostać tak samo nienormalny jak jesteś teraz. Bo chyba bardziej jebniętym nie da się być – stwierdził, posyłając mi spojrzenie zabójcy.
Hehehehe, fajnie. Mój ukochany uważa, że jestem psychiczny. To miał być komplement?
Popatrzyłem na niego karcąco, a po chwili się roześmiałem. A co tam, pierdolić Jerzego i jego zrytą banię. Ale nie dosłownie, oczywiście.
A ciebie, Krosta, jeszcze za to dojadę… chuj mnie obchodzi, że już nie żyjesz. Zabiję cie po raz drugi.
Cóż, jakże by to ująć, żeby pięknie brzmiało: dopóki mam Natsu, na pewno się nie poddam.

Masz swoją super - jakąś - ciotę, Hope : D
~Misuzu.

środa, 2 stycznia 2013

Romantico


Eloszki! Z racji tego, że jestem szczęśliwa w chuj, macie tą oto notkę<3 mam nadzieję, że się spodoba;3
O Boże, nawet nie wiecie, ile mi zajęło wykrzesanie z siebie na to energii... ;3

Kiedy zastanawiałem się nad tym wszystkim, doszedłem do dwóch wniosków:
1. Życie jest bardzo, ale to bardzo nie fair.
2. Jestę pojebę.
Co mam robić? Co mi pozostało? Cieszyć się życiem, czy wykończyć się jak najszybciej?
- Hej – Natsu wsadził łeb do pokoju. – Lepiej się już czujesz? – spytał niepewnie.
- Ni chuja. Na pewno już wiesz o wyroku, który na mnie zapadł – odpowiedziałem, znużony tym wszystkim.
- Tak, wiem – szepnął, siadając obok mnie.
W jego oczach widziałem przejmujący ból, który ścisnął mi serce.
Pokrótce streściłem mu rozmowę z Wendy. Milczał, patrząc w podłogę. Złapał mnie za rękę.
- Gray, chciałbym spędzić z tobą każdą sekundę czasu, który ci pozostał – patrzył mi w oczy, mówiąc to.
- A ja z Tobą, Natsu. Wiele zrozumiałem w ostatnim czasie. I już nie bronię się przed faktami. Kocham cię – uniosłem się do pozycji siedzącej i ująłem twarz chłopaka w dłonie.
- Ja ciebie też – wyszeptał.
Wpiłem się wargami w jego usta, wkładając w pocałunek całą swą miłość. Odwzajemnił go. Wtedy poczułem, że mam dla kogo żyć. Będę walczył. Dla niego.

Wstałem rankiem następnego dnia w pełni sił. Mobilizowało mnie to, że różowowłosy cały czas był przy moim boku. Poszedłem do Wendy po leki z myślą, że wszystko się jakoś ułoży.
Dziewczynka podała mi apteczkę pełną przeróżnych ziół i tabletek, razem z kartką, na której wypisane były dawki.
- Wen, chciałbym o coś zapytać – rzekłem, zanim wyszedłem.
- Tak?
- Czy mogłabyś przynajmniej spróbować mnie wyleczyć?
Zastanawiała się chwilę, przyglądając mi się uważnie, po czym odpowiedziała:
- Oczywiście, ale nic nie obiecuję. Zasięgnę rady innych medyków… być może oni będą w stanie zrobić w tej sprawie więcej niż ja.
Wyszedłem, podniesiony na duchu.

Kiedy wróciłem, Natsu już nie spał. Leżał, półprzytomny, świecąc klatą. Seksowną klatą.
- Gdzie byłeś? – spytał, ziewając.
- U Wendy – na dowód pokazałem apteczkę.
Pokiwał głową, od razu smutniejąc. Przysiadłem wiec obok niego i położyłem dłoń na policzku chłopaka.
- Nie przejmuj się. Nie poddam się temu. Tyle przeżyłem, więc przeżyję i to. Zwłaszcza, że mam dodatkową motywację.
- Jaką? – przykrył mą dłoń swoją.
- Ciebie, Natsu – uśmiechnąłem się.
Jego twarz rozjaśniła się momentalnie.
- Nawet nie wiesz, ile te słowa dla mnie znaczą – szepnął, wtulając się we mnie.
Był taki słodki i taki kochany. Jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć? Jak mogłem go tak odtrącać?
- Nigdy więcej cię nie zranię, Natsu – pogładziłem go po włosach, tuląc jego ciało do swojego.
- Ja ciebie też nie – odpowiedział.
Wiedziałem, że to tylko słowa. Wiedziałem, że jeszcze nie raz nieopatrznie go zranię. Jednak teraz powinniśmy cieszyć się czasem, jaki nam został.

Następnego dnia czułam się już lepiej, więc razem z Natsu wybraliśmy się na wieczorny spacer. Jako że jego pedalskie włosy nadal niezmiernie mnie irytowały, postanowiłem poradzić mu, żeby się przefarbował, chociażby i na rudo.
- Powinieneś mnie kochać takiego, jaki jestem – powiedział wtedy obrażonym tonem i wyrwał rękę z mojego uścisku.
- Z tobą to jak z dzieckiem – westchnąłem, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Jesteś debilem – mruknął.
Zajebisty komplement z ust ukochanego, nie ma co. Objąłem go od tyłu, tym samym zmuszając do tego, by przystanął.
- Jestem, ale i tak mnie kochasz – powiedziałem, wtulając się w niego.
- Gray… - obrócił się w moją stronę i oparł swoje czoło o moje. – Pamiętasz, co Wendy mówiła ci o wysiłku fizycznym?
No dobra, nie wiedziałem, o co kaman i dlaczego akurat teraz sobie o tym przypomniał, no ale dobra.
- Że byłby wskazany, ale mam się nie przemęczać – przypomniałem mu, próbując udawać, że kapuję, do czego zmierza.
- Idealnie – uniósł kąciki ust do góry i wepchnął swój jęzor do moich ust.
Przymknąłem oczy i zacząłem trącać jego narząd smaku swoim, pogłębiając pocałunki. Wtedy zmusił mnie, abym zrobił krok do tyłu. Wyczułem za sobą chropowaty pień drzewa i coś w mojej bani zaczęło powoli ogarniać, do czego zmierza Natsu. Seksu mu się zachciało. Hehehehe, nie dam się tak łatwo. I jeśli już, to ja będę na górze, filozofowałem sobie w myślach.
Jednym ruchem obróciłem nas o 360 stopni i przycisnąłem go do drzewa, wkładając mu ręce pod koszulkę.
Oderwał się ode mnie gwałtownie.
- Czekaj. Nie tu – szepnął i wziął mnie za rękę.
Ja ci kurwa dam! Najpierw robisz mi ochotę, a potem tak po prostu mówisz „nie tutaj”?! , buntowałem się w myślach. Jak baba!
Prowadził mnie między drzewami, aż w końcu moim oczom ukazała się niewielka polanka. Kiedy się na niej stało miało się wrażenie, że jest się jedyną osobą na ziemi. Niebo nad naszymi głowami było usiane gwiazdami. Wszystko dawało wspaniały efekt. Już nie miałem mu za złe tego, że kazał mi czekać. Poszliśmy na sam środek polanki. Położyliśmy się obok siebie, patrząc w niebo.
Wtedy poczułem, że nie potrzeba mi niczego więcej do szczęścia. Miałem przy sobie ukochanego, z którym mogłem dzielić się wszystkim. Uniosłem się na łokciach i popatrzyłem na niego. Radość wypisana na jego twarzy dała mi dodatkowe poczucie spełnienia.
Pocałowałem go czule, niespiesznie. Odwzajemnił pocałunek i zarzucił mi ręce na szyję.
Włożyłem mu ręce pod koszulkę i zacząłem bawić się jego sutkami. Odsunął mnie od siebie i ściągnął bluzkę. Ja zrobiłem to samo z moją. Po kolei zrzucaliśmy z siebie nawzajem ubrania.
Nie spieszyło nam się – mieliśmy całą noc. Całą noc pod gołym niebem. Na tej magicznej polanie.
Obsypywałem ciało Natsu pocałunkami, stopniowo zjeżdżając coraz niżej.
- Chcę, żeby było to niezapomniane przeżycie dla nas obu – wyszeptał, oczy mu błyszczały.
Uśmiechnąłem się lekko. Też tego chciałem.
Przejechałem palcami po męskości chłopaka, a potem ująłem ją w dłoń i zacząłem delikatnie masować. Sapnął, zadowolony.
Przeniosłem rękę wyżej, opuszkami palców głaskałem go po podbrzuszu, na co reagował dreszczami rozkoszy.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie, drażniąc językiem moje podniebienie. Odwzajemniałem się, wkładając w pocałunki całą moją miłość do niego. Wodziliśmy dłońmi po swoich ciałach, nie przerywając całowania. Obaj oddychaliśmy coraz ciężej i bardziej urywanie.
Wtedy stwierdziłem, że nie ma na co dłużej czekać. Wszedłem w niego powoli i delikatnie, żeby nie sprawić mu bólu. Jęknął cicho i wbił palce w moje ramiona. Przymknął oczy.
Przejechałem językiem po klatce piersiowej Natsu, przyspieszając ruchy.
- G – Gray… - wyjęczał.
- Natsu… kocham cię – wysapałem.
- Ja ciebie też – szepnął.
Kochaliśmy się długo. Żaden z nas nie chciał przerywać. To było coś wspaniałego.
Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Po prostu pragnąłem, aby ta chwila trwała wiecznie.


Mam nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy.. wtedy będę pewna, że nie opłaca się tego kończyć<3
~Misuzu