czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 4.Czyli: akcję rozwinać czas.


Witam! Dodaję notkę dzień wcześniej, bo jutro bym nie miała kiedy i ogólnie w weekend też raczej nie. Mam teraz dużo nauki i innych zajęć. Wiecie, jak to jest. ;)
Nie przedłużając... Zapraszam do czytania!



Obudziłem się cały obolały, ale nie otwierałem oczu. Kurwa, co się stało…?
- Natsu, nie siedź tu tak cały czas. To nic nie da. Już dwa dni przy nim siedzisz, zamiast nam kurwa pomagać, debilu. Migasz się od obowiązków, obiboku – usłyszałem głos Erzy.
Dwa dni? Co jest?
- I chuj. To po części moja wina. Gdybym znalazł go wcześniej…
- Skończ pierdolić. Ciekawe, kto go tak urządził. Biedak miał szczęście, że nie uszkodziło mu za bardzo narządów wewnętrznych.
O co im chodzi? Kto kogo jak urządził?
- Biedny Gray – poczułem, że ktoś gładzi mnie dłonią po policzku. Evergreen?
I że ja jestem biedny? Koniec tej szopki. Wstaję. Uniosłem się lekko na łokciach, uchylając powieki i natychmiast z jękiem opadłem na poduszki.
- Gray! – pochylił się nade mną Natsu. – Nie przemęczaj się, jesteś ranny. Kto cię tak pobił?
Chłopak wyglądał jak półtorej nieszczęścia. Oczy podkrążone, blady jak ściana. Podejrzewałem, że sam wyglądam nie lepiej.
- Mnie…? – musiałem się zastanowić, o co chodziło, ale po dłuższej chwili milczenia przypomniałem sobie. - Nie wiem, kim oni byli. Jednego zabiłem, ale drugiego nie mogłem dorwać – wykrztusiłem.
Zapadła cisza. Erza popatrzyła na Evergreen porozumiewawczo i po chwili wyszły, zostawiając mnie z Dragneel’em.
- Co ci odjebało, żeby się włóczyć w nocy samemu po  lesie? Czy to przeze mnie? – przygryzł wargę.
- Nie, nie przez ciebie – postanowiłem szybko zmienić temat i zadać mu nurtujące mnie pytanie. - Powiedz serio, czujesz coś do Ever?
- Nie. Nie do niej.
- A do kogo?
- Nie ważne, naprawdę nie ważne…
- Czyli mogę sobie z nią kręcić? – dojebałem do pieca, że aż zgasło. Mistrz normalnie, mistrz! Bijcie mi brawa i pokłony za inteligencję.
- Jeśli chcesz – wyszeptał, odwracając wzrok. Wstał, zaciskając pięści. Miałem wrażenie, że zaraz mi zajebie w ryj.
- Nie chcę, jaja sobie robię – zaśmiałem się cicho, chcąc rozładować atmosferę. Coś mi nie wyszło chyba, bo nadal był z deka wkurzony.
Nie skomentował tego.
- Śpij, nie możesz się przemęczać – rzekł i wyszedł, zostawiając mnie samego.
Ja jebię, co to ma być?
I ciekawe, jak tam Krosta żyje. Pewnie sądzi, że mnie zabił. Biedny, jakże się rozczaruje, kiedy go dorwę. A może by mu tak podziękować za to, że nie umie nawet człowieka dobić? Hmm. Zobaczymy.
Z takimi myślami w głowie znowu zasnąłem.

Obudziłem się wieczorem. Na podłodze obok mnie spał Natsu, z głową na łóżku. Potargałem mu włosy (Boże, dlaczego one muszą być różowe?!), uśmiechając się. Ten koleś serio się o mnie martwił. Mruknął coś pod nosem i złapał moją dłoń, ściskając ją mocno. Nie chciał mnie puścić, a przecież i tak się nigdzie stąd nie wybierałem. Zrzuciłem z siebie kołdrę tak, że spadła akurat na Dragneela. Popatrzyłem na swoje obolałe ciało i wystraszyłem się. Wokół żeber miałem przewiązany bandaż, przez który zaczęła przeciekać krew. Byłem cały w siniakach. Pięknie, chyba przez miesiąc się nie pokażę publicznie. Ech, Krosta, masz wpierdol za to. Już mogłeś mnie całkiem dobić, a nie zostawiać w takim stanie. Moje cudownie sexy ciało tak poturbowane! Wstyd. Wstyd i hańba, kurwa.

Kiedy tak sobie leżałem, Natsu się przebudził. Nadal trzymał mnie za rękę i wcale go to nie obeszło. Za to ja spaliłem buraka. Popatrzył na mnie fachowym wzrokiem.
- Chyba czas zmienić ci opatrunek – powiedział, wstając. Puścił moją dłoń i przeciągnął się.
Zgarnął z szafki bandaż i zabrał się za zdjęcie tego, który miałem założony.
- A może niech zrobi to ktoś, kto się na tym zna? – zapytałem, powątpiewając w jego umiejętności w tejże dziedzinie.
- Ależ ja się znam – włożył mi rękę pod plecy i uniósł delikatnie moje ciało do góry tak, aby móc szybko odwiązać stary bandaż i założyć nowy. Przytrzymałem się jego koszulki, żeby nie opaść z powrotem na poduszki. Kiedy w końcu uporał się z opatrunkiem, spojrzałem na ranę. Nie wyglądała na strasznie głęboką, ale to nie zmienia faktu, że była paskudna. Nie mogłem wytrzymać, położyłem się, przygniatając jego rękę i jęknąłem.
- Gray, muszę założyć ci nowy bandaż, więc się trochę podnieś – powiedział od mnie jak do dziecka.
- Kiedy ja nie mam siły, mamusiuuuu – narzekałem.
- Od kiedy ot jestem twoją mamusią, synu? – zaśmiał się. - No już, unieś się lekko, albo ja to zrobię za ciebie, a to nie będzie miłe.
- Grozisz, czy obiecujesz?
- Obiecuję.
Zrobiłem minę zbitego psa, na co zaśmiał się jeszcze głośniej, a kiedy nadal się nie podnosiłem, wsadził mi pod plecy jeszcze drugą rękę i skończyło się na tym, że wylądowałem w pozycji siedzącej jęcząc z bólu, a Natsu kontynuował zakładanie mi bandaża. Nie wiem, jak on to robił, bo musiał mnie jeszcze trzymać, no ale w każdym razie jakoś dał radę.
Kiedy skończył, ułożył mnie wygodnie na poduszkach, dalej trzymając swoje ręce pod moimi pleckami. Pochylał się nade mną, wzdychając ciężko. Chyba zmęczyło go to moje jęczenie i narzekanie.
Oddychałem ciężko z wysiłku. Oj tak, wypadłem z formy.
- Gray, dlaczego ty musisz być takim idiotą? – zapytał w pewnej chwili i głos mu się lekko załamał.
- Ale że o co ci chodzi? – zdziwiłem się.
- Ty jeszcze, kurwa, nie zauważyłeś… – mruknął.
- Co miałem zauważyć? – teraz jeszcze bardziej byłem zdziwiony.
- Ech, nic, nic.
Patrzył na mnie, a ja na niego. Złapał mnie za ramię, przybliżając twarz do mojej. Chyba zaraz dostanę zawału. Albo palpitacji serca. Tak czy inaczej – zginę marnie.
Zacisnąłem dłonie na jego koszulce, serce waliło mi jak młotem, drżałem. Albo jestem chory, albo nie mogę dłużej czekać. Tak, Fullbuster – chyba obaj jesteście pedałami. To już raczej nie tylko podejrzenia.
Nasze usta dzielił zaledwie milimetr i czułem, że zaraz wykituję. Zawahał się. Pospiesz się, idioto. Chcę mieć to już za sobą, apelowałem do niego w myślach.
W końcu nasze wargi złączyły się w pocałunku. Natsu wplótł palce w moje włosy, a ja, zamiast go odepchnąć, przyciągnąłem bliżej. Nasze języki splatały się w powolnych i bardzo podniecających pocałunkach. To było coś, czego nie da się opisać. Nigdy tak się nie czułem.
KURWA, JESTEM PEDAŁEM! Kiedy to sobie uświadomiłem z pełną jasnością, odepchnąłem go od siebie. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-  Co się...? – zapytał cicho.
- Kurwa, pytasz się jeszcze! Czy ja ci wyglądam na pedała?! – ledwo się powstrzymywałem przed wydarciem ryja na cały regulator.
- Nie, ale… Ale myślałem…
- Natsu, kurwa, nie myśl tyle… - jęknąłem, zasłaniając twarz dłońmi.
- Ale…
- Nie ma żadnych ale. Ochłoń. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, nie z facetem… Na pewno nie jestem gejem, o nie… - broniłem się przed faktami, wiem. Ale co miałem zrobić? Nigdy tego nie zaakceptuję.
- Gray… Przepraszam… - słychać było, że głos mu drży.
- Dobra, zapomnijmy o tym. Po prostu zapomnijmy… - wiedziałem jednak, że nigdy o tym nie zapomnę.
- O tym nie da się zapomnieć. Gray, ja…
Podniosłem się, nie zważając na ból, i popatrzyłem na niego.
-  Wiem, chciałeś zobaczyć, jak to jest. Może nawet stwierdziłeś, że jesteś homo. Albo chciałeś spróbować czegoś nowego.
- Nic nie rozumiesz – urażony moimi słowami pokręcił głową i wyszedł, zostawiając mnie samego.
A ja leżałem, jeszcze długo nie mogąc uspokoić oddechu.


Hmm, zastanawiam się, czy nie za wcześnie doszło do pocałunku.;d Ale co tam, mam Wielki Plan, jak dalej rozwinąć akcję, więc...
Dobrze, koniec smętów, mam nadzieję, że się podobało.
Zachęcam do komentowania.

~Misuzu.

3 komentarze:

  1. JAK ON MÓGŁ TAK GO ODEPCHNĄĆ?!
    No nie no, nie mogę D:

    OdpowiedzUsuń
  2. A mógł, mógł;x Ale zobaczysz, co będzie dalej, więc spokojnie:d

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, ja liczyłam, że się na pocałunku nie zakończy :P.

    OdpowiedzUsuń