sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 5. Wiecznie poszkodowany


Witam! przepraszam za jednodniową obsuwę, ale wczoraj czułam się zbyt tragicznie, żeby cokolwiek napisać. Notka będzie krótka, niestety, ale w przyszłym tygodniu dodam dłuższą.


Nie widziałem go przez kolejne dwa dni. Nie odwiedzał mnie, a ja zadręczałem się myślami. Czas się przyznać – ja też jestem gejem. I to prawdziwym gejem. Czy kochałem Natsu? Nie wiem, ale wiem jedno – całowanie się z nim... To było coś. I pragnę poczuć to znowu.
Tak więc kiedy tylko się tu pokaże, pocałuję go. Z takim postanowieniem czekałem jeszcze kilka dni, zanim w końcu przywlókł dupę do pokoju. Wstałem (tak, już mogłem wstawać bez żadnych większych bólów) i podszedłem na niego.
- Gray, ja cię przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Naprawdę, chyba rzeczywiście chciałem spróbować czegoś nowego, wybacz mi… - powiedział szybko, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić.
Zabolało. Jakby mi ktoś zajebał młotem pneumatycznym. Przytrzymałem się szafki, gdyż zakręciło mi się w głowie. Miałem ochotę przybić z nim piątkę. Krzesłem. W łeb. Za jego cholerną głupotę.
- Wszystko w porządku? – zaniepokoił się.
- Ja-jasne… W jak najlepszym… - wykrztusiłem, tłumiąc krzyk i usiadłem na podłodze, chowając twarz w dłoniach.
Przykucnął obok mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. Strąciłem ją. Nie mogłem tego znieść. Nie chciałem, żeby mnie dotykał.
- Co się dzieje?
- Wyjdź. Muszę zostać sam.
Posłuchał natychmiast. Zrozumiał, czy nie?

Następnego dnia nadal siedziałem w tym samym miejscu, po nieprzespanej nocy. Wpadła do mnie Erza. Widząc, że coś jest nie tak, usiadła obok i zaczęła zadawać trudne pytania typu: co się stało? O co poszło z Natsu? Dlaczego tak tu siedzisz? Nic nie jadłeś od wczoraj. Nie masz apetytu?
Męczyło mnie to tylko. Kiedy nie uzyskała odpowiedzi na żadne z pytań, wyszła.
Niestety, wróciła po godzinie, wrzucając do pomieszczenia wyrywającego się Natsu. Nawet nie bardzo zareagowałem, tylko dalej patrzyłem tępo w ścianę, jakby była najciekawszym obiektem w tym pomieszczeniu.
- I siedzieć mi tu! – wydarła się Scarlet i zatrzasnęła drzwi.
Dragneel wstał i ruszył klamką w górę i w dół.
- Kurwa! Erza, otwieraj! – wydarł japiszona. - Gray, ona nas tu zamknęła – narzekał.
A co mnie to. Nawet nie raczyłem odpowiedzieć. W końcu dał sobie spokój z drzwiami i usiadł niedaleko mnie, nucąc cos pod nosem. Zaburczało mi w brzuchu.
- Łap – różowowłosy rzucił we mnie batonem, ale nawet go nie złapałem. Nie poruszyłem się.
Zamierzałem paść tu z głodu, albo z nudów. Jeden chuj – ważne, żeby zadziałało.
- Gray, co jest? – przyczołgał się do mnie. Nic nie odpowiedziałem. – Ej, powiedz… Czy to przez to, co wczoraj powiedziałem? O tym, że chciałem spróbować czegoś nowego? – spytał cicho.
Mimowolnie moją twarz wykrzywił grymas.
- Nie, nie przez to. Po prostu nadal bolą mnie żebra, a w takiej pozycji jest to bardziej znośne – odpowiedziałem obojętnie.
Wziąłem batona, którym we mnie rzucił i zacząłem go jeść, dalej patrząc na ścianę z wielkim zainteresowaniem. O nie, chłopcze, nie dam ci tej satysfakcji.
Już otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wpadła przerażona Lucy.
- Chłopaki, szybko! Coś się stało Elfmanowi, wpadł w szał i nie da się go ogarnąć!
Poparzyliśmy na siebie z Natsu, a potem szybko podnieśliśmy dupy i ruszyliśmy za spanikowaną blondynką. Coś czułem, że tu chodzi o tą akcją z Evergreen. Potem upewniłem się w tym przekonaniu, gdy Lu dodała, że tamten ułom wkurwił się po rozmowie z nią. No Gray, ledwo się wyleczyłeś, a teraz znowu dostaniesz łomot. Takie twoje życie – wiecznie poszkodowany. I jak tu być cały czas seksownym, ja się pytam?
Ledwo wbiliśmy do największego pomieszczenia w domu, dopadł do mnie rozjuszony Elf. Podziałałem na niego jak płachta na byka. Dostałem w pysk, zanim jeszcze zdążyłem się odezwać.
- Kurwa, Elfman – otarłem krew z rozwalonej wargi. - Ogarnij się, cwelu!
- Jeszcze raz. Jeszcze, kurwa, jeden raz zbliżysz się do Evergreen, a przysięgam, że cię zabiję! – złapał mnie za chabety, podnosząc do góry jak worek kartofli. Silny był skubany.
Słyszałem, jak Ever płacze, żeby przestał. Słyszałem krzyki dziewczyn. Widziałem, jak co silniejsi próbują go opanować. Nic to nie dawało. Dalej wisiałem w powietrzu, wpatrując mu się w oczy, które zionęły nienawiścią. Tak, Fullbuster, ty to umiesz narobić sobie wrogów.
 - Jeśli chcesz, to mnie zabij. Proszę bardzo, droga wolna – rzekłem ze stoickim spokojem, parząc tylko na niego. W tej chwili zrobiło się cicho. Czułem na sobie wzrok pozostałych członków gildii, atmosfera była napięta.
Facet odstawił mnie na ziemię i już myślałem, że zostawi mnie w spokoju, kiedy nagle padł cios. W niedoleczone żebra. O kurwaaaaa, chyba umarłem, znowu. Przytkało mnie z bólu. Tak, Gray, to twoje ostatnie chwile życia. Zaraz trafisz do lepszego miejsca. Lub gorszego, znając twoje szczęście. Będziesz się smażył w ogniach piekielnych, lub latał z aniołkami w niebie i pluł na ludzi, których nie lubiłeś. Druga propozycja jest o wiele bardziej kusząca.
- Chcesz, żebym cię zabił? To proszę bardzo! – tak wkurwionego Elfmana to ja w życiu nie widziałem.
Szykował się do zadania następnego ciosu, ale wtedy ktoś stanął między nami, powstrzymując go cudem.
- CO TY, KURWA MAĆ, ODPIERDALASZ?!  - wydarł się Natsu, odpychając go tak, że walnął w stolik. – Jeśli zamierzasz zabić jego, to zabij też mnie. I pozostałych członków Fairy Tail od razu – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Miał rację – nasza gildia jest jak rodzina. A Elfman właśnie zamierzał pozbawić życia jednego jej członka – mnie. Zabawne, do jakiego stopnia miłość potrafi zaślepić człowieka. To znaczy dla mnie to nie jest zabawne, bo to ja oberwałem.  Zresztą nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz.
Zobaczyłem, jak mięśniak wychodzi, nadal porządnie podkurwiony. Natsu podszedł do mnie i pomógł mi zebrać cielsko z podłogi.
- Dzięki, ale nie musiałeś – powiedziałem.
Lucy z Erzą podbiegły do nas, zaniepokojone.
- Nic mi nie jest – powiedziałem szybko, zanim zdążyły skomentować stan mojej facjaty. Warga to mi spuchła do rozmiarów melona.
- Mistrz już się o tym dowiedział – zakomunikowała Erza. To jego tu wcześniej nie było? Nawet nie ogarnąłem. – Chyba wywali Elfmana z gildii – dodała, po chwili wahania.
Ej, nie przesadzajmy. Nie da się ukryć – facet mnie nienawidzi. Ale możemy dalej tu żyć, po prostu nie wchodząc sobie w drogę. Powiedziałem to na głos. Chyba sam nie wierzyłem w to, co rzekłem, no ale cóż.
- Wstawisz się w jego obronie? – Lucy popatrzyła na mnie zdziwiona. – Chciał cię zabić!
- Nie zrobiłby tego. Wiedział, że to by ściągnęło na niego gniew Mistrza. Sam długo by nie pożył – rzekł Natsu. – Muszę coś załatwić. Nie czekajcie na mnie – po tych słowach wyszedł, zostawiając nas nieco zdezorientowanych. A idź pan w pizdu, pomyślałem, wracając do pokoju.

Mówiłam, że krótka;o
~Misuzu.

3 komentarze:

  1. Huehuehue, zajebiste *-*
    Szkoda tylko, że Erza nie wkroczyła do akcji z Elfmanem. Działo by się xDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. A no o tym nie pomyślałam, tak szczerze mówiąc;d

    OdpowiedzUsuń
  3. No i się pruli!!! Genialnie!!!

    OdpowiedzUsuń