No czeeść.
W tym rozdziale nie dzieje się nic. No, prawie nic XD
Jakoś tak wyszło, po prostu xd
W tym rozdziale nie dzieje się nic. No, prawie nic XD
Jakoś tak wyszło, po prostu xd
Dwa miesiące później
Przygotowania do ślubu trwały pełną parą. Przez
czas, który upłynął, nie działo się zbyt wiele ciekawych rzeczy.
Oczywiście Erza już powoli zaczynała świrować, w wyniku czego połowa bazy (którą zwiemy już gildią, z przyzwyczajenia) uległa destrukcji, a kilku członków naszej wielkiej rodzinki musiała poddać się leczeniu u Wendy. Tak, przyszły pan młody i ja również się zaliczaliśmy do tych „kilku”. Co dziwne, Natsu się upiekło. Cały czas latał za Scarlet, dopytując się o ciążę i dziecko. Był załamany, że nasze próby na nic się nie zdają, a jak do tej pory nikt – z wyjątkiem mnie - nie próbował mu tłumaczyć, że nie może mieć dzieciaka. Idiota.
Dlatego też – patrząc na powyższe – ślub musiał zostać przesunięty w czasie.
Zostały dwa tygodnie, a wciąż byliśmy w dupie z odbudową budynku, szukaniem księdza (Janusz się zaoferował, że nim będzie, ale Jellal odmówił z wiadomych powodów), prezentów ślubnych oraz obrączek. Niczego nam nie ułatwiała Erza, ten potwór w ludzkiej skórze. W końcu się wkurzyłem i – narażając się na śmierć – poszedłem z nią porozmawiać.
- Um, Erza? – zacząłem, od razu szykując się na cios. O dziwo, była spokojna. Patrzyła na mnie pytająco, wcinając słynne ciasto truskawkowe. – Może pojechalibyście z Jellalem na weekend odpocząć? Wiem, że do ślubu zostało mało czasu i w ogóle, ale ja i Natsu się wszystkim zajmiemy – dodałem po chwili. Wyhaczyłem, że w pobliżu przechodzi Laxus, więc pociągnąłem zaskoczonego maga za rękaw i dokończyłem: - Laxus i Freed nam pomogą. – Uśmiechnąłem się do niej lekko, czekając na reakcję. Co prawda przez weekend nie zorganizujemy wszystkiego, ale przynajmniej odbudujemy gildię i kupimy prezenty. O ile Natsu przyniesie jakąś konkretną misję, za którą dużo zarobimy. Inaczej jesteśmy w czarnej dupie, spójrzmy prawdzie w oczy.
Laxus spróbował zaprotestować, ale uciszyłem go skutecznym kuksańcem w żebra. Pewnie później będę miał za to u niego przejebane, ale trudno – robię to dla wyższego dobra.
- No dobrze, Gray. Zaufam wam, ale jeśli mnie zawiedziecie… - Posłała mi spojrzenie zabójcy. Przełknąłem głośno ślinę.
- Nie zawiedziemy cię, Erza! – odparłem i zasalutowałem. Potem pociągnąłem Laxusa na bok i wyjaśniłem, w czym rzecz.
- Dobra, pomogę, byle tylko pozbyć się tej wkurzającej bestii. Znajdź Jellala i uświadom go, że będzie musiał sobie z nią radzić przez weekend i że składam uroczyste kondolencje z tego powodu – mruknął Dreyar i ruszył pomagać w odbudowie. – Tak przy okazji, zamierzamy powiększyć lokal, żeby już nie żyć w takiej ciasnocie – dodał na odchodne.
***
Janusz i jego pięciu braci zostali zaproszeni na wesele, chociaż nie wiem, po kiego chuja. Tak to już dawno by odjechali i nie katowali łbów. Jedyną pozytywną informacją było to, że dzięki nim praktycznie wyzdrowiałem.
– Tee, Gray! - usłyszałem głos Freeda gdzieś za mną. Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego pytająco. – Co mamy robić z Laxusem pod nieobecność Erzy?
- Aaa. Poszukacie księdza i kupicie prezenty. Resztą zajmę się ja. Widziałeś Jellala?
Zielonowłosy podrapał się po głowie, wyraźnie niezadowolony.
- No dobra – mruknął. – Jellal chowa się w bunkrze przeciwerzowym. Czyli w tej dziurze, w której miał być basen – odpowiedział i poszedł na poszukiwania zaginionego kondoma. Tak sądzę.
***
Minęła godzina, zanim zdołałem odnaleźć drogę do tej wielkiej dziury - w której kiedyś siedziałem jak skończony kretyn - teraz zwanej „bunkrem przeciwerzowym”. Wskoczyłem do środka, lądując z wielką gracją twarzą w piachu.
- Gray? Mam nadzieję, że Erza cię nie śledziła? – usłyszałem cichy głos Jellala.
Wyplułem piach z ust i podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Nie. A nawet jeśli, to zdążyłem ją zgubić. Szukałem tego miejsca godzinę! – jęknąłem, czując piach między zębami. Szlag. Ma ktoś może szczoteczkę do zębów?
- No tak. Ty i twoja orientacja w terenie. – Przewrócił oczami. – Po co mnie szukałeś?
- Złe wieści. Jedziesz z Erzą na weekend na wczasy. Tutaj nam tylko zawadzacie, załatwimy wszystko szybciej, kiedy was nie będzie. – Popatrzyłem na niego współczująco. – Niech moc będzie z tobą, stary!
Przez chwilę nic nie mówił, po dłuższej chwili jednak wcisnął się głębiej w „kąt” dołu i podciągnął kolana pod brodę, wyraźnie przerażony.
- Erza stała się straszna nawet dla mnie! To nie na moje nerwy! Nie zostawiajcie mnie z nią samego! – protestował. Dałbym głowę, że w jego oczach dostrzegłem łzy.
- Nie dramatyzuj. – Machnąłem ręką, zniecierpliwiony. – Dobrze wiesz, jaka jest Erza. Trzeba tylko przeżyć. Dasz radę. –Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Zbieraj dupę w kroki, chcę was wpakować w najbliższy pociąg, czy coś. Im szybciej pojedziecie, tym szybciej wrócicie, no nie?
Po wypowiedzeniu tych słów natychmiast podszedłem do niego i czekałem, aż wstanie. Zrobił to z pewnym wahaniem, wzdychając ciężko. Współczułem chłopakowi, tak troszkę.
- Robię to w imię wyższego dobra. Muszę jednak zapamiętać na przyszłość, żeby jej więcej nie zapładniać… - mruknął do siebie.
Stworzyłem schody z lodu i weszliśmy na górę. To nic, że mój ziom prawie stracił zęby, ślizgając się na stopniach. Zbyt późno wpadłem na to, żeby wykonać poręcze. Ale mniejsza z tym – ważne jest to, że w końcu pozbędziemy się Erzy!
***
Razem z Natsu staliśmy na peronie i machaliśmy odjeżdżającej parce. Kiedy zniknęli nam z pola widzenia, przybiliśmy sobie piątkę i odetchnęliśmy z ulgą. Bynajmniej ja, mój chłopak chyba był smutny.
- Gray, ja naprawdę chciałbym być ojcem – wyznał, wbijając wzrok w swoje buty. – Może jesteśmy młodzi i w ogóle, ale to nie jest z mojej strony tylko taka zachcianka i chęć wykazania się dojrzałością… - dokończył, jeszcze ciszej.
Kiedy tak na niego patrzyłem, było mi go szkoda. Był taki naiwny i uparty.
- Chodź, wracamy do domu. – Objąłem go ręką w pasie i ruszyliśmy powolnym krokiem w drogę powrotną. – Zastanawia mnie, dlaczego tu nie wrócimy. I podobnież uciekaliśmy przed niedobitkami z mrocznych gildii, a jak na razie nikt nas nie znalazł, z wyjątkiem Krosty i jego zioma, kilka miesięcy temu. To nie był prawdziwy powód wyprowadzki, prawda? – zapytałem, głównie po to, żeby zmienić temat. Jakby się nad tym zastanowić, to rzeczywiście było dziwne. Dotychczas się nie zastanawiałem nad tą sytuacją, która była początkiem mojej bliższej znajomości z pewnym magiem ognia.
- Mistrz zadłużył gildię i nie chciał płacić rachunków, więc zwialiśmy. Podsłuchałem to w pierwszym tygodniu pobytu w nowej bazie – odparł Dragneel, wyraźnie obrażony za tę jakże bezczelną zmianę tematu.
- Chwila. Wiedziałeś o tym prawie od początku. I nikomu nic nie powiedziałeś? – zdziwiłem się.
- A po co komu to wiedzieć? Zwialiśmy, to zwialiśmy. Na chuj drążyć temat? – warknął, odsuwając się ode mnie.
Przyspieszył kroku.
- Nie chcesz kupić sobie garnituru? W końcu masz być świadkową! – krzyknąłem za nim i dopiero wtedy się zatrzymał. Spojrzał na mnie, cały rozpromieniony.
I już wiedziałem, że czeka mnie horror – cały dzień zakupów. Matko, ratujcie mnie! Błagaaam!
Oczywiście Erza już powoli zaczynała świrować, w wyniku czego połowa bazy (którą zwiemy już gildią, z przyzwyczajenia) uległa destrukcji, a kilku członków naszej wielkiej rodzinki musiała poddać się leczeniu u Wendy. Tak, przyszły pan młody i ja również się zaliczaliśmy do tych „kilku”. Co dziwne, Natsu się upiekło. Cały czas latał za Scarlet, dopytując się o ciążę i dziecko. Był załamany, że nasze próby na nic się nie zdają, a jak do tej pory nikt – z wyjątkiem mnie - nie próbował mu tłumaczyć, że nie może mieć dzieciaka. Idiota.
Dlatego też – patrząc na powyższe – ślub musiał zostać przesunięty w czasie.
Zostały dwa tygodnie, a wciąż byliśmy w dupie z odbudową budynku, szukaniem księdza (Janusz się zaoferował, że nim będzie, ale Jellal odmówił z wiadomych powodów), prezentów ślubnych oraz obrączek. Niczego nam nie ułatwiała Erza, ten potwór w ludzkiej skórze. W końcu się wkurzyłem i – narażając się na śmierć – poszedłem z nią porozmawiać.
- Um, Erza? – zacząłem, od razu szykując się na cios. O dziwo, była spokojna. Patrzyła na mnie pytająco, wcinając słynne ciasto truskawkowe. – Może pojechalibyście z Jellalem na weekend odpocząć? Wiem, że do ślubu zostało mało czasu i w ogóle, ale ja i Natsu się wszystkim zajmiemy – dodałem po chwili. Wyhaczyłem, że w pobliżu przechodzi Laxus, więc pociągnąłem zaskoczonego maga za rękaw i dokończyłem: - Laxus i Freed nam pomogą. – Uśmiechnąłem się do niej lekko, czekając na reakcję. Co prawda przez weekend nie zorganizujemy wszystkiego, ale przynajmniej odbudujemy gildię i kupimy prezenty. O ile Natsu przyniesie jakąś konkretną misję, za którą dużo zarobimy. Inaczej jesteśmy w czarnej dupie, spójrzmy prawdzie w oczy.
Laxus spróbował zaprotestować, ale uciszyłem go skutecznym kuksańcem w żebra. Pewnie później będę miał za to u niego przejebane, ale trudno – robię to dla wyższego dobra.
- No dobrze, Gray. Zaufam wam, ale jeśli mnie zawiedziecie… - Posłała mi spojrzenie zabójcy. Przełknąłem głośno ślinę.
- Nie zawiedziemy cię, Erza! – odparłem i zasalutowałem. Potem pociągnąłem Laxusa na bok i wyjaśniłem, w czym rzecz.
- Dobra, pomogę, byle tylko pozbyć się tej wkurzającej bestii. Znajdź Jellala i uświadom go, że będzie musiał sobie z nią radzić przez weekend i że składam uroczyste kondolencje z tego powodu – mruknął Dreyar i ruszył pomagać w odbudowie. – Tak przy okazji, zamierzamy powiększyć lokal, żeby już nie żyć w takiej ciasnocie – dodał na odchodne.
***
Janusz i jego pięciu braci zostali zaproszeni na wesele, chociaż nie wiem, po kiego chuja. Tak to już dawno by odjechali i nie katowali łbów. Jedyną pozytywną informacją było to, że dzięki nim praktycznie wyzdrowiałem.
– Tee, Gray! - usłyszałem głos Freeda gdzieś za mną. Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego pytająco. – Co mamy robić z Laxusem pod nieobecność Erzy?
- Aaa. Poszukacie księdza i kupicie prezenty. Resztą zajmę się ja. Widziałeś Jellala?
Zielonowłosy podrapał się po głowie, wyraźnie niezadowolony.
- No dobra – mruknął. – Jellal chowa się w bunkrze przeciwerzowym. Czyli w tej dziurze, w której miał być basen – odpowiedział i poszedł na poszukiwania zaginionego kondoma. Tak sądzę.
***
Minęła godzina, zanim zdołałem odnaleźć drogę do tej wielkiej dziury - w której kiedyś siedziałem jak skończony kretyn - teraz zwanej „bunkrem przeciwerzowym”. Wskoczyłem do środka, lądując z wielką gracją twarzą w piachu.
- Gray? Mam nadzieję, że Erza cię nie śledziła? – usłyszałem cichy głos Jellala.
Wyplułem piach z ust i podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Nie. A nawet jeśli, to zdążyłem ją zgubić. Szukałem tego miejsca godzinę! – jęknąłem, czując piach między zębami. Szlag. Ma ktoś może szczoteczkę do zębów?
- No tak. Ty i twoja orientacja w terenie. – Przewrócił oczami. – Po co mnie szukałeś?
- Złe wieści. Jedziesz z Erzą na weekend na wczasy. Tutaj nam tylko zawadzacie, załatwimy wszystko szybciej, kiedy was nie będzie. – Popatrzyłem na niego współczująco. – Niech moc będzie z tobą, stary!
Przez chwilę nic nie mówił, po dłuższej chwili jednak wcisnął się głębiej w „kąt” dołu i podciągnął kolana pod brodę, wyraźnie przerażony.
- Erza stała się straszna nawet dla mnie! To nie na moje nerwy! Nie zostawiajcie mnie z nią samego! – protestował. Dałbym głowę, że w jego oczach dostrzegłem łzy.
- Nie dramatyzuj. – Machnąłem ręką, zniecierpliwiony. – Dobrze wiesz, jaka jest Erza. Trzeba tylko przeżyć. Dasz radę. –Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Zbieraj dupę w kroki, chcę was wpakować w najbliższy pociąg, czy coś. Im szybciej pojedziecie, tym szybciej wrócicie, no nie?
Po wypowiedzeniu tych słów natychmiast podszedłem do niego i czekałem, aż wstanie. Zrobił to z pewnym wahaniem, wzdychając ciężko. Współczułem chłopakowi, tak troszkę.
- Robię to w imię wyższego dobra. Muszę jednak zapamiętać na przyszłość, żeby jej więcej nie zapładniać… - mruknął do siebie.
Stworzyłem schody z lodu i weszliśmy na górę. To nic, że mój ziom prawie stracił zęby, ślizgając się na stopniach. Zbyt późno wpadłem na to, żeby wykonać poręcze. Ale mniejsza z tym – ważne jest to, że w końcu pozbędziemy się Erzy!
***
Razem z Natsu staliśmy na peronie i machaliśmy odjeżdżającej parce. Kiedy zniknęli nam z pola widzenia, przybiliśmy sobie piątkę i odetchnęliśmy z ulgą. Bynajmniej ja, mój chłopak chyba był smutny.
- Gray, ja naprawdę chciałbym być ojcem – wyznał, wbijając wzrok w swoje buty. – Może jesteśmy młodzi i w ogóle, ale to nie jest z mojej strony tylko taka zachcianka i chęć wykazania się dojrzałością… - dokończył, jeszcze ciszej.
Kiedy tak na niego patrzyłem, było mi go szkoda. Był taki naiwny i uparty.
- Chodź, wracamy do domu. – Objąłem go ręką w pasie i ruszyliśmy powolnym krokiem w drogę powrotną. – Zastanawia mnie, dlaczego tu nie wrócimy. I podobnież uciekaliśmy przed niedobitkami z mrocznych gildii, a jak na razie nikt nas nie znalazł, z wyjątkiem Krosty i jego zioma, kilka miesięcy temu. To nie był prawdziwy powód wyprowadzki, prawda? – zapytałem, głównie po to, żeby zmienić temat. Jakby się nad tym zastanowić, to rzeczywiście było dziwne. Dotychczas się nie zastanawiałem nad tą sytuacją, która była początkiem mojej bliższej znajomości z pewnym magiem ognia.
- Mistrz zadłużył gildię i nie chciał płacić rachunków, więc zwialiśmy. Podsłuchałem to w pierwszym tygodniu pobytu w nowej bazie – odparł Dragneel, wyraźnie obrażony za tę jakże bezczelną zmianę tematu.
- Chwila. Wiedziałeś o tym prawie od początku. I nikomu nic nie powiedziałeś? – zdziwiłem się.
- A po co komu to wiedzieć? Zwialiśmy, to zwialiśmy. Na chuj drążyć temat? – warknął, odsuwając się ode mnie.
Przyspieszył kroku.
- Nie chcesz kupić sobie garnituru? W końcu masz być świadkową! – krzyknąłem za nim i dopiero wtedy się zatrzymał. Spojrzał na mnie, cały rozpromieniony.
I już wiedziałem, że czeka mnie horror – cały dzień zakupów. Matko, ratujcie mnie! Błagaaam!