wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 26. Powrót do "szarej" rzeczywistości - czyli: na cholerę opuszczałem mój przytulny, acz zdemolowany dom?!

Jestem sobie z nowym rozdziałem i tak się zastanawiam… Gdzie się podziała Ankane-chan?! Q.Q




Ledwo przekroczyliśmy drzwi naszego domku (czytajcie: bazy), dostałem w mordę nogą od krzesła.
- Milusie powitanie – mruknąłem, rozmasowując obolały nos.
- Oi, Gray-san! Nie zauwaaaażyłam cię, przeeeraszam! – krzyknęła do mnie pijana Cana.
- Lajtowo – odparłem, gdyż byłem przyzwyczajony do takowych akcji.
Rozejrzałem się po wnętrzu tego, co służyło za salono-sypialnię. Serio, do tej pory nie wiem, jak my wszyscy dawaliśmy radę się tu pomieścić, ale to nie ważne.
Wracając do teraźniejszej sytuacji: albo odzwyczaiłem się od mieszkania tutaj, albo jakoś tak przybyło ludzi…
- Mamy gości? – zapytałem Natsu, marszcząc brwi.
- A bo ja wiem? Jeszcze wczoraj nikogo tu nie było – odparł, wzruszając lekko ramionami. – Chodźmy do sypialni. Muszę się tobą nacieszyć. – Mrugnął do mnie, posyłając mi zalotny uśmieszek.
Jako że od razu odgadłem, o czym mówi, krzyknąłem: - Już pędzimy!
Złapałem go za rękę, ciągnąc w kierunku naszego dawnego pokoju.
Pieprzyć pozostałych, później się z nimi przywitam. Teraz ważniejszy jest mój chłopak, wszystko inne mam głęboko i szeroko w dupie. Okaaay, może to nie było zbyt dobre porównanie… Zboczeńce!
Wpadliśmy do pokoju i obaj stanęliśmy jak wryci. Na naszym łóżku siedziała Wendy wraz z gościem w stroju supermana. Miał pieluchę, moherowy beret i okulary przeciwsłoneczne, przez co początkowo go nie poznałem.
- Eeeech? – wydusił z siebie dość zszokowany Natsu.
Facet szybko zerwał się z miejsca i ukłonił.
- Jam jest Janusz Wspaniały, na mój widok stają pały! – oznajmił, szczerząc żółte zęby w głupawym uśmiechu.
Przez kilka sekund nikt nic nie mówił.
- Na pewno nie moja – odezwał się wreszcie Dragneel. Chwilę później popatrzył na mnie i pomacał moje jaja, jakby chciał się w czymś upewnić. – Masz farta, twoja też nie – mruknął mi prosto do ucha.
Posłałem mu spojrzenie pod tytułem: „Seriously? Jesteś aż tak pojebany?”, ale wolałem tego nie komentować. Sytuacja sama w sobie była wystarczająco dziwna.
- To tylko taki rym, kochany! Sądzę, iż jesteś nieco podenerwowany!
- Będę podenerwowany, jeśli nie skończyć z tymi chujowymi rymami – mruknął tylko różowowłosy.
- Rymy to styl życia, lepsze to od picia!
- Dobra, zamknąć mordy. – Uciszyłem ich, gdyż takie pierdolenie wzbudzało we mnie irytację. Zbyt wielką irytację. Można by to nawet nazwać wkurwem.
Ja tu liczyłem na małe co nieco z Natsu, ale oczywiście musiał się zjawić ten pierdolnięty Janusz! Jakżeby inaczej. Pięknie, kurwa. Ten człeniu psuje wszystkie niecne plany.
- Po co żeś tu przybył?
- Bracia zwiedzać przyjechali, gdyż już pracę swą wykonali. Ja przybyłem na kontrolę. W razie czego zrealizuję twą ostatnią wolę.
Oooo shit. Całkiem zapomniałem, że jestem chory, tak szczerze powiedziawszy.
- Ale czemu pan pierdoli o ostatniej mej woli? – No pięknie. Rymy mi się udzieliły. Nie jest dobrze, oj nie jest.
- Nie wiem, czy się wyleczyłeś, czy chorobę zwyciężyłeś! Będę robił co w mej mocy, abyś nie musiał wołać pomocy!
Westchnąłem męczeńsko i przeczesałem włosy palcami.
- Znowu badania?
- Zmacać cię muszę, zmacać muszę cię. Nie dlatego, że muszę, lecz dlatego, że chcę! – odparł Janusz, śmiejąc się niczym pojeb.
- Eeeeeech?!! – Popatrzyłem na niego zszokowany, a Natsu dał wyraz swojej frustracji, rzucając w gościa lampką nocną.
- Na żartach się nie znacie? Ludzie, wy nic nie kumacie! – Pan Wspaniały z trudem uniknął zderzenia czołowego z lampką, ale jednak mu się to udało.
- To nam to, kurwa, wytłumacz – warknął Dragneel. Złapałem go za ramię, żeby nic więcej nie odwalił.
- Janusz po prostu zrobi badania i podda Gray’a kilkudniowej obserwacji – wtrąciła Wendy - Badania te nie są niczym strasznym. Po prostu spróbujemy oboje wniknąć w twój organizm, Gray.
Jako że miałem skojarzenia – i Natsu zapewne też – zapytałem: - Na czym to „wniknięcie” ma polegać?
- Nic wielkiego. Położymy ręce na twojej klacie i spróbujemy wykryć obecność wirusa. Później dla pewności poddamy cię obserwacji. Chcemy zobaczyć, jak zareaguje twój organizm na papierosy, alkohol oraz walkę. Wszystko jasne?
Pokiwałem głową. Nie byłem przekonany, czy to na pewno coś da, ale niech im będzie. Najwyżej w wyniku ich chorych eksperymentów przekształcę się w mutanta. Albo zejdę z tego świata. Albo trafię do izolatki w kaftanie bezpieczeństwa (co zresztą powinno nastąpić już dość dawno temu).
Pieprzyć to! Zaryzykuję – podobno głupiego nic nie jest w stanie zabić. Przekonałem się o tym na własnej skórze.
Janusz i Wendy podeszli do mnie i kazali się rozluźnić. I zdjąć koszulkę, co w sumie nie było konieczne, bo zaginęła w tajemniczych okolicznościach kilka sekund wcześniej. Ma się talent.
Tak jak zapowiedziała dziewczynka, położyli ręce na mej bardzo seksownej klatce piersiowej i stali kilka minut z zamkniętymi oczami, w wielkim skupieniu. Natsu przyglądał się nam z uwagą, nie chcąc niczego przegapić.
Kiedy już myślałem, że zasnę na stojąco, odsunęli się ode mnie z dość niepewnymi minami. Jako że nie należałem do ludzi cierpliwych, od razu zapytałem: - Coś nie tak?
Wendy zmarszczyła brwi.
- Piłeś lub paliłeś, pomimo zakazu? – zapytała.
- Raz piłem, na urodzinach Natsu – odparłem, marszcząc brwi.
- Wirus wciąż istnieje, widownia szaleje! – dodał swoje trzy grosze Janusz.
- To prawda, istnieje. Ale wystarczy kilka dni i dwie krople specjalnej mikstury, aby znikł.
Mikstury? No niee. Znowu będą we mnie wmuszać jakieś świństwo. Nie lepiej po prostu kopnąć w kalendarz, zamiast się tak męczyć?!
Zanim zdążyłem choćby zaprotestować, Wendy wlała we mnie resztki czegoś ohydnego z małej buteleczki. Zakrztusiłem się, takie to było okropne. Nawet nie ma z czym smaku porównać!
- ZAAAAABIJCIE MNIEEEE!!!!!!! – Wydarłem ryja, krzywiąc się. – ALBO CHOCIAŻ DAJCIE WODY!
- Spokojnie, Gray. Zaraz już nie będziesz czuł tego smaku.
Padłem na glebę i zacząłem się po niej tarzać, drąc się, że chcą mnie otruć. Oczywiście wzbudziło to furorę i pół gildii wbiło się na chama do pokoju, patrząc na mnie jak na zjeba. Albo małpę w cyrku. Lub w zoo. No pięknie, czyżbym już do końca stracił mą dobrą opinię…? Dobrze, że jestem przystojny – samo to mi daje +200% do zajebistości.
Nagle przestałem czuć w ustach smak tego czegoś, co wcisnęła mi ta mała wredota Wendy i podniosłem się z gleby.
- Alarm odwołany. Ja żyję! – przemówiłem dramatycznym tonem, na co każdy zareagował cudownym facepalmem.
- Gray, Skrabie… Załóż spodnie – powiedział Natsu, ubolewając nad moją głupotą.
Nie no, może po takim czymś ze mną nie zerwie. A może… Nieee. Na pewno nie. To by było głupie z jego strony. Przecież to właśnie głupota jest moją cechą charakterystyczną. I uroda, seksowność… Nie oszukujmy się – mógłbym tak wymieniać godzinami.
Mimo wszystko strzeliłem poker face’a i rozejrzałem się za dolną częścią garderoby. Oczywiście nie zdziwiłem się za bardzo, kiedy nigdzie nie dostrzegłem zagubionych w akcji spodni.
Kiedy byłem zajęty poszukiwaniami, Natsu wyprosił wszystkich na zewnątrz tłumacząc się, że musi ze mną porozmawiać na temat misji, którą dla nas wybrał. Połknęli haczyk. Tak naprawdę nie było żadnej misji, heheszky.
Wreszcie mogliśmy się oddać wspólnym namiętnościom. Zamknęliśmy drzwi na klucz i niemal od razu przystąpiliśmy do namiętnych pocałunków (mój boy nawet mnie obślinił, ja pieprzę). W momencie, gdy Dragneel perfidnie złapał mą skromną osobę za tyłek, ujrzałem za oknem moherowy beret i okulary przeciwsłoneczne, jednak zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Zdążyłem dostrzec zaślinioną mordę podglądacza.
- Co, kurwa?! – oderwałem się od chłopaka z piskiem małej dziewczynki.
- Co jest? – mruknął niezadowolony Natsu.
- Janusz, ten zboczeniec! Podglądał nas! – warknąłem, zdenerwowany.
Ja rozumiem – zapewne cierpi z braku czułości i seksu. Nie dziwię się w sumie, że nikg go nie chce, no ale bez przesady. Ta Polska, z której pochodzi ten ewenement, to musi być naprawdę dziwaczny kraj.
- Wiesz, lepiej powstrzymajmy się od seksu, dopóki nie pojedzie. Jeszcze by nas nagrał i wrzucił filmik na redtube, a tego to bym nie zdzierżył. Pomyśl… Tyle osób masturbujących się przy tym filmiku… Może to nie byłby taki zły pomysł? – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Dobra, zamknij mordę – jęknął Natsu, popychając mnie na ścianę. - Nie wiem, czy wytrzymam do jego wyjazdu, ale wolę poczekać, niż wylądować na tym całym redtube.
Zaśmiałem się i usiadłem spokojnie pod ścianą. Czułem, że czeka mnie jeszcze więcej niespodzianek. Tylko nie wiem, czy jestem na nie gotowy.


Coraz mniej komentarzy, widzę ;<
+ jeszcze dziś lub jutro pojawi się rozdział na blogu:  http://school-day-ft.blogspot.com
~Misuzu.

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 25. Powrót do gry - czyli: żyję, ale nie mam się dobrze.

Siemano!
Tym oto optymistycznym akcentem kończę tego oto bloga. ;>
Ale nie łamcie się! Przecież mam kilka innych blogów, których nie kończę! xD



Leżałem na czymś twardym i nie do końca wygodnym, do tego śmierdziało tu zgniłym ziemniakiem. Jęknąłem i przeczesałem włosy palcami, a wtedy natrafiłem na coś klejącego się na głowie. WTF?
Dobra, loading… Był jakiś melanż, czy coś? Znów się tak najebałem, że teraz pół dnia zajmie mi przypominanie sobie, gdzie jestem i co tu robię? Bo jak się nazywam, to jeszcze pamiętam, więc nie ma tragedii. Chyba.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i stwierdziłem, że pora otworzyć oczy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, które chyba kiedyś było moją sypialnią…
- Co. Tu. Się. Kurwa. Stało? – jęknąłem, łapiąc się za obolałą banię.
Znów natrafiłem na kleistą substancję we włosach, która okazała się krwią. Chyba że to były zmaślone truskawki, ale z tego co wiem, to nie kupowałem żadnych truskawek. I w ogóle owoców.
Wstałem ostrożnie, żeby się przypadkiem znowu nie wyjebać i ruszyłem w głąb domu. Część mebli została uszkodzona, o podłodze i ścianach już nie wspomnę. Chuj bombki strzelił, choinki nie będzie. Ogłuszyli mnie i zdemolowali mi chatę! No niee. Trzeba mieć pecha, naprawdę. Nie, sorry – nie pecha. Trzeba po prostu być mną.
Nagle moją uwagę przykuła różowa czupryna, wystająca spod rozpieprzonego stołu. Kawałek dalej z szafki wystawała jakaś noga.
WTF? Co to ma znaczyć?
Poczłapałem powoli do szafki i popatrzyłem na osobę, która leżała pod tym, co z niej zostało. Gościu patrzył na mnie dość nieprzytomnym wzrokiem.
-Zbieraj stąd dupę, kurwa – warknąłem, po czym podszedłem do osoby leżącej pod stołem. – Ty też, w tej chwili!
Stanąłem na środku kuchni, rzucając okiem (oczywiście nie dosłownie) raz na jednego, a raz na drugiego intruza.
Powoli się podnieśli, jęcząc jak napalone surykatki. Przybrałem minę pod tytułem „wiem, co tu się wyprawia”, chociaż oczywiście nie wiedziałem. Mimo wszystko czasem (w moim przypadku prawie zawsze) trzeba udawać, że jest się mądrym i potrafi się dochodzić do właściwych wniosków. Tylko bez skojarzeń, jeśli chodzi o dochodzenie, zboczeńce.
- Dobra, skoro już wstaliście, to wyjaśnijcie mi jedną rzecz – zacząłem rzeczowo, krzyżując ręce na piersi.
Natychmiast zaczęli się nawzajem przekrzykiwać, a od tego darcia mordy rozbolała mnie głowa i chyba mózg się rozlał. O ile go w ogóle miałem.
- ZAMKNĄĆ SIĘ! – wydarłem się, co przyniosło pożądany skutek.
Spokojnie, Gray – wdech i wydech. Przecież pamiętasz, jak się oddycha. Wdech i wydech.
- Wyjaśnijcie mi TRZY rzeczy – poprawiłem się. – Kim jesteście, co tu robicie i dlaczego mój dom jest w rozsypce?
Chyba zdziwiły ich moje słowa, albo wolno jarzyli, bo przez dobre pięć minut tylko się na mnie bezczelnie gapili. I to ja poczułem się niedorozwinięty. Już otwierałem usta, żeby powtórzyć swoje słowa nieco wolniej, ale przeszkodził mi gościu z różowymi włosami.
- Gray, przecież to ja, Natsu… Twój chłopak! – Wyraźnie się zdenerwował, ale też chyba zaniepokoił.
Nie, chwila. Że co, kurwa? Mój CHŁOPAK? Chłopak?!
- Dobry kawał, serio, ubawiłem się. A teraz mówcie serio, albo was rozkwaszę na tej ścianie za mną. Krew ładnie się będzie komponować z jej beżowym kolorem – prychnąłem.
Różowy zrobił minę, jakby moje słowa go zraniły. A może po prostu chciało mu się srać?
- Ej, Gray… Przecież to ja, Lyon. Mieszkamy razem i gdyby nie tamten chuj, już byśmy byli w związku partnerskim! – odezwał się białowłosy.
Zacząłem się śmiać jak pojebany, na co ten zrobił obrażoną minę.
- Oj, chłopcy… Po pierwsze nie jestem gejem. Po drugie, nie wiem, skąd znacie moje imię, ale pieprzę to. Idźcie mi stąd, albo wcielę moją groźbę w czyn – mruknąłem, odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem do sypialni, która bardziej przypominała ledwie trzymającą się kupy melinę, bądź też żulernię.
Położyłem się na łóżku, które w sumie jako jedyne ocalało, i westchnąłem. Ciężkie jest me życie, posądzają mnie o gejostwo, zniszczyli mi chatę i mój łeb nadal krwawi. O taak, żyć, nie umierać, radujmy się wszyscy, albowiem moja dola jest tak zajebista i pełna radości. Tak w ogóle, to co ja dziś robiłem…?
Wysiliłem mózg. Czarna dziura.
Wysiliłem mózg bardziej. Nadal czarna dziura.
Wysiliłem mozg jeszcze bardziej. Ciągle czarna dziura.
Chuj.
Pewnie piłem. 
W sumie to co innego mogłem robić? Przecież mam już nawet kartę stałego klienta w monopolowym z pięćdziesięcioprocentowym rabatem na wódkę.
Kiedy tak leżałem na brzuchu i kminiłem, gdzież ta karta właściwie się znajduje, do pomieszczenia weszli ci dwaj, którzy nie dalej jak dziesięć minut temu wmawiali mi, że jestem gejem i szerzę pedalstwo.
- A wy, czego tu, kurwa, chcecie?! – zerwałem się na równe nogi, naprawdę wkurzony.
Co za bezczelne typki! No i mogliby się przefarbować na jakieś ciut normalniejsze kolory.
- Wiem, że pewnie nie chcesz nas znać, w końcu zdemolowaliśmy ci dom, ale nie musisz od razu udawać, że nas wiesz, kim jesteśmy – mruknął wyraźnie obrażony Różowy. Biały kiwnął głową, zgadzając się z nim.
Dobra. Coś tu jest nie tak. W mojej bani zadzwonił dzwonek oznaczający, że coś istotnego mi umknęło.
- Ej, ale ja naprawdę was nie pamiętam. Piliśmy wczoraj razem, czy jak? – Zrobiłem głupią minę i podrapałem się po policzku, próbując skojarzyć skądś ich twarze.
 - Widocznie masz amnezję po tym, jak nagle zemdlałeś i walnąłeś głową o kant szafki! – wykrzyknął odkrywczo Różowy.
Dobra, nie pamiętałem tego, ale niech mu będzie.
- Dobra. Walnąłem sobie, ale co z tego? Wprawdzie nie pamiętam, co dzisiaj robiłem, ale to pewnie dlatego, że zachlałem mordę. – Wzruszyłem ramionami i przysiadłem na łóżku, bo nagle jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Czyżby kac się dopiero udzielił? Ech, to kara za przerwę w piciu…
- Trzeba ci jakoś przypomnieć ten dzień – powiedział Białas i podszedł do mnie żwawym krokiem.
Jako że stanął aż za blisko, przesunąłem się dalej na łóżku i rzekłem: - Zaburzasz moją przestrzeń osobistą.
Różowy wybuchnął śmiechem i odepchnął Białasa. Sam złapał mnie za przód koszulki i przyciągnął do siebie. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, już się całowaliśmy.
Poczułem się dość dziwnie. Jakby coś chciało się ze mnie wydostać i to wcale nie gazy. Oderwaliśmy się od siebie po dłuższej chwili i on popatrzył wyczekująco na mą skromną i jakże seksowną osobę.
Zamknąłem oczy i przez moją banię zaczęły przelatywać różne obrazy i sceny. Już pamiętałem.
Podniosłem wzrok na Natsu i Lyona i zapytałem: - Możecie mi wyjaśnić, dlaczego zemdlałem i dlaczego rozpieprzyliście mi pół domu?
- Rozpieprzyliśmy ci pół domu po tym, jak zemdlałeś. To przez tego frajera. – Natsu wskazał oskarżycielsko na Lyona. – Kłóciliśmy się o ciebie… - Dokończył, lekko się rumieniąc.
Och, zawstydziłem się. Nikt do tej pory się o mnie nie kłócił! To takie piękne, mogłem to nagrać. Inaczej nikt w to nie uwierzy.
- A zemdlałeś przeze mnie – mruknął Lyon, spuszczając wzrok.
- Jak to? – zapytałem, zaskoczony.
Czyżby mi przyjebał, czy coś? Łoo kurwa.
- No bo wiesz, ja podsłuchałem twoją rozmowę z Jellalem i wiedziałem, że on – tu wskazał na Natsu – ma przyjść. Dlatego do śniadania dosypałem ci proszek nasenny o bardzo silnym działaniu. Przez to miałeś spać cały dzień i całą noc. Jak widać coś nie zadziałało, bo obudziłeś się po kilku godzinach.
Patrzyliśmy na niego ze sporym WTF na twarzach.
- Ale dlaczego to zrobiłeś? Na cholerę? – warknął Natsu.
- No bo kocham cię Gray i nie chciałem, żebyś z nim rozmawiał. Chciałem, żebyś został tu ze mną… - dokończył, wyraźnie zestresowany.
Przygryzłem wargę i się po prostu na niego gapiłem. To jakaś ukryta kamera i zaraz wyskoczy Erza, drąc się „mamy cię!”. Tak, to na pewno to.
- Przepraszam. Ja… Lepiej już pójdę. – Uśmiechnął się smutno i ruszył w kierunku drzwi. A raczej miejsca, w którym kiedyś były drzwi.
Spojrzałem na Natsu, a potem za Lyon’em i przyszła mi do głowy pewna myśl. Tak ludzie, ja jeszcze czasami myślę!
- Lyon, czekaj. – Zatrzymałem go. – Możesz tu mieszkać. Oczywiście najpierw musisz sobie zrobić remont i tak dalej. Rozwaliłeś dom, to teraz płać. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Ja wracam z Natsu do gildii. Będę cię czasami odwiedzał. I wiesz co… Powinieneś spróbować z Juvią. Aktualnie jest na misji… od kilku miesięcy, ale jak tylko wróci, dam ci znać.
Wziąłem Natsu za rękę i wyminęliśmy go, wychodząc do przedpokoju.
- Dziękuję, Gray. I jeszcze raz przepraszam. – Lyon wyglądał na przybitego, ale to nie mogło być teraz moim problemem.
Wyszliśmy z Natsu na zewnątrz i trzymając się za ręce ruszyliśmy w kierunku zachodzącego słońca.
W zasadzie nie zachodziło, ale chciałem tak jakoś trochę romantyzmu dowalić. Mniejsza o to.
Niniejszym ogłaszam, że zaczyna się nowy rozdział w mym życiu. Zapewne mój luby dostarczy mi wielu problemów, ale... jestem zdania, że z problemami trzeba się przespać. Heheheherbata.
Może jednak nie będzie tak źle?



_
Hahahah, żartowałam, nie kończę bloga, nie zrobiłabym wam tego. Nabraliście się? XDDD
*zebrało jej się na robienie sobie jaj z każdego*
~Misuzu.


PS. Co do bloga, na którym będę publikować wasze zamówienia, już takowy powstał. Teraz tylko muszę dopracować wygląd, jednak tym zajmę się kiedy indziej. Oto link: http://melodie-jutra.blogspot.com 

czwartek, 6 czerwca 2013

ZAMÓWIENIA

Witajcie!
Ogłaszam, że od dzisiejszego wieczora przyjmuję zamówienia na one shoty, bądź też jakieś dłuższe opowiadania.
Jeżeli ktoś chce, żebym coś dla niego napisała, to proszę się zgłaszać w komentarzach pod tym postem, lub pisać na e-mail: okumurowa178@gmail.com
Prace dla was będę publikować na blogu, który stworzę specjalnie do tego celu.
Oczywiście jeżeli będzie sporo chętnych osób.
Jeżeli w ciągu tygodnia dostanę co najmniej 15 zamówień, założę bloga, a adres podam w następnym tego typu ogłoszeniu.
~Misuzu.

P.S. Jeżeli macie jakieś pytania odnośnie tego ogłoszenia, to pytajcie śmiało.
Pozdrawiam!

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 24. Magnolska masakra gumowym nożem - czyli: pisz testament, albowiem to dzisiaj zginiesz.

Witaam! Przysiadłam tak trochę przy rozdziale, chociaż weny zbyt wielkiej nie miałam... Ale coś tam napisałam. xD


Odsunąłem się od Lyona i cały czas zerkałem z niepokojem na Natsu. Coś mi mówiło, że to właśnie dziś umrę. I jeden i drugi mi wpierdoli tak, że nie będę pamiętał, jak się nazywam. Zupełnie jak po grubym melanżu. Strzeliłem poker face’a i czekałem na śmierć.
- O, Dragneel! Co za niespodzianka, wczoraj był u nas Jellal, a dzisiaj ty. To miłe. - Lyon wyszczerzył nie do końca białe zęby w uśmiechu. – Ale coś niemrawo wyglądasz. Nic ci nie jest? – Zmarszczył brwi (dobrze, że nie miał takich jak Yuka, bo one to chyba mają własne życie).
- Idź po lekarza – powiedziałem, siadając obok Natsu. – Szybko.
Chciał zaprotestować, ale kiedy napotkał moje spojrzenie, po prostu wyszedł. Gdy wreszcie usłyszałem trzaśnięcie drzwi wejściowych, odetchnąłem głęboko.
- Lyon mnie kocha. Myślałem, że ty wybrałeś Gajeela. Niewiele myśląc, przespałem się z nim. I teraz on sądzi, że jesteśmy razem – wyjaśniłem, tak trochę nieskładnie.
Dragneel wyglądał, jakby w ogóle mnie nie słuchał. Zanim choćby ruszył palcem, minęły wieki.
- Nie zdradziłeś mnie, bo nie byliśmy razem – wydusił z siebie wreszcie. – Co nie zmienia faktu, że to boli, aż za bardzo – dodał ciszej, opadając na poduszki.
- Natsu… Przepraszam cię. Pewnie mi nie wybaczysz, ale ja naprawdę żałuję, że tak bardzo dałem się ponieść emocjom. – Panie i panowie, chyba jakoś wybrnąłem, należą się brawa!
Nie odpowiedział. Jego oddech stawał się coraz płytszy i zaczynałem się poważnie niepokoić o stan jego zdrowia.
- Natsu, słyszysz mnie? Jeśli tak, to chociaż kiwnij głową.
Zmarszczyłem brwi i ująłem jego dłoń w swoją.
- Słyszę cię. Po prostu myślę – odparł. – Gdyby nie to, że jakoś mi słabo, to po twoim domu i po tobie nic by nie zostało – dodał po chwili.
Przełknąłem głośno ślinę. No i jednak nie wybrnąłem, ale brawa możecie mi bić. Za głupotę.
Nie wątpiłem ani przez moment w prawdziwość jego słów. Zaczynałem się cieszyć, że jednak tak nie do końca dobrze się czuje. Nie żebym mu nie współczuł, czy coś…
Nagle Pedalski Włos poderwał się z łóżka i rzucił na mnie, przy okazji zrzucając nas obu na podłogę.
- Ej, przestałeś wyglądać na chorego! – pisnąłem niczym mała dziewczynka na widok pająka, po czym automatycznie spaliłem buraka. W końcu takie reakcje nie przystoją prawdziwemu mężczyźnie.
- Musiałem jakoś uśpić twoją czujność, idioto – syknął przez zaciśnięte zęby, zaciskając palce na mojej (tzn. Lyona) koszulce.
Mamoo, ja nie chcę umieraaać! On ma wściekliznę, toczy pianę z pyska! A jak mnie czymś zarazi?
To koniec. Klęska. Po mnie. Nie zdążyłem napisać testamentu, a jest tyle osób, którym chciałbym przepisać spadek po mnie. Co prawda nie jest jakiś szczególnie duży ani przydatny ani wartościowy… No ale liczy się gest, co nie?
Złapałem go za nadgarstki, chcąc choć trochę pohamować jego mordercze zapędy.
- Chcesz mnie zabić? – warknąłem cicho.
- Nie mogę tego znieść, do cholery! – krzyknął, potrząsając mną jak jakąś lalką.
Poczułem, że jeszcze chwila i się porzygam, a tego to chyba nikt nie chciałby ani widzieć, ani wąchać, cholera. Mimo wszystko pozostałem zupełnie bierny. Zwolniłem uścisk na jego nadgarstkach i po prostu czekałem, aż powie to, co chce powiedzieć. Jakbym się wtrącił, to – znając mnie – palnąłbym taką głupotę, że musiałbym się z niej tłumaczyć do usranej śmierci. Wolałbym tego uniknąć, chociaż zważywszy na okoliczności… Moja śmierć jest blisko. Już chyba nawet widzę światełko w tunelu, od tego telepania mną w tą i w tamtą.
- Nie mogę znieść tego, że między nami się tak popsuło, ani tego, że… dotykał cię ktoś inny!
Przydusił mnie do podłogi. Poczułem, że jego kolano gniecie mi jaja i skrzywiłem się lekko.
- Ale najbardziej nie mogę znieść tego… Tego, że ty masz to w dupie. – Głos mu się lekko załamał. – I jeszcze się z tego cieszysz.
WTF?
- Nie cieszę się. Gnieciesz mi penisa, dlatego się tak krzywię! – jęknąłem, tym samym oddalając na chwilę nieuchronne.
Zabrał nogę, mrucząc ciche „przepraszam”, a potem po prostu przetoczył się na bok i usiadł po turecku, chowając twarz w dłoniach. Chwilę czekałem na kolejny wybuch z jego strony. Był pozornie spokojny, jak pierdolony tybetański mnich, który medytuje w wagonie pełnym pierdolonych tybetańskich mnichów.
Później jednak stwierdziłem, że muszę coś zrobić – nie chcę, żeby cierpiał. I co ważniejsze – nie dam mu odejść.
- Kiedyś cię ruchnę, ruchnę cię! – Zafałszowałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Strzeliłem standardowego poker face’a.
- Przepraszam, chciałem zaśpiewać coś innego, ale chwilowo zabrakło dobrego pomysłu na tekst… - mruknąłem, kiedy nie odpowiadał.
- Jesteś tak popierdolony, że naprawdę nie wiem, co ja w tobie widzę – warknął.
Usiadłem naprzeciwko niego i zaśmiałem się cicho. Przeczesałem włosy palcami, a potem odjąłem jego ręce od twarzy i spojrzałem mu prosto w oczy.
- Właśnie za to mnie kochasz. A ja kocham ciebie i to się nie zmieni mimo tego, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Bez ciebie jestem jak studnia bez wody, jak zapalniczka bez gazu i jak mucha bez smrodu – wyznałem, aż za bardzo szczerze, sądząc po jego minie.
- To ostatnie mogłeś sobie oszczędzić. – Nadął policzki, niezadowolony.
- Chciałbym dalej z tobą być – szepnąłem cicho, przybliżając twarz do twarzy Natsu. Wplotłem palce jednej ręki w jego włosy.
Skinął lekko głową i już wiedziałem, że wszystko się jakoś ułoży. Po prostu to czułem.
Złączyliśmy wargi w namiętnym pocałunku, który odzwierciedlał tęsknotę i pragnienie, aby ta chwila już nigdy nie minęła.
O kurwa, zauważyłem, że ostatnio coś mądrze gadam. Czyżby ktoś mi zaaplikował jakiś „zmądrzacz”, czy coś?
Tak, nie ma to jak w takiej pięknej chwili myśleć o „zmądrzaczach”, które nie istnieją.
Pogłębiłem pocałunek, jednocześnie zmuszając Natsu, żeby się położył. Całowanie tak bardzo nas pochłonęło, że nie zwracaliśmy na nic uwagi, aż do chwili…
- Gray! Co tu się, do cholery, dzieje?! – Lyon stał w progu, przyglądając się nam z wkurwem widocznym na pierwszy rzut oka. Prawie widziałem, jak czacha mu dymi ze zdenerwowania.
Zerwaliśmy się z podłogi z minami niewiniątek.
- Lyon, ja… - zacząłem. – Z Natsu byliśmy razem wcześniej. I teraz znowu jesteśmy. Przepraszam…
- Nie mogę w to uwierzyć – warknął, podchodząc do nas.
A potem… Mówiąc szczerze, nie wiem, co działo się potem, bo chyba zemdlałem. Oh god, co za wstyd.


Końcówka trochę... dziwna. xD
Nie mam pojęcia, kiedy coś dalej napiszę. ;o
~Misuzu.